Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mimo akcji ratowniczej w pożarze w Bieczu zginął mężczyzna

Lucyna Makowska
W pożarze w Bieczu zginął właściciel tego domu.
W pożarze w Bieczu zginął właściciel tego domu. Lucyna Makowska
Jeszcze przed przyjazdem strażaków sąsiada próbowali ratować sąsiedzi.

Był czwartkowy wieczór (22 września), zbliżała się 20.00.- Zasuwałam roletę i zobaczyłam dziwny blask bijący z ulicy - opowiada Maria Kaniecka - w oknach domu sąsiada widać było już ogień. Zawołałam wnuczkę, zaczęłam krzyczeć: O Boże, Władek się pali!

Pani Ewelina z mężem od razu wyskoczyli z domu. Wcześniej wezwali straż i pogotowie ratunkowe - Próbowaliśmy dostać się do środka, ale drzwi były zamknięte. Chcieliśmy wybić szybę w oknie, z którego widać było płomienie, ale mąż bał się, że wtedy przy dostępie powietrza, może dojść do wybuchu. Wyważyliśmy więc drzwi - opowiadała nam w piątek rano sąsiadka zmarłego. Gorące powietrze buchnęło na nas, tak, że nie sposób było oddychać.

Biecz to niewielka wieś, wszyscy się tu znają. Wiedzieli, że Władysław mieszka sam. A ogień nie wróżył nic dobrego.
Wkrótce nadbiegł inny sąsiad Władysław Miszczuk. W tym samym czasie pojawił się Andrzej Turowski, szwagier właściciela domu wraz z jego siostrą. - Razem próbowaliśmy wejść i go znaleźć- opowiadał W. Miszczuk. - W środku dym był gęsty i duszący. Andrzej położył się na ziemię, bo tam było najchłodniej. W głębi duszy czuliśmy, że już po Władku, ale serce mówiło inaczej.

W tym czasie zebrał się tłum gapiów, ale tylko niektórzy pomagali. Ewelina Zajączkowska z mężem wyciągała wiadrami wodę ze studni, a jej mąż lał ją w ogień. - W końcu wpadliśmy na pomysł, by podłączyć nasz ogrodowy szlauch - opowiada młoda kobieta. Wiedzieliśmy jak ważne są to chwile do przyjazdu strażaków.

-Nie mogę tego zrozumieć, pięciu chłopa stało i patrzyło, a kobieta, taka drobniutka, wodę ze studni wybierała- denerwował się W. Miszczuk. Gapiów było wielu, do pomocy mało kto się garnął. Tak to już u nas jest.
Pomagała też sąsiadka mieszkająca tuż obok pana Władka.

Pierwsze na miejsce dotarły jednostki OSP z Brodów i trzy zastępy z jednostki w Lubsku.
- Już wtedy w ogniu był cały dom, płonęło też poddasze budynku- relacjonował mł. bryg. Paweł Hryniewicz, zastępca komendanta PSP w Żarach, który był na miejscu pożaru.
Duże zadymienie utrudniało akcję gaśniczą. Strażacy znaleźli wewnątrz zwęglone ciało właściciela. Siedział najprawdopodobniej w fotelu.

- Lekarz mówił nam, że najpewniej dawno już nie żył, że zatruł się czadem, że nie miał szans - opowiada Henryka Turowska, siostra zmarłego. - Boże, ja już drugiego brata będę chować.

Dom jest kompletnie zniszczony. W pokoju, w którym doszło do pożaru, doszczętnie spaliły się meble, temperatura była tak wysoka, że ze ścian poodpadały tynki. Ogień zajął też część poddasza. Część mebli wyrzucono na zewnątrz.

Następnego dnia rano, w tej części wsi czuć było swąd spalenizny. Przy studni porzucone wiadra i miski, którymi sąsiedzi próbowali gasić ogień. A przed bramą czuwał Puszek, pies zmarłego właściciela. - Zabraliśmy go po pożarze do nas - mówi A. Turowski, ale wrócił do siebie.

Czytaj także: Pożar bloku w Zielonej Górze. Trzy osoby ciężko ranne. Około 100 osób ewakuowano [ZDJĘCIA]

Zobacz także:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska