Ireneusz Radkowski wyjmuje z szuflady zeszyt. Zapisał w nim niektóre "grzechy" Edwarda S., sąsiada z piętra. Oto one: 6 czerwca godz. 9.00. Z mieszkania ulatnia się gaz. Zapach czuć na całej klatce schodowej. Wzywamy policję, dzwonimy do gazowni. Ekipa wchodzi do środka, ale Edwarda S. w mieszkaniu nie ma. Zjawia się dopiero po dwóch dniach. Pijany.
- Przecież mogliśmy wtedy wylecieć w powietrze! - denerwuje się Radkowski.
Dzień później. Policja przywozi pijanego sąsiada. Prosi lokatorów, by się nim zaopiekowali. Lokatorzy odmawiają, policja zabiera Edwarda S. do izby wytrzeźwień.
8 czerwca, godz. 14.00. Patrol przywozi Edwarda S. do domu.
- To tylko trzy dni z jego życiorysu. Kolejnych nie spisywałem, bo już nie mam siły - dodaje pan Ireneusz.
Podpala piwnice, ściąga śmieci
- Dwa razy podpalał piwnice, o mało nie spalił mieszkania, kilka razy interweniowała straż pożarna oraz policja. Nie mówiąc o śmieciach, jakie znosi, a odór czuć w całym budynku - kolejne "grzechy" wylicza Jan Orłowski z parteru.
Na uciążliwego lokatora sąsiedzi donieśli do opieki społecznej, wspólnoty mieszkaniowej i na komisariat policji. "Jego zachowanie pozbawia nas radości mieszkania we własnym mieszkaniu - napisali. - Edward S. stanowi nieustanne zagrożenie dla naszego życia i bezpieczeństwa. Żyjemy w ciągłym strachu i niepewności o nasze dzieci i nas samych".
Najszybciej zareagował komisariat. Niebezpiecznego lokatora oddał pod dozór dzielnicowego. - Policjant był i rozmawiał z sąsiadem, przez kilka dni mieliśmy spokój, ale dzisiaj znów się zaczęło - dopowiada Andrzej M. spod "trójki". - Dziś na przykład zakrwawił całą klatkę.
Mamrocze, że nikogo nie krzywdzi
Południe, pukam do Edwarda S. Drzwi otwiera mężczyzna ok. 60 lat. Podpity, zaniedbany. Z mieszkania bucha odór brudu i zgnilizny. W kuchni stos niemytych naczyń, w pokoju sterta starych łachmanów... - Ja grzeczny jestem - mamrocze. - Ludziom się kłaniam, nikogo nie krzywdzę.
- Pan się powinien leczyć
- Porozmawiam z córką, porozmawiam...
Lokatorzy potwierdzają: Edward S. ma córkę. - Przychodziła ostatnio, posprzątała, był spokój, ale znów się zaczęło - mówią.
Beata S. załamuje ręce. - Ja już na ojca nie mam siły - przyznaje. - Wszystko przepija, nikogo nie słucha. Rozumiem żal lokatorów i wcale im się nie dziwię. Postaram się zrobić z ojcem porządek. Skieruję go na przymusowe leczenie.
Wiem, że on się na to nie zgodzi. Ale poproszę policję, by doprowadziła go siłą.
Dzisiaj kobieta odebrała wniosek o "ustalenie stopnia uzależnienia od alkoholu". Teraz liczy na pomoc miejskiej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?