Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa świata: Polska przegrała z Węgrami "mały finał"

Przemyslaw Piotrowski
Boigdan Wenta i jego ekipa musi wracać do domu ze spuszczonymi głowami
Boigdan Wenta i jego ekipa musi wracać do domu ze spuszczonymi głowami fot. Ryszard Poprawski
Polska nie podniosła się i w ostatnim meczu "o igrzyska" uległa Węgrom 28:31 (14:16). Zagraliśmy słabo i jak w poprzednich meczach - bez wiary w sukces. Na Londyn szanse jeszcze mamy, ale są one minimalne...

Wobec słabej postawy Polaków na całych mistrzostwach świata, ostatni mecz z Węgrami mogliśmy traktować jako "mały finał". Przecież nie walczyliśmy tylko o siódme miejsce, ale również o awans do jednego z trzech turniejów kwalifikacyjnych do igrzysk w Londynie. Co prawda w razie porażki i zajęciu ostatecznie ósmej pozycji, mogliśmy mieć jeszcze szanse na Londyn, ale wówczas musielibyśmy liczyć tylko i wyłącznie na rywali. Dlaczego? Za rok przecież są jeszcze mistrzostwa Europy, których zwycięzca również automatycznie zakwalifikuje się do igrzysk. Jeśli byłaby to drużyna z miejsc 2-7 z obecnego turnieju, to wówczas nawet ósme dałoby nam awans do jednego z turniejów kwalifikacyjnych. Ale jeśli tytuł najlepszej ekipy w Europie wywalczyłby mistrz świata lub np. Niemcy, czy Norwegowie (czyli drużyny spoza miejsc 2-7 obecnego turnieju), to już nic by nam nie pomogło.

Dużo tego kombinowania, a jak się kombinuje, to można przesadzić. Więc lepiej było tego nie robić, tylko wyjść na parkiet i pokonać Węgrów, którzy na pewno nie byli poza zasięgiem.

Niestety, zaczęliśmy fatalnie, od wyniku 0:3 w plecy. Pierwszego gola zdobył dopiero w 5 min i 42 s Mateusz Zaremba, który przez cały mecz prezentował się całkiem dobrze, zawstydzając takich zawodników jak Karol Bielecki, czy Marcin Lijewski. Pochwalić należy również Mariusza Jurkiewicza, który mimo tego, że jest głównie od zadań defensywnych, potrafił rozegrać, podać i sam wykończyć. Nieźle prezentował się nasz obrotowy Bartosz Jurecki, ale jak to w naszej reprezentacji, w pewnym momencie musiało się coś zaciąć.

Zacięło się w końcówce pierwszej połowy, a rywale rzucili sześć bramek z rzędu. Kilka udanych akcji Węgrów, potem dwie piękne kontry i zrobiło się nieciekawie. Tym bardziej, że przeciwnicy wyszli po przerwie bardzo zmobilizowani i szybko podwyższyli prowadzenie. W bramce Sławomira Szmala zastąpił Piotr Wyszomirski, który znów dobrze zastąpił starszego i bardziej doświadczonego kolegę. Niestety, koledzy z ataku wciąż popełniali te same błędy co w poprzednich meczach. Nie widzieliśmy zgrania, rzuty biało-czerwonych blokowano lub broniono, bo najczęściej po prostu nie były miotane z przygotowanych pozycji. Te bramki, które wpadały, to tradycyjnie zasługa umiejętności indywidualnych naszych zawodników. Ale wciąż grzechy się powtarzały, a skoro nie potrafimy wyciągać wniosków, to nie da się wygrywać na turnieju mistrzowskim, nawet z drużynami przeciętnymi. To przykre, ale taka jest prawda i musimy ją zaakceptować.

W drugiej połowie Węgrzy ciągle trzymali bezpieczny 3-4 bramkowy dystans. A my mieliśmy deja vu, gdy w kolejnym już meczu, zbliżaliśmy się, mieliśmy kontrę , aby złapać kontakt, a tu Bartłomiej Tomczak nie wykorzystywał sytuacji sam na sam, a rywale znów odskakiwali. I nie chodzi o to, że to debiutant, bo wielu starszych kolegów popełniało ten sam błąd. Jak w poprzednich starciach, nie potrafiliśmy się przełamać, nie było lidera, który mógł wziąć ciężar gry na własne barki.

Koło 50 min już zupełnie się pogubiliśmy. Węgrzy odskoczyli, a dobił nas potężnymi bombami Tamas Mocsai. W 54 min Tomczak na dodatek faulował, sprokurował karnego, a sam dostał karę dwóch minut. Przegrywaliśmy pięcioma bramkami i stało się jasne, że tego nie wygramy.

Tak się stało i, niestety, turniej w Szwecji zakończyliśmy katastrofą. Nie dość, że nie załapaliśmy się do strefy medalowej, to nawet nie uzyskaliśmy udziału w kwalifikacjach do igrzysk. Co prawda możemy jeszcze liczyć na siebie i rywali za rok w mistrzostwach Europy, ale…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska