Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miała 18 lat i na imię Basia. Po 27 latach wpadł jej morderca

Dariusz Chajwski
- Jaka była? Miała przed sobą całe życie... - mówi Józefa Żelazko o zamordowanej córce
- Jaka była? Miała przed sobą całe życie... - mówi Józefa Żelazko o zamordowanej córce fot. Mariusz Kapała
Gdy Józefa Żelazko mówi o córce, w jej oczach pojawiają się łzy. I tak od 27 lat. Od dnia, w którym Basia spotkała na swojej drodze Mirosława C. To prawdopodobnie on ją zgwałcił, a potem zabił. Ale za kratki trafił dopiero teraz.

Najpierw był telefon z prokuratury. Pani Jadwiga przez dłuższą chwilę nie mogła dojść do siebie. W głowie tłukło się jedno zdanie: "Mają go!". Później przyjechała pracownica prokuratury z dokumentami. Śledztwo w sprawie śmierci Barbary Ż. będzie prowadzone ponownie. Po 27 latach.

Wiedziałam, że to on

- Przez cały czas wiedziałam, że to on - wzdycha Jadwiga Żelazko. - Gdy usłyszałam jego nazwisko, musiałam je zapamiętać, zostanie w głowie do końca życia. Tak samo zapamiętałam tę twarz. Przez te wszystkie lata... Tego dnia jechałam z nim autobusem, było ciasno, stał obok mnie. Razem wysiedliśmy. Poszedł czytać rozkład jazdy, ale był dziwny.
Po 20 minutach autobusem z Zielonej Góry przyjechała Basia, córka pani Jadwigi. Miała 18 lat. Ładna, miła, dobrze się uczyła, była gospodynią klasy w odzieżówce w Gubinie. Właśnie miała wyprawiać osiemnastkę i prosiła rodziców, by odkładali kartkową czekoladę dla gości. Tego dnia wracała z praktyki.

Nazajutrz zgłoszono zaginięcie dziewczyny. Później sąsiad znalazł ciało w lasku obok drogi do Radomii pod Zieloną Górą. Została zgwałcona i uduszona paskiem od torebki.
Na mężczyznę, który przyjechał autobusem z Zielonej Góry i kręcił się po drodze do Radomii i dalej do Orzewa, wskazało kilka osób. I opis był jeden - że dziwny. Nie, nie za sprawą brązowej kurtki ze skaju, ale zachowania. Chował twarz, a na widok ludzi krył się w lesie.
- Później było rozpoznanie na komendzie, wskazałam go bez wahania - opowiada pani Jadwiga. - Z tego, co wiem, inni zrobili to samo. Ale go wypuścili, bo podobno miał alibi. Jakie? Twierdził, że szukał pracy. To było alibi?

Na tyle mocne, że Mirosława C. wypuszczono. Na decyzję nie wpłynęła nawet informacja, że niespełna miesiąc wcześniej opuścił więzienie, w którym odsiadywał wyrok za zgwałcenie i zabicie 15-latki w Wielkopolsce. Najpierw karę śmierci zamieniono mu na 25 lat, po czym zwolniono po ledwie 12 latach.

Archiwum X

I pewnie pani Jadwidze nadal śniłaby się jego triumfująca twarz, gdyby nie kryminalistyczna technologia i upór prokuratorów i policjantów. Ci drudzy działają w tzw. Archiwum X, czyli wydziale zajmującym się sprawami, które nie zostały rozwiązane. Dopisało im też szczęście. Ślady biologiczne sprzed 27 lat nie zostały zniszczone. Wyizolowano kod DNA, który pasował jak ulał do Mirosława C. Dziś dowody wskazują, że w lasku przy drodze do Radomii to był on.

Zatrzymano go 25 maja, dokładnie w 27. rocznicę znalezienia ciała Basi.
- To wyjątkowa satysfakcja, gdy do prawdy i sprawiedliwości dochodzi się po latach - nie ukrywa prokurator Zbigniew Fąfera, który zajmuje się wznowionym śledztwem. - Z tego, co wiem, także prowadzący postępowanie byli przekonani, że to Mirosław C. jest sprawcą. Ale brakowało jednoznacznych dowodów.

- Mamy wyselekcjonowanych około 80 starych, umorzonych śledztw, do których zamierzamy wrócić w poszukiwaniu sprawców - dodaje Aleksander Ławreszuk, naczelnik wydziału kryminalnego lubuskiej komendy wojewódzkiej policji. - Dlaczego dopiero teraz? Bo dopiero teraz nasza technika pozwala na zdobycie nowych dowodów.

Kara śmierci to za mało

W domu Żelazków przez kilka dni urywał się telefon. Dzwonili krewni, bliżsi i dalsi znajomi. Wszyscy mówili o satysfakcji. O niczym innym nie dyskutuje się w Orzewie i w Radomii, ani w pobliskim Drzonowie.

- Że też nie ma kary śmierci, powinien zadyndać - uważa mieszkaniec Orzewa. - Nie, to za mało. Powinien cierpieć, jak to dziecko cierpiało. A milicjanci też przez lata nie wierzyli naszym ludziom. I chłopaków ciągali po komisariatach. Na przykład kolegę Basi od podstawówki. Jak chłopak musi się czuć?

Nigdy wcześniej ani później nic równie potwornego w okolicy się nie zdarzyło. Ludzie mówią o uldze. O tym, że to był jednak ktoś obcy. Bo straszne było przez te wszystkie lata żyć nawet z cieniem podejrzenia, że zrobił to ktoś znajomy, bliski, z kim spotykamy się w sklepie czy na przystanku autobusowym.

Ruszy proces, Mirosław C. stanie przed sądem. Sąsiedzi wybierają się na salę rozpraw. Żeby popatrzeć na tego drania. Bo o Basi pamiętali nie tylko dlatego, że przy drodze stoi krzyż. I nie tylko dlatego, że na jej przykładzie matki pokazywały córkom, jak bardzo trzeba na siebie uważać. Pamiętali, bo jak można zapomnieć o kimś takim? I jak można zapomnieć o tak okrutnej śmierci?

Mirosław C. nie przyznaje się do winy. Podaje alibi identyczne jak przed laty, ale dorzuca nowe, niemożliwe już dziś do sprawdzenia fakty. Ma nadzieję, że i tym razem wątpliwości będą przemawiały na jego korzyść. Po tym tragicznym maju 1983 wrócił do celi za kradzież i odsiedział do końca wyrok, który miał zawieszony. Wyszedł z więzienia w 1997 r.
- Oczywiście, że pójdę na proces, chciałabym plunąć mu w oczy - dodaje pani Jadwiga. - I powiedzieć, że zamordował cudowną dziewczynę, taka była Basia. I chciałabym, żeby tak jak ona, leżał teraz w ciemności...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska