Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miałem pomysł na reformę tego szpitala - mówi Waldemar Taborski

Katarzyna Borek 68 324 88 37 [email protected]
Waldemar Taborski. Dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze. Wcześniej był m.in. wiceszefem lecznicy we Wrocławiu oraz… banku. Te finansowe elementy w jego biografii stąd, że chciał poznać ekonomię nie tylko teoretyczną (ma kierunkowe wykształcenie), ale i od strony praktycznej.
Waldemar Taborski. Dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze. Wcześniej był m.in. wiceszefem lecznicy we Wrocławiu oraz… banku. Te finansowe elementy w jego biografii stąd, że chciał poznać ekonomię nie tylko teoretyczną (ma kierunkowe wykształcenie), ale i od strony praktycznej. fot. Paweł Janczaruk
- Jak przyszedłem do tego szpitala 12 lat temu, standardem był lekarz ze słuchawką. Dziś nowoczesnego sprzętu mamy za kilkadziesiąt milionów złotych - mówi Waldemar Taborski, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze.

- Szpital to niezwykły zakład pracy. Ratujecie ludzkie życie 24 godziny na dobę. - Bez chwili przerwy. Ja też mam zwyczaj, że często pracuję również wieczorami. Robię sobie kawę i po kolei "przerabiam" dokument za dokumentem. Siedzę tak godzinami. Ale wtedy jestem bardziej efektywny, bo w nocy nic mnie nie rozprasza (śmiech).

- Gdy w 1999 roku został pan dyrektorem szpitala w Zielonej Górze, był on wtedy w fatalnej sytuacji ekonomicznej. Nie pojawiła się myśl: "W co ja się pakuję?". - Pojawiła. Ale też wcześniej poznałem ten szpital i miałem pomysł na jego reformę. Zaproponowałem ówczesnej wicemarszałek Jolancie Fedak konkretne zmiany. Zgodziła się. To właśnie wtedy ustaliliśmy między innymi, że powstanie oddział neurochirurgii, że zaangażuję się w tworzenie wydziału pielęgniarstwa. Założyłem też zmiany organizacyjne, które miały poprawić jakość obsługi pacjenta. Ale najmocniej postawiłem wtedy na gospodarkę szpitala. Bo o ile jego strona medyczna nie była najgorsza, to ta ekonomiczna… Wymagała poprawki.

- Jak bardzo było źle? - Gdy zaczynałem, szpital miał 15 milionów na minusie. Kilkanaście lat temu to było zadłużenie na granicy bankructwa. Ale plusem było to, że wcześniejszy szef bardzo dbał o stronę medyczną i pod tym względem szpital stał na dobrym poziomie. To dawało mi szansę, że kiedyś odniosę sukces. I rzeczywiście tak się stało. Już w pierwszym roku mieliśmy dodatni wynik finansowy. Ale potem przyszły odgórne decyzje, które "utopiły" ekonomicznie większość lecznic w Polsce, nas też. Jakoś się z nich wyciągnęliśmy, choć komornicy siedzieli nam przez kilka lat na karku. Było ciężko. Ale nigdy nie dopuszczałem myśli, że pracownicy mogliby nie dostać na czas wypłaty. Teraz, w zasadzie od sześciu lat, nie mamy już finansowych kłopotów. Nasze zobowiązania wymagalne nie przekraczają 1,5 mln zł, co przy prawie 170 mln zł obrotu rocznego nie jest problemem.

- Dlaczego w medycynie pieniądze są tak ważne? - Bo ona rozwija się niezwykle szybko. W zasadzie chyba dwie dziedziny na świecie rozwijają się najszybciej: militaria i ochrona zdrowia. Jak 12 lat temu przyszedłem do Zielonej Góry, to standardem w tym szpitalu był lekarz ze słuchawką. Na starcie miałem jeden stary tomograf komputerowy, i to był w zasadzie jedyny tego typu sprzęt na całe ówczesne województwo zielonogórskie. Dziś mamy cztery i rezonans magnetyczny, który wtedy był tylko w szpitalu w Gorzowie. Kilkadziesiąt milionów złotych - pozyskanych z różnych programów pomocowych, ale i pieniędzy wyproszonych, wyżebranych nawet - zainwestowaliśmy w nowoczesny i supernowoczesny sprzęt. Na niektórych naszych oddziałach przy łóżku jednego chorego stoi kilka urządzeń o klasie komputera.

- W tej branży sprzęt szybciej staje się przestarzały niż niesprawny? - Jednym z przykładów ogromnego postępu, jaki dokonuje się na naszych oczach jest rozwój tomografii komputerowej. Do niedawna standardem był tomograf jednorzędowy ze stałą lampą. Dzisiaj w szpitalu mamy aparat 64-rzędowy, z lampą spiralną. Są tylko dwa takie w Lubuskiem! A zaledwie ośmioletni tomograf komputerowy trafił do zakładu weterynarii do diagnostyki zwierząt, choć pod względem technicznym był bez zarzutu.

- A chodzi pan po oddziałach, żeby popatrzeć na pracę swoich lekarzy? - Naturalnie. I ja, i moi zastępcy staramy się robić to możliwie często. Spotykamy się z ordynatorami, lekarzami, personelem pielęgniarskim, związkami zawodowymi, stowarzyszeniami pacjentów. Szanuję i cenię ludzi, z którymi pracuję, choć rozmowy nieraz bywają trudne i szorstkie. Cóż, taka rola dyrektora, że czasami musi podjąć niepopularną decyzję, ale zawsze pod kątem dobra całego szpitala, a nie tylko interesu grupy.

- Na koniec: Zielona Góra czy Wrocław? - Już od jakiś ośmiu lat bardziej czuję się związany z Zieloną Górą. Jestem już bardziej stąd niż z rodzinnego Wrocławia, na który - prawdę mówiąc - trudno byłoby mi się z powrotem przestawić. Przeszkadzałyby mi korki, gwar, wieczny pośpiech. W Zielonej Górze urzekł mnie spokój, klimat, atmosfera… Mam tu wielu przyjaciół z różnych środowisk. Poza tym funkcja dyrektora szpitala ma to do siebie, że trudno nie angażować się emocjonalnie. Wystarczy sześć miesięcy, rok, by mieć do tej pracy, szpitala i miasta bardzo uczuciowy stosunek.

ALFABET TABORSKIEGO

A jak altruizm. - Dyrektor ma miękkie serce i chętnie pomaga innym, ale niechętnie się do tego przyznaje. Twierdzi z humorem, że każdy dobry uczynek zawsze zostaje solennie… ukarany - zdradzają współpracownicy.

B jak biblioteka. Gdy przyjechał 12 lat temu do pracy w Zielonej Górze, nie znał nikogo. Był skazany na pracę i własne towarzystwo. Dlatego stał się najzagorzalszym fanem osiedlowej biblioteki na Zaciszu, gdzie wówczas mieszkał. Wypożyczał po cztery książki tygodniowo.

C jak cukier. Tak, słodzi. Ale woli to od papierosów, które rzucił osiem lat temu. Rodzina i przyjaciele odetchnęli z ulgą. Dwie paczki dziennie? To już była przesada.

D jak dzieci. Ma z nimi świetny kontakt. Jego ukochana córka to oczko w głowie tatusia. Marzą mu się jednak już własne wnuki, które mógłby rozpieszczać.

E jak "emigracja". Na wyjazd z Wrocławia do Zielonej Góry namówił już kilku swoich kolegów lekarzy, którzy osiedlili się i na stałe pracują w Lubuskiem.

F jak finanse. Liczy, sprawdza, dopina, ale i lubi, bo przecież był kiedyś dyrektorem banku.

G jak Gorzów. Na początku współpraca była modelowa. Potem kontakty się pourywały. Dziś znów wróciły do normy.

H jak historia, szczególnie Średniowiecza! Gdyby nie był dyrektorem szpitala, zostałby historykiem. W okularach. Bo wzrok by mu się zepsuł od ciągłego czytania i szperania w książkach. Co i tak robi… Przy dobrej książce potrafi zasiedzieć się nawet do 2.00 w nocy.

I jak inwestycje. Wiele przed nim, ale i wiele już zrobił: Stację Dializ, Centralny Blok Operacyjny, Zakład Radioterapii oraz Lubuski Ośrodek Neurochirurgii i Neurotraumatologii, który jest najnowocześniejszy w kraju!

J jak języki obce. Zna szwedzki i angielski. Przymierza się do odświeżenia francuskiego. Podoba mu się też włoski.

K jak książki (szczególnie literatura skandynawska i ulubiony pięcioksiąg na temat historii Szwecji w XIX wieku) oraz kobiety (imponują mu inteligencją, oczytaniem i wszechstronną wiedzą).

L jak ludzie. To najcenniejszy kapitał szpitala. Coraz bardziej się z nim identyfikują i cieszą z sukcesów. To też wiele ciekawych i interesujących osób, z którymi zaprzyjaźnił się właśnie w Zielonej Górze.

Ł jak łasuch. Dba o kondycję, ale nie umie oprzeć się świeżej szarlotce z lodami i musem czekoladowym.

M jak miliony. Od 2000 r. szpital zainwestował aż ponad 100 mln zł! Poszły na zakup specjalistycznego sprzętu medycznego, remont i modernizację oddziałów. Do własnych pieniędzy nie przywiązuje zbytniej uwagi.

N jak narciarstwo zjazdowe. Sposób na wyrzucenie z siebie stresu, frustracji i zmęczenia.

O jak odznaczenie. Medal był za… powódź w 1997 roku. Gdy zalało Wrocław, jako zastępca dyrektora tamtejszego szpitala był jedyną osobą, która mogła przeprowadzić ewakuację. Z tymi pacjentami, których nie dało się przenieść spędził prawie tydzień odcięty od świata.

P jak pacjenci. Cieszą go ich coraz częstsze pochwały. Skargi - nawet nieuzasadnione - są inspiracją do zmian. Oprócz pacjentów lubuskich w szpitalu w Zielonej Górze leczą się też mieszkańcy województw dolnośląskiego, zachodniopomorskiego i wielkopolskiego.

R jak rekreacja - tenis, pływanie, rower. Choć jedna z takich rowerowych wycieczek skończyła się… dłuższym pobytem na własnym oddziale neurochirurgii… Wciąż lubi jednak szybką jazdę.

S jak szwedzki. Nigdy się go nie uczył, ale świetnie zna. Bo to rodzinny język mamy, w którym mówiło się w domu. O zagranicznych korzeniach dowiedział się jednak dopiero po zmianie ustroju.

T jak triumf. Uważa, że dyrektor, który osiadł na laurach i mówi, że już nic nie ma do zrobienia powinien odejść.

U jak uzupełnianie się dwóch wojewódzkich szpitali, by wzbogacić ofertę lubuskiej ochrony zdrowia. On rozwija mocno onkologię, neurochirurgię czy neonatologię.

W jak wysiłek. Chce zrobić wszystko, by poprawić komfort pobytu pacjenta. Żeby pokoje były piękne, kolorowe i góra dwuosobowe. Z łazienkami, telewizorem. Już są oddziały, które tak wyglądają. Marzy mu się też kolorowy park, plac zabaw, a może mały, szpitalny zwierzyniec dla dzieci.

Z jak zamki, które uwielbia zwiedzać w każdej okolicy oraz zakony rycerskie, których historią bardzo się pasjonuje.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska