Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto było w eterze

Maciej Barden
Lata 50. Pracownicy radiowęzła podczas nadawania audycji.
Lata 50. Pracownicy radiowęzła podczas nadawania audycji. fot. Archiwum Elżbiety Mielcarek
- Program startował od 5.00. Kończył się o północy - wspomina Bronisław Sobolewski. W latach 50. pracował w sulęcińskim radiowęźle.

Zaczęło się dzięki Stefanowi Smereczyńskiemu. Elektryk z wykształcenia przyjechał do kraju wiosną 1949 r., jako repatriant z Rumunii. Zamieszkał w Ośnie Lubuskim, potem w Sulęcinie. Były pilot lotnictwa rumuńskiego był nękany przez bezpiekę. Chciał udowodnić, że jest lojalnym obywatelem, dlatego zaproponował założenie w Sulęcinie radiowęzła. Wojewódzki Zarząd Radiofonizacji Kraju w Poznaniu dał zgodę. Wydział Propagandy Komitetu Powiatowego PZPR pomysł zatwierdził.

Bezpieka też słuchała

Wzmacniacz o mocy 20 watów, kilka kilometrów drutu, izolatory, stabilizator, szwedzkie radio Aga, adapter, płyty i megafony produkowane we Wrześni - taki był początek sulęcińskiego radiowęzła. Głośniki umieszczono na budynku spalonego ratusza oraz przy ul. Kościuszki i Żeromskiego. Z czasem zaczęto je montować w mieszkaniach. Opłata za głośnik była symboliczna.

Program był emitowany od 5.00 rano. Zaczynał się pieśnią "Służba Polsce", kończył o północy - hymnem narodowym. - Potem władza wyraziła zgodę na prowadzenie w każdą niedzielę przed południem jednogodzinnego programu lokalnego. W trakcie prezentowane były wiadomości oraz ewenement na tamte czasy... koncert życzeń na żywo. Pamiętam piosenki sulęcińskich wykonawców "Kwitną niezapominajki" w wykonaniu Jana Engela, czy "Asturia", którą śpiewał Stanisław Wiernowolski - wspomina Bronisław Sobolewski.

Niekiedy audycji słuchało całe miasto. - Umieściłem na pl. Czarnieckiego dwa megafony i mieszkańcy przychodzili posłuchać relacji z meczów piłki nożnej czy Wyścigu Pokoju. Byłem również operatorem aparatury nagłaśniającej podczas różnych imprez i świąt narodowych - wspomina radiowiec.

W 1954 r. podczas akademii na Święto Pracy nagle włączył się sygnał Radia Londyn. - Natychmiast wyłączyłem urządzenie, ale po chwili zjawiło się kilku panów z Urzędu Bezpieczeństwa. Na szczęście stwierdzili, że to wina silnego sygnału z nadajnika, a nie moja. Odetchnąłem - wspomina mieszkaniec Sulęcina.

Radiowiec na rowerze

W latach 50. radiowęzły miały też Krzeszyce, Słońsk, Lubniewice, Torzym, Kołczyn, Trzemeszno i Glisno. Urządzenia instalowane były w urzędach pocztowych. Obsługę w całym powiecie powierzono panu Bronisławowi.

- Sprzęt często wysiadał, ale każda usterka musiała być usunięta natychmiast. Miałem więc mnóstwo pracy, a do każdego punktu jeździłem... rowerem - wspomina radiowiec.

Jeszcze w latach 70. radiowęzeł służył w Sulęcinie do prowadzenia relacji z pochodów pierwszomajowych. Potem został zlikwidowany. Zostały po tym tylko wspomnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska