Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Lubska domaga się od zarządcy pokrycia kosztów naprawy instalacji grzewczej

Aleksandra Łuczyńska
Jerzy Danielewski pokazuje miejsce, przy którym ma wymienić wkład kominowy. - Nie stać mnie na to, to kosztuje kilka tysięcy złotych
Jerzy Danielewski pokazuje miejsce, przy którym ma wymienić wkład kominowy. - Nie stać mnie na to, to kosztuje kilka tysięcy złotych fot. Aleksandra Łuczyńska
- Przede mną kolejna zima bez ogrzewania, jestem bezradny. Nie wiem, skąd mam brać pieniądze na dalsze remonty instalacji grzewczej - żali się Jerzy Danielewski. Mężczyzna liczy na to, że to zarządca pokryje część kosztów. Jak się okazuje to niemożliwe.

O sprawie pisaliśmy w ubiegłym roku kilkakrotnie. U progu kolejnego sezonu grzewczego okazuje się, że problem z piecem zamontowanym w jednym z mieszkań przy ul. Chrobrego w Lubsku, nadal nie został rozwiązany.

Jako pierwsza problem zgłosiła nam w grudniu jedna z lokatorek kamienicy, która skarżyła się na uciążliwy dym i smród wydobywający się z pieca jej sąsiada. Jerzy Danielewski, właściciel pieca, miał przez mieszkanie sąsiadki, za jej zgodą, poprowadzić rury centralnego ogrzewania.

Po pewnym czasie okazało się, że wydobywa się z nich duszący dym. Wezwano pracowników Zakładu Gospodarowania Mieniem Komunalnym, specjalistów, kominiarzy, aż wreszcie inspekcję nadzoru budowlanego. Wyszło na jaw, że piec został postawiony w piwnicy nielegalnie.

Potrzeba pieniędzy

- Wcześniej rzeczywiście piec był w kuchni - tłumaczył nam wielokrotnie J. Danielewski. - Tak było, kiedy się tutaj wprowadziłem, jednak było to stare urządzenie, które nie działało tak jak trzeba. Wiecznie w mieszkaniu było pełno dymu, od którego wszystkich bolała głowa. Dlatego postanowiłem przenieść piec do piwnicy. Kierowniczka ZGKM wiedziała o tym, co więcej, dała mi nawet nowy piec. Ja zająłem się całą robotą, sam za wszystko zapłaciłem. Nagle okazało się, że zrobiłem to nielegalnie.

Danielewski w piecu palić przestał jeszcze zimą, do dziś z niego nie korzysta. Jak zapewnia, robi wszystko, żeby cała instalacja działała prawidłowo zanim przyjdzie kolejna zima, chciałby jednak, aby pomógł mu w tym ZGKM.

- Wydałem już mnóstwo pieniędzy na projekt, opinię specjalistów. Okazuje się, że potrzebny jest jeszcze wkład kominowy, który kosztuje kilka tysięcy złotych. Nie stać mnie na to. Wynajmuje to mieszkanie, więc zarządca powinien mi pomóc - uważa mężczyzna. - Przede mną kolejna zima w zimnym mieszkaniu. W ubiegłym roku ogrzewałem małym piecykiem, ale ciepło było w jednym pokoju. Teraz na weekend nawet dzieci nie przyjeżdżają do mnie, bo nie da się tu wysiedzieć. Radzono mi, żeby oddał sprawę do sądu, ale to też kosztuje - dodaje.

Stawianie pod ścianą

Grażyna Sudoł, kierowniczka ZGMK przyznaje, że problem nie został rozwiązany, ale dzieje się tak tylko z winy J. Danielewskiego. Zaprzecza temu, że miała wiedzieć o przeniesieniu pieca z kuchni mieszkania do piwnicy.

- Rzeczywiście wydaliśmy piec, ale nie było mowy o tym, że będzie on przenoszony - zapewnia. - Teraz lokator żąda od nas partycypacji w kosztach związanych z przywróceniem instalacji do stanu pierwotnego. A przecież w ubiegłym roku sam zapewniał, że poniesie wszystkie koszty. W tej sytuacji pan Danielewski jest inwestorem, dlatego Zakład nie będzie za to płacił. Niestety, teraz na początku następnego sezonu grzewczego stawia nas pod ścianą. Miał dziewięć miesięcy na to, żeby się tym zająć - wyjaśnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska