Przeczytaj też: Odpalili stalowego kolosa (zdjęcia)
We wtorek przed południem Jarosław Miller przyjechał z rodziną do Pniewa zobaczyć poniemieckie fortyfikacje. Przed zejściem do podziemi razem z synami zwiedził ekspozycję militariów zgromadzonych w pawilonie koło rowu z zębami smoka - żelbetowymi zaporami przeciwczołgowymi. Po obejrzeniu panzerfaustów (niemieckich ręcznych niszczycieli czołgów) zatrzymał się przy metalowym pojemniku. - To chyba miotacz płomieni. Ale jakiś dziwny - skwitował.
Turysta miał rację. Wypatrzony przez niego pojemnik to miotacz płomieni. Nietypowy, bo niemieccy żołnierze instalowali je w okopach. M.in. w polowych fortyfikacjach wzdłuż bunkrów Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. To najnowszy nabytek muzeum fortyfikacji i nietoperzy w Pniewie. Odnalazł go koło Chyciny archeolog z Poznania Maksymilian Frąckowiak.
- Odkryłem go już kilkanaście lat temu. Leżał na powierzchni w dawnych okopach. Domyślałem się militarnej metryki tego urządzenia, choć nie wiedziałem, do czego służy. Dopiero ostatnio mój znajomy rozpoznał w nim miotacz płomieni. Dlatego razem z kolegami ze stowarzyszenia Perkun przekazaliśmy go do muzeum. Przywieźliśmy tam również unikalną zasuwę do pancerza - opowiada.
Bunkry były uzbrojone w miotacze stacjonarne. Ten odnaleziony i przekazany muzealnikom przez M. Frąckowiaka był instalowany w okopach. To piekielnie skuteczna broń. Miotała mieszankę zapalającą na odległość 150 m. - Teraz przyciąga turystów do naszego muzeum. Postaramy się skompletować lub dorobić brakujące elementy, bo zachował się tylko pojemnik, który i tak wymaga konserwacji - zaznacza pracownik muzeum Grzegorz Urbanek.
W lipcu trasę turystyczną w podziemiach międzyrzeckich bunkrów zwiedziło prawie 8 tys. osób. Dyrektor muzeum Leszek Lisiecki wylicza, że to nieco mniej, niż w pierwszym miesiącu wakacji minionego roku. - To i tak sukces, bo pola namiotowe świecą pustkami. Deszcze odstraszają turystów oraz biją po kieszeniach właścicieli sezonowych punktów gastronomicznych, wypożyczalni sprzętu wodnego i ośrodków wypoczynkowych - mówi.
W miniony weekend bunkry zwiedziło ponad 900 osób. W tym wielu obcokrajowców. Żelbetowe schrony i łączące je podziemne korytarze to turystyczny hit regionu. I marka znana w całym kraju. Przewodnik i znawca MRU Tadeusz Świder podkreśla, że tłumy zwiedzających to efekt licznych działań promujących fortyfikacje. Nie wszystkie szanse udało się jednak wykorzystać.
- Przysłowiowym niewypałem okazały się mistrzostwa Euro. Dotarł do nas tylko jeden autokar turystów z Chorwacji. Powodem jest prawdopodobnie brak tablic informacyjnych przy zjazdach z autostrady. Teraz liczymy na uczestników kostrzyńskiego Woodstocku, dlatego będziemy promować umocnienia na festiwalu - zapowiada.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?