Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miała być rośliną. Dziś jest kochaną mamą i żoną

Redakcja
Marlena Czerpińska z córką Angeliką podczas wspólnych zabaw.  Wystarczy puścić wodze fantazji i już
Marlena Czerpińska z córką Angeliką podczas wspólnych zabaw. Wystarczy puścić wodze fantazji i już ARCHIWUM RODZINNE
Niesprawne ręce zastąpiły... nogi. Chęć bycia samodzielną wystarczyła, by pokonywać wszystkie trudności. Studia skończyła z wyróżnieniem

Jaka była radość, gdy przyszła na świat?! Myśleliśmy, że to będzie chłopiec, a tu jest dziewczynka i też dobrze - mówili po porodzie rodzice Marleny Studzińskiej (dziś Czerpińskiej). - Ważne, żeby dziecko było zdrowe! I było.

Gdy córka skończyła miesiąc, zachorowała na zapalenie płuc. Po pewnym czasie brakowało już żył na rączkach. Zastrzyki dostawała w główkę.

Po powrocie ze szpitala rodzice zaczęli zauważać różnice w jej zachowaniu. Dziewczynka była wiotka. Miała zaciśnięte piąstki…

Później jej półroczni rówieśnicy już siedzieli. Zaczynali wstawać. Ona? Nawet nie podnosiła zabawek. Siedziała tylko obłożona poduszkami.

Po dziewięciu miesiącach rodzice oddali córkę na szczegółowe badania.

- Mózgowe porażenie dziecięce, czterokończynowe - usłyszeli diagnozę. I że dziecko będzie głęboko upośledzone. Zero kontaktu.

Mając półtora roku ich pociecha jednak zaczyna mówić zdaniami. W wieku czterech lat - czytać. Ba, wie, która jest godzina na wskazówkowym zegarku! Choć nikt jej tego nie uczy.

Rok później w poradni psychologiczno-pedagogicznej przechodzi badania. Czy może iść do zerówki? Okazuje się, że nawet do pierwszej klasy.

Pisze nogą na komputerze

Ma jeszcze dwie siostry. Często bawią się lalkami. Ona?

- Też tak chciałam. Ale nie mogłam nic wziąć do ręki - opowiada Marlena Czerpińska. - Odkryłam, że przecież mogę rozebrać i ubrać lalkę nogami. Tak zaczęłam malować, naklejać wydzieranki… A swoją drugą, młodszą siostrę, kołysać nogami do snu.

Bardzo dobrze sobie radzi w podstawówce. Wzorową uczennicą jest też w liceum. Materiał opanowuje pamięciowo. Notatki robią jej nauczyciele. Aż dostaje komputer. Teraz może sama pisać. Nogami!

- Jak to jest? - dziwią się nie tylko znajomi. - Zaczęła pisać w wieku 17 lat i nie robi błędów.

Matura? Same piątki i tylko dwie czwórki.

Marzy o studiach na pedagogice kulturalno-oświatowej. Ale tu obowiązuje egzamin praktyczny. Z tańca. No i trzeba mieć sprawne ręce.

Dostaje się na pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą. Pracę magisterską pisze pod kierunkiem profesor Aleksandry Maciarz.

- To wspaniała kobieta. Wiele jej zawdzięczam - podkreśla Marlena Czerpińska.

Studia kończy z wyróżnieniem.

Szczęście ważyło 2,7 kg

Na obozie rehabilitacyjnym w Gościmiu poznaje Maćka. Fizjoterapeutę. Jest szczęśliwa. Żałuje tylko, że tato tego nie widzi. Zginął tragicznie. To on nauczył ją grać na organach. Nogami. Muzyka pochłania ją bez reszty. Należy do grupy muzycznej we wspólnocie „Wiara i światło”. Gra w zespole muzycznym w Duszpasterstwie Akademickim. Dwa razy w miesiącu razem z gitarzystą daje koncerty w ośrodku rehabilitacyjnym w Gościmu. Później prowadzi muzykoterapię w klubie „Kolory życia”. Działa w Miejskiej Społecznej Radzie Osób Niepełnosprawnych.

Chce pomagać innym. Nie chce, by jej pomagano. Musi być maksymalnie samodzielna. Wyznaje zasadę: „To, czego nie mogę zmienić, muszę zaakceptować. Ale to, co mogę zmienić, muszę to zrobić”.

Jej postanowienia cały czas wspiera Maciek i najbliższa rodzina. Marzy o założeniu własnej. I o dziecku.

Z obozów w Gościmiu znała ginekologa Mirosława Jaskułowskiego z Nowej Soli. To on przekazał przyszłym rodzicom dobre wiadomości. Później pacjentkę przejął doktor Jerzy Hołowczyc z Zielonej Góry. Bo przyszła mama chciała rodzić w rodzinnym mieście.

- Obu lekarzom jestem bardzo wdzięczna. Nie chodziłam na prywatne wizyty - wspomina zielonogórzanka. - O każdej porze dnia i nocy mogłam zadzwonić, poradzić się.

Przytyła dziewięć kilogramów.

Państwo Czerpińscy nie chcieli wiedzieć, czy będzie chłopiec czy dziewczynka. Najważniejsze, żeby dziecko było zdrowe.

Angelika ważyła 2,7 kg. Miała 50 cm. Dostała 8 punktów w skali Apgar. To po narkozie…

Jerzy Hołowczyc z oddziału ginekologii i położnictwa wojewódzkiego szpitala w Zielonej Górze przyznał wtedy, że w historii szpitala po raz pierwszy lekarze spotkali się z przypadkiem mamy na wózku z niekontrolowanymi ruchami. Stąd pojawiły się np. nietypowe dolegliwości. I konieczność dodatkowych wizyt. Jak podkreślał lekarz, pani Marlena była bardzo dzielną, zdyscyplinowaną pacjentką, ściśle przestrzegała wszystkich zaleceń. Przy tym zawsze pogodna i ufna.

Sam poród był już dość prosty. Cesarskie cięcie. Nie mogło być mowy o przyjściu na świat dziecka naturalnymi siłami.

Są jak muszkieterowie

Marlena Czerpińska stara się być najlepszą z mam. A nie jest to proste. Bo jeśli np. córka uciekałaby jej na dworze, to przecież nie pobiegnie za nią. Nie weźmie na ręce.

Karmiła, przebierała małą... nogami.

- Od początku wiedziałam, że muszę przewidywać różne sytuacje - mówi. - I że dziecko musi czuć przede mną respekt. I tak jest. Co mama powie, to święte.

Zawsze wszystko dziecku na wyrost tłumaczyła. Dziś też.

Oglądamy zdjęcia. Na jednym z nich Angelika pisze na zabawkowym komputerze nóżką.

- Ona mnie naśladowała. Widziała, że wszystko robię nogami - wspomina zielonogórzanka. - Musiałam jej ciągle wyjaśniać, że to rączkami się maluje, ubiera lalkę, odkłada na miejsce zabawki.

Bycie mamą daje jej wiele szczęścia. Dumna jest ze swojej pociechy, która nie wiadomo kiedy stała się nastolatką.

- Konie to wielka pasja mojej córki - przyznaje pani Marlena. - Cieszę się, że ma takie zainteresowania. Razem z mężem staramy się, by mogła je rozwijać.

Są jak trzej muszkieterowie. Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego. Uwielbiają spędzać ze sobą czas. Nie zawsze on jest. Pan Maciej nie odmówi przecież pomocy, gdy ktoś cierpi na bóle kręgosłupa czy inne dolegliwości.

Pani Marlena też pracowała. Pomagała innym niepełnosprawnym. Ostatnio zrobiła nawet kurs księgowości. Dzięki pomocy znajomych trafiła do biura rachunkowego I-Berg, gdzie dzięki serdeczności i otwartości właścicielki odbyła praktykę z księgowości. W firmie tej usłyszała też wiele słów uznania pod swoim adresem.

- Wiem, że byłoby mi łatwiej znaleźć zatrudnienie, gdyby nie moje uzębienie - przyznaje. - Praca z klientami wymaga prezencji.

Zęby to wielki problem pani Marleny

- Mam wrażenie, że to głównie przez nie niektórzy ludzie, na pierwszy rzut oka, postrzegają mnie jako osobę upośledzoną umysłowo - mówi dziś z żalem. - Kłopoty z zębami zaczęły się u mnie mniej więcej w wieku dojrzewania. Dentyści sugerując się diagnozą o mózgowym porażeniu dziecięcym nie chcieli ich leczyć. Bojąc się ataków padaczki i szczękościsku, których nigdy nie miałam.

Stomatolodzy twierdzili, że możliwe jest tylko leczenie w pełnej narkozie. Pod opieką anestezjologa i z zarezerwowanym miejscem w szpitalu.

Jeździła do kliniki stomatologicznej w sąsiednim województwie. Po jednej z wizyt obudziła się z narkozy w samochodzie.

- Poczułam, że nie mam czterech zębów - wspomina pani Marlena. - Płakałam kilka dni. Dentyści wyszli chyba z założenia, że skoro i tak jestem niepełnosprawna na wózku, to można mnie dodatkowo oszpecić. Wtedy umarła część mojego poczucia własnej wartości i godności. Wstydziłam się spotkać nawet z koleżankami z klasy…

Bardzo dba o zęby. O jedzeniu tostów czy zapiekanek już dawno zapomniała.

Po pewnym czasie znalazła dentystę, który zaczął ją leczyć bez narkozy.

- Pani Iwona Bokszańska, stomatolog z Nowej Soli, oddaje całą siebie, żeby ratować moje zęby. Leczy je nawet kanałowo - mówi Marlena Czerpińska. - Widzi, jak mi na nich zależy.

Dwukrotnie zrobiła nawet półprotezkę. Ale noszenie jej okazało się niemożliwe. Powód? W wielu codziennych czynnościach pani Marlena pomaga sobie twarzą. Np. podpiera się nią przy przesiadaniu.

- Kawałek ruchomego metalu w ustach mógł uszkodzić resztkę moich połatanych i drogocennych zębów - opowiada zielonogórzanka. - Higiena protezy była też tragiczna. Wymiotowałam ilekroć mi ją wyciągano i zakładano. A sama tego nie dam rady robić.

Konieczne byłyby implanty. To jednak zbyt duży wydatek. Znajomi namówili ją, by napisała do programu telewizyjnego. Przecież pomagają wielu ludziom z podobnymi problemami.

Wysłała list do TVN i kilkakrotnie zgłaszała swój udział w castingu. Zgodnie z zasadą, że trzeba próbować. Ale piękny uśmiech nie dla niej. Ma zęby z przodu. Nie byłoby więc efektu „wow” po tych wszystkich zabiegach.

Marzenie może się spełni

Miała wypadek. Koła nowego wózka nagle stanęły w poprzek. Przewróciła się i padła twarzą na beton. Straciła przytomność.

- Na szczęście nie puściłam się wózka. Bo byłoby po mnie - wspomina. - Konsekwencją upadku było to, że w przedniej dwójce pękł mi korzeń.

Po dwóch miesiącach organizm zaczął traktować ten ząb jak obce ciało. Pojawiła się opuchlizna. Za wszelką cenę chciała ratować zęba. Nie dało się. Szyja wyglądała jak bania…

A tu zbliżała się komunia. Nie mogła nie pójść. Jest chrzestną. Z pomocą przyszła wspomniana stomatolog.

- Tymczasowo dokleiła mi koronę do zęba - opowiada pani Marlena. - Co miesiąc, dwa muszę się zgłaszać do niej, bo się kruszy...

Ciągle jednak marzy o rozwiązaniu swego problemu na stałe. O implantach.

Znalazła adres kliniki, która mogłaby je wykonać. Pojechała. Okazało się, że mieli już podobny przypadek. Swoją aparaturą bez problemu zrobili zdjęcia jej uzębienia.

- A dotąd wszędzie słyszałam, że wykonanie zdjęcia panoramicznego jest niemożliwe z powodu moich mimowolnych ruchów - mówi Marlena Czerpińska. - Tam wystarczyło pięć minut i mieli już pełny obraz. Koordynatorem oddziału protetyki jest Rolando Rodrigues. Załatwił na wizytę tłumacza.

Okazał się prawie zbędny. Bo kiedy czekając na niego, lekarz nieśmiało powiedział po angielsku: - Proszę otworzyć usta. W odpowiedzi usłyszał także po angielsku:

- Ale ostrzegam, to nie będzie miły widok.

Rozmowa, jak i badania, przebiegały w bardzo przyjaznej atmosferze. Zielonogórzanka na piśmie otrzymała szczegółowy opis, co należy zrobić, jak leczyć, by uzyskać piękny uśmiech.

Kiedy zapytała, ile płaci za wizytę, lekarz powiedział:

- Idź już, idź! Nie chcę się rozpłakać przy tobie.

Pani Marlena wie, że przeszkodą w spełnieniu jej marzenia są pieniądze. Bo po podliczeniu wszystkich kosztów zabiegów i leczenia wyszło 45 tys. zł.

Podkreśla, że jej sprawa nie jest związana z ratowaniem życia. Dlatego długo nie chciała prosić o wsparcie. Choć znajomi przekonywali: - To dla ciebie jedyna szansa. Nigdy o nic nie prosiłaś! Spróbuj. Sama powtarzasz: Akceptuj tylko to, czego zmienić nie możesz. A tutaj możesz.

Po wielu namowach postanowiła spróbować. Będzie zbierać pieniądze. Bo piękne zęby to nie tylko lepsze samopoczucie, łatwiejsze jedzenie posiłków. To większa szansa na pracę. I pomaganie innym. W ubiegłym roku z 1 proc. udało się jej zebrać 3 tys. zł. Za każdą złotówkę bardzo dziękuje. Świadomość, że nie jest sama, dodaje skrzydeł...

TY TEŻ MOŻESZ POMÓC
Wpłat można dokonywać na poniższe konto Caritas Diecezji
Zielonogórsko-Gorzowskiej:
PKO BP S.A. 24 1240 6843 1111 0010 6092 0286
koniecznie z dopiskiem: C-P 582/2015.

Sylwia Grzyb z Caritas podkreśla, że warto wspomóc panią Marlenę, bo implanty to w jej wypadku konieczność.

Czytaj też: Święto niepełnosprawnych na zielonogórskim deptaku

Zobacz: "Tracimy wsparcie, które mamy w szkole". Protest rodziców niepełnosprawnych dzieci

(wideo: TVN24/x-news)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska