Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michała Kaziowa życie w ciemnościach

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Michał Kaziów ur. 13 września 1925 w Koropcu, zm. 6 sierpnia 2001 w Zielonej Górze. 5 października 1945 r. we Wrocławiu, na skutek wybuchu miny, stracił wzrok i obie ręce. Publicysta, dziennikarz radiowy, pisarz. Napisał kilka powieści, zbiorów opowiadań i opracowań naukowych. Setki felietonów z cyklu "Włącz radio” drukowanych w "GL”. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, tam też obronił pracę doktorską. W 1996 za zbiór opowiadań "Piętna miłości” otrzymał Lubuski Wawrzyn Literacki.
Michał Kaziów ur. 13 września 1925 w Koropcu, zm. 6 sierpnia 2001 w Zielonej Górze. 5 października 1945 r. we Wrocławiu, na skutek wybuchu miny, stracił wzrok i obie ręce. Publicysta, dziennikarz radiowy, pisarz. Napisał kilka powieści, zbiorów opowiadań i opracowań naukowych. Setki felietonów z cyklu "Włącz radio” drukowanych w "GL”. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, tam też obronił pracę doktorską. W 1996 za zbiór opowiadań "Piętna miłości” otrzymał Lubuski Wawrzyn Literacki. Czesław Łuniewicz
Na drzwiach mieszkania w bloku przy ul. Sucharskiego ciągle widnieje tabliczka "Michał Kaziów". Choć lokator nie żyje już od 12 lat.

Jest niedaleko dworca w Zielonej Górze rondo im. Michała Kaziowa. Lecz gdyby zapytać przechodniów, kim był patron skrzyżowania, pewnie niewielu miałoby pojęcie, o kogo chodzi. A przecież to postać niezwyczajna, w powojennej historii miasta - jedyna, niepowtarzalna. Wybitny znawca słuchowisk radiowych, doktor nauk humanistycznych. Pisarz. I kaleka, w wyniku wybuchu miny w 1945 r. pozbawiony rąk. Niewidomy.

- Żył 56 lat w ciemnościach - rzuca pani Stenia Kaziów, żona twórcy. Kaziów urodził się 13 września 1925 w Koropcu na kresach, zmarł 6 sierpnia 2001 w Zielonej Górze. Świat oglądał swoimi oczami tylko przez pierwsze 20 lat. Przez większość życia jego oczami i rękami była aktorka Halina Lubicz. Jest zatem i rondo Haliny Lubicz, długoletniej opiekunki i przewodniczki Kaziowa. Szkoda, że w innym końcu miasta niż jej podopiecznego. Ale czy i ją ktoś dziś pamięta? I łączy te dwie postacie?

Obawa, że tak wybitna osobowość odchodzi w zapomnienie - nie jedyna zresztą w mieście i regionie - kazała mi odświeżyć pamięć o niej. Wszak to dopiero 12 lat od śmierci, a już kurz zaczyna osiadać na pamięci o panu Michale.

- Nikt tutaj nie przychodzi - opowiada pani Stenia. - Jedynie Warszawa co jakiś czas zaprasza mnie na spotkania. A to Laski, a to związek niewidomych. I oni bardzo chętnie chcieli przejąć dorobek Michała, ale nie dałam. Powiedziałam, że przecież jest stąd...

Malowała ich legenda

Tylko czy w Zielonej Górze kogoś obchodzi twórczość Kaziowa, jego spadek artystyczny? Także ten materialny, zaskakująco inny niż zwykłe sprzęty domowe?

Wdowa oprowadza po zagraconym mieszkaniu. Zagraconym twórczo, nie zabałaganionym. - To pokój Michała - mówi i otwiera pełne szafy, z których natychmiast wysypują się czasopisma, zdjęcia, dokumenty, teczki, książki i tuba (jak się za chwilę okaże) z doktoratem obronionym na UAM w Poznaniu 18 września 1972 r. W podpisie promotor prof. Jerzy Ziomek. Znakomity polonista.

- Na tym fotelu Michał siadał i stąd dzwonił - żona pokazuje sprytnie skonstruowany telefon, który pisarz potrafił odbierać kikutem jednej ręki. Ba, umiał nawet wybierać numery. Liczył "pyknięcia". Jest też inny telefon, którego znawca radia używał wybierając numery... brodą. Są tu specjalne duże przyciski. Tych dziwnych telefonów kilka. Podobnie jak zegarków. Jeden z nich naciśnięty ogłasza wpierw aktualne minuty, potem godziny. - A ten zegar, też gadający, działa na tej samej baterii od śmierci Michała - pani Stenia podaje mi urządzenie.

Mieszkanie już dziś - gdyby nie ciasnota - mogłoby służyć za muzeum. Bardzo oryginalnie wyposażone, gdyż takich urządzeń nigdzie się nie spotka. Jednorazówki. Prototypy robione specjalnie dla niego. Kilka magnetofonów, ale gospodyni wyjmuje najbardziej oryginalny. M. Kaziów nagrywał na nim z użyciem... nóg. A jeszcze maszyna do pisania alfabetem Braila.

Na ścianach pracowni zdjęcia i portrety. Michała Kaziowa i Halinę Lubicz malowała inna legenda zielonogórskiego światka artystycznego - Hilary Gwizdała. Zdjęcia zaś to niepowtarzalne dzieło dziś 86-letniego pierwszego lubuskiego fotografika Czesława Łuniewicza. Z każdej foty bije artyzm. Kaziów za pomocą warg czyta coś Braillem; tak czynił całe życie po utracie rąk i wzroku. Kaziów na tle muru. Kaziów na balkonie. Kaziów z słuchawką telefonu. Kaziów i Lubiczowa wędrują przez hałdy piachu. Ciemne okulary Kaziowa. Dni literatury radzieckiej, grupa na deptaku: Kaziów, Jan Koprowski, Janusz Koniusz, Alfred Siatecki, Henryk Szylkin i inni.

W muzeum nie ma już miejsca na stworzenie izby Michała Kaziowa

Pani Stenia wyjmuje po kolei materiały z szafy. Teraz można otworzyć drzwi. Widać poukładane skoroszyty z napisami: "Spis felietonów", "PZN" (Polski Związek Niewidomych), "Ministerstwo Kultury", "ZAiKS", trzy teczki "Korespondencja prywatna".

- Są tutaj listy od ojca świętego, ostatni list przed śmiercią od Leszka Proroka, i wiele innych, trzeba by to wszystko przejrzeć, uporządkować, coś z tym zrobić - rozkłada ręce S. Kaziów. Z drugiego pokoju przynosi krzyżyk z Watykanu, także od papieża i dokłada - z dedykacją kardynała Gulbinowicza - książeczkę, gdzie "Ojcze nasz" zostało napisane w 99 językach. A jeszcze pokazuje na szafkę w pokoju stołowym pełną kaset nagranych przez pisarza. - Jest jeszcze wiele nagrań na szpulach magnetofonowych - dodaje wdowa. Dorobek olbrzymi. Lecz kogo dziś interesuje... Niewielu, niestety, choć to tematy na doktoraty i habilitacje... Od pewnego czasu na ul. Sucharskiego zaczęło przychodzić dwoje młodych ludzi.

- Z twórczością Michała Kaziowa spotkałem się jakieś 10 lat temu, gdy z zapartym tchem czytałem "O dziele radiowym" - mówi Janusz Łastowiecki, doktorant na Uniwersytecie Zielonogórskim. - Jego myślenie dźwiękami było zarażające i zachęcało do głębszego "nasłuchiwania". Nie wiedziałem jeszcze wtedy skąd Kaziów miał ten nad-słuch. O jego losach dowiedziałem się później, gdy przygotowywałem się studiów doktoranckich z zakresu psychologii odbioru słuchowiska radiowego.

Poeta Czesław Sobkowiak w ostatnich latach życia pisarza często go odwiedzał, pomagał nie tylko w przelewaniu myśli na papier, ale i w zwykłych prozaicznych czynnościach.

- W latach osiemdziesiątych służyłem Michałowi Kaziowowi pomocą, na przykład, gdy chciał podyktować swój cotygodniowy felieton pt. "Włącz radio" w "Gazecie Lubuskiej". Przepisywałem dyktowany tekst na maszynie i zanosiłem do redakcji - opowiada Sobkowiak. - Poniekąd pełniłem funkcję jego sekretarza literackiego. Było to możliwe, ponieważ byłem w tym czasie bez pracy. Michał zaś był w glorii sławy po wydaniu swojej wielkiej książki biograficznej "Gdy moim oczom". Sukces książki, liczne recenzje i spotkania sprawiły, iż zasmakowawszy splendorów bycia pisarzem zapragnął kontynuować literacką twórczość, a twórczość wymaga zwłaszcza regularności tworzenia. I tak to w pewnym momencie niemal codziennie z rana, najpierw autobusem, a potem już maluchem, udawałem się z domu, z Zawady, do Zielonej Góry. Autko zostawiałem na parkingu i szedłem do bloku na Sucharskiego. Michał otwierał drzwi. Robiłem sobie herbatę. Potem starałem się notować treści i fabuły literackie ułożone jego w głowie. To nie było łatwe, wymagało wielokrotnego odczytywania. Tak powstało kilka kolejnych książek. Przedstawiał w nich ludzi niewidomych, pokrzywdzonych przez los, akcentował ich dzielność, ale i własną biografię. Podobny tryb pracy odbywał się podczas pisania felietonów do radia, do pism "Serca i Troska", "Aspekty" i do "Niewidomego Masażysty". Dyktował mi też listy prywatne lub pisma urzędowe.

C. Sobkowiak wspomina spacery na osiedlu, wyjazdy do lekarza, do szpitala, do radia. - Ubierałem go, zakładałem buty, myłem twarz, prowadzałem do toalety - odsłania kulisy życia niewidomego pisarza. - Czasami asystowałem mu w spotkaniach autorskich. I tak to moja doraźna obecność w jego domu zmieniła się w stałe przez kilka lat bywanie.

Żyje więc jeszcze Kaziów w pamięci tych, co znają jego książki, bywali na spotkaniach, przyjaźnili się, ale jest coraz szczuplejsza grupa. Dlatego pomysł młodych doktorantów UZ, żeby przypomnieć Kaziowa należy przyjąć z radością. Może urodzi się z niego coś więcej?

- Na seminarium doktoranckim pojawiła się myśl, by odpomnieć dla Zielonej Góry pana Michała - relacjonuje J. Łastowiecki. - Razem z Mirosławą Szott, również doktorantką pomyśleliśmy, mamy rondo Kaziowa, mamy studio jego imienia w Radiu Zachód, że są książki. Ale nie wiemy najważniejszego: jaki świat Michał Kaziów skrywał w sobie. Tego bowiem żadna jego książka, żadne słowo nie odda. Oddać może ciemność, w której rysował swoje dni. Dlatego wpadliśmy na pomysł, żeby zrealizować performance. Spróbować wejść w głowę tego człowieka. Wyobrażamy sobie to tak: początek w mroku, tablice braillowskie, po których brodzą nasze ręce, zarysowujące się zdjęcia Kaziowa i co najważniejsze: jego głos.

Dwoje doktorantów jest na etapie opracowywania spektaklu. Spotykają się z panią Stenią, rozmawiają i odkrywają człowieka. Kiedy swój pomysł zrealizują - jeszcze nie wiadomo. Pomyślałem jednak, że trzeba pójść krok dalej. Na początek performance - zgoda. To przypomnienie postaci. Ale potem - koniecznie muzeum, izba pamięci. Właśnie taka, jakie było życie Kaziowa. Pierwsza sala - pełna ciemność. Zwiedzający są w tej samej sytuacji, jak niewidomy twórca. Poruszają się po omacku. Dotykają ścian, przedmiotów. Muszą sobie radzić. Słyszą głos. Druga sala - światło. Tutaj jest i dorobek pisarski, i wszystkie te unikatowe przedmioty będące fizyczną podporą w życiu M. Kaziowa.

- To byłoby oryginalne, nie przypominam sobie, żeby gdzieś zastosowano podobne rozwiązanie - mówi Andrzej Toczewski, dyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej. - Uważam, że warto by podyskutować o takim pomyśle.

Szef placówki zastrzega jednak, że u w jego muzeum nie ma już miejsca na stworzenie izby M. Kaziowa.

- Idea izby muzealnej byłaby jak najbardziej na miejscu, dawałaby możliwość urządzenia ekspozycji. To jest ważne dla lokalnej tradycji i tożsamości - dodaje C. Sobkowiak.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska