Historia jest jedna, ale w ciągu niespełna godziny usłyszałem jej dwie wersje. Zupełnie od siebie różne. Kolejną przedstawili nam policjanci i urzędnicy, którzy od miesięcy są zaangażowani w spór między lokatorem kamienicy przy ul. Piłsudskiego i dzierżawcami pobliskiego baru.
Zacznijmy od początku. Czyli od telefonicznej rozmowy z Piotrem Gogocem. - Przyjedźcie do Skwierzyny. W podwórku mojej kamienicy otwarto bar. I od tej pory ciszę zakłócają śpiewy i przekleństwa - mówi mój rozmówca.
Kamienica przy deptaku niczym szczególnym się nie wyróżnia. Wchodzimy przez bramę na klatkę schodową. P. Gogoc mieszka na pierwszym piętrze. Okna wynajmowanego przez niego pokoju i kuchni wychodzą na podwórko. Wprost na reklamę jednego z browarów, którą zamontowano nad drzwiami do baru.
- Klienci hałasują. Bywa, że biesiadują do drugiej w nocy. Śpiewają, przeklinają, niekiedy się kłócą. A ja nie mogę zasnąć. Hałasy budzą mojego syna, który rano idzie do szkoły niewyspany. Należy zamknąć ten lokal - postuluje.
Nęka właścicieli?
Mój rozmówca wynajmuje mieszkanie od Mariusza Serbina. Właściciel twierdzi, że nie wyrażał zgody na otwarcie lokalu gastronomicznego w sąsiedztwie należącej do niego kamienicy. Pracownicy Urzędu Miejskiego odpowiadają, że nie było takiej potrzeby, bo kamienica i bar znajdują się na innych działkach.
Po rozmowie z P. Gogocem zajrzałem do baru. Lokal jak setki innych od Gorzowa Wlkp. po Zieloną Górę. Piwo i coś na ząb. Za barem półki z koniakami i winiakami, wśród których rozpoznaję znakomity bułgarski winiak Słoneczny Brzeg. Właścicielka wcale nie jest zdziwiona wizytą dziennikarza.
- To są zwyczajne oszczerstwa. Nigdy nie mieliśmy otwartego baru do drugiej w nocy. Ten pan wciąż na nas nasyła policję i rozmaite urzędy. Nikomu innemu nie przeszkadzamy, choć w budynku mieszka kilka rodzin. Nigdy tutaj nie było awantur ani rozrób - zapewnia.
Biznes za dotację
Pani Maria została buissneswoman dzięki bezzwrotnej dotacji z pośredniaka. Dostała 18 tys. zł, dołożyła swoje oszczędności i wydzierżawiła lokal w podwórku. Teraz żyje razem z mężem z tego baru. -. Wcześniej też był tutaj lokal gastronomiczny i jakoś nikomu nie przeszkadzał - zaznacza jej mąż.
Po rozmowie z dzierżawcami gramolę się wąskimi schodami na drugie piętro sąsiedniej kamienicy przy Piłsudskiego. Mieszkający tam Marian Konieczny mówi, że lokal mu nie wadzi. P. Gogoc mieszka jednak piętro niżej.
- Wiele razy wzywam policję. Jak w barze pojawiają się umundurowani funkcjonariusze, to od razu robi się cicho. Ale nie na długo. Jak tylko wyjdą, to od razu zaczyna się harmider - mówi lokator.
Sam odpowie za wezwania?
Policjanci potwierdzają, że często są wzywani do tego lokalu.
- Przypadki zakłócania porządku zgłasza tylko jednak osoba mieszkająca w tym budynku. Właśnie prowadzimy postępowanie, które ma ustalić, czy wezwania są uzasadnione. Jeśli się okaże, że są bezpodstawne, to osobie wzywającej policjantów na interwencję grozi areszt, ograniczenie wolności, albo grzywna w wysokości do półtora tysiąca złotych - mówi sierż. Justyna Łętowska z Komendy Powiatowej Policji w Międzyrzeczu.
Lokator skarży się także na bezczynność urzędników i radnych, a nawet komisji antyalkoholowej, która mimo jego próśb nie chce odebrać dzierżawcom licencji na sprzedaż alkoholu. Dlaczego?
- Nie mamy do tego żadnych podstaw. Zezwolenie wydano zgodnie z ustawą o wychowaniu w trzeźwości. Nie stwierdzono naruszenia jej przepisów przez dzierżawców czy klientów baru. Informowaliśmy o tym lokatora, który wciąż składa do nas wnioski w tej sprawie - informuje Małgorzata Kubiec z Urzędu Miejskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?