- Od niemal trzydziestu lat nie było takiej sytuacji - mówią mieszkańcy Przewozu. - Ostrzegali nas, ale nikt nie wierzył w to, że woda dostanie się do naszych domów.
W samym Przewozie zalanych zostało kilkanaście gospodarstw. W nocy z niedzieli na poniedziałek ewakuowano ludzi z najbardziej zagrożonych domów. Całe rodziny przewożono pontonami, część zamieszkała chwilowo u krewnych i znajomych, część w Gminnym Ośrodku Kultury.
Rano wszyscy przyszli oglądać swój dobytek. - Wody było na czterdzieści centymetrów. Rano sprawdzaliśmy tylko przez okno w salonie, jak to wszystko wygląda. Tragedia, panele, płytki, meble to wszystko do wymiany. A dom jest nowy, wprowadziliśmy się tutaj w 2005 toku - mówi załamany Andrzej Ostaszewski.
Jak mówi Ryszard Klisowski, wójt gminy, woda powoli opada, jest wypompowywana z domów. - Jak to wszystko opanujemy, będziemy mogli dopiero liczyć straty - informuje.
Łęknica, wał nad Nysą, w której wody stale się podnosi. Godzina 10.30. - Dawajcie, dawajcie! Tu jest dziura, potrzebni są ludzie! Zabierzcie stąd dzieci do cholery! - krzyczą ci, którzy z rąk do rąk przerzucają worki z piaskiem. Co najmniej kilkaset osób stojących w rzędzie nad brzegiem rzeki pracuje tak już wiele godzin, bez chwili odpoczynku, bez snu, w nadziei, że uda się uratować miasto przed zalaniem. Kobiety i mężczyźni, Polacy i Bułgarzy - każdy chce tu pomóc. Jedni napełniają piaski workiem, pozostali przerzucają je dalej, do miejsca, w którym wał jest najbardziej namoknięty. Jest nadzieja, że nie zostanie przerwany.
- To ciężka praca. Dla kobiety 15 - 20 minut to maks, ale robimy, co możemy. Dzieci zostały w domu, my z mężem tu przyszliśmy. Nam zalanie nie grozi, ale pomagać trzeba - mówi Gabriela Majewska.
- Cały czas walczymy z żywiołem - mówi Jan Bieniasz, burmistrz Łęknicy. - Mamy nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego. Ludzie najbardziej boją się o targowisko, które zawsze tętniło życiem, wczoraj zupełnie opustoszało. Już w nocy z soboty na niedzielę właściciele stoisk zabrali stąd cały towar. Most na rzece między Łęknicą a Bad Muskau jest zamknięty. Wszyscy czekają na najgorsze. - Chcemy ratować nasz dobytek, gdyby zalało targowisko to już po nas. Mało, kto się podniesie z takiej klęski - mówi Małgorzata Pilnicka. - Ja jestem tylko pracownikiem, boję się, że przez powódź stracę pracę. Wszyscy się boimy, to byłaby straszna tragedia.
Tuż przed dwunastą wszyscy pracujący przy przerzucaniu worków jak jeden mąż odwracają się w stronę rzeki. - Wygląda na to, że woda trochę opada, na pewno nie przybiera - mówi jeden z mężczyzn. - Jeśli taka dalej pójdzie to jesteśmy uratowani.
Kapitan Piotr Rybak, dowódca JRG PSP w Żarach potwierdza: - Na razie rzeczywiście wygląda na to, jakby woda powolutku opadała, ale na pewno sytuacja nie jest jeszcze opanowana. Będzie, jak opadnie woda. Na razie jest stabilna - dodaje. - Po stronie niemieckiej na pewno jest lepsze, u nas jest inne ukształtowanie terenów.
Jak zapewnił starosta powiatu żarskiego, Marek Cieślak powodzianie mogą liczyć na pomoc finansową w wysokości od 500 zł do 6.000 zł. Dzieci w wieku szkolnym otrzymają z kolei wyprawkę o wartości 1.000 zł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?