Na wtorkowej rozprawie przesłuchiwano pracowników... domu dziecka. Przesłuchano też byłą dyrektorkę tej placówki. Poszło o słowa, które, zdaniem pani dyrektor nie padły z jej ust, czemu zaprzeczają zeznania dwóch pracownic placówki opiekuńczej. Słowa dotyczyć miały rzekomych nacisków, wywieranych na jedną z oskarżonych kasjerek - Małgorzatę G. Głównym punktem rozprawy był jednak fakt powołania przez sędzię biegłego z Poznania...
Zacznijmy jednak od pracownic domu dziecka i od próby odpowiedzi na pytanie, co ma piernik do wiatraka. Otóż, dwa lata temu w placówce zrodził się konflikt. Część pracowników domagała się zwolnienia jednej ze swoich koleżanek, uwikłanej w rzekomy romans z podopiecznym. Do zwolnienia nie doszło. Konflikt między pracownikami a ówczesną panią dyrektor się zaostrzał. W konsekwencji pani dyrektor straciła pracę. W trakcie jednego ze spotkań ze "zbuntowanymi" pracownikami miała zapytać: Z czym wy tutaj przychodzicie? Czy wy wiecie, w co się wplątujecie? Kto was wmanipulował w aferę w urzędzie miasta?
Wyjaśnijmy, że chodziło o aferę malwersacji pieniędzy. Dyrektorka wspomnieć miała również o naciskach, jakie wywierane są na Małgorzatę G., jedną z oskarżonych kasjerek, że, jeśli Małgorzata G. będzie zeznawać, pracę stracą jej dzieci. Dodajmy, że córka Małgorzaty G. pracuje właśnie w domu dziecka.
Zobacz też: Będziemy płacić nowymi banknotami. Zobacz, co się zmieni
Że takie słowa padły, zeznały we wtorek dwie pracownice domu dziecka. - Nigdy tych słów nie powiedziałam - kategorycznie zaprzeczyła dyrektorka.
Strona skarżąca, dokładniej, oskarżyciel posiłkowy reprezentowany przez urząd miasta, skomentowała wtorkową rozprawę i powołanie pracownic domu dziecka na świadków, jako "dziwny" epizod w całej sprawie, trwającej już przeszło dwa lata.
Dziwny epizod, dodajmy, wywołała linia obrony kasjerek, która to właśnie powołała pracownice domu dziecka na świadków. W tym momencie warto podkreślić, że oskarżone kasjerki, o dziwo, nie pojawiły się na wtorkowej rozprawie.
Nie zabrakło natomiast Danuty B., czyli trzeciej oskarżonej, byłej skarbniczki z Gubina. Linię obrony Danuty B. z pewnością ucieszył punkt kulminacyjny wtorkowej rozprawy, o którym wspominamy na początku tekstu. Ucieszył on również oskarżyciela, czyli prokuraturę i urząd miasta. Sędzia powołał biegłego z poznańskiego sądu okręgowego, który badał będzie finanse urzędu miasta przed październikiem 1999 roku, czyli przed objęciem przez Danutę B. stanowiska skarbniczki. Ma to ostatecznie rozstrzygnąć, czy również wtedy trwały kradzieże w urzędzie. Jeśli trwały, upadnie linia obrony kasjerek, jakoby z miejskiej kasy nie wyniosły ani złotówki, a wszystkim malwersacjom winna była skarbniczka. Biegły, jak tylko dostanie dokumenty, rozpocznie prace. Potrwać mają pół roku, więc na rychłe zakończenie tej spawy nie ma co liczyć.
Na koniec dodajmy, że dziś oficjalna kwota wyprowadzonych pieniędzy opiewa na niemal 2 mln zł. Mówi się jednak o kolejnym brakującym milionie, za lata wcześniejsze, a wykryła to wewnętrzna kontrola w urzędzie. Nie jest zatem wykluczone, że pieniądze mogły znikać również przed rokiem 2000. Kolejna rozprawa w kwietniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?