Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Modelarstwo i historia - pracochłonne wariactwo

Grzegorz Chiliński 68 387 52 87 [email protected]
Tomasz Andrzejewski i jego makieta fabryki Gruschwitza.
Tomasz Andrzejewski i jego makieta fabryki Gruschwitza. Fot. Wojciech Olszewski
- Synu, zanim ty zostaniesz archeologiem, to wszystko już wykopią - wspomina słowa ojca Tomasz Andrzejewski dyrektor muzeum. Regionalista opowiada nam też o swojej pasji modelarstwie, która historykowi się przydaje.

Od 1992 r. magister historii o specjalności nauczycielskiej. W 2003 r. stopień nauczyciela dyplomowanego. W 2006 r. doktorat - Uniwersytet Zielonogórski, wydział humanistyczny, dyscyplina historia, temat: Rechenbergowie w życiu społeczno-politycznym księstwa głogowskiego w XVI-XVII w. Zanim jeszcze porozmawiamy o jednej z twoich pasji - modelarstwie, opowiedz, jak to się stało, że absolwent technikum mechanicznego o specjalności obróbka skrawaniem zostaje doktorem historii?

W czasach kiedy kończyłem nowosolski "Odlewniak", obowiązywała rekomendacja na studia inne niż techniczne. Musiałem przekonać Dyrekcję szkoły, żeby takiej rekomendacji mi udzielono. Ale tak naprawdę historia to moje hobby od dzieciństwa. Chciałem być archeologiem tak jak profesor Kazimierz Michałowski. Ale mój pragmatyczny ojciec stwierdził: "Synu, zanim ty zostaniesz archeologiem, to wszystko już wykopią". I dlatego na historię zdawałem po technikum. Po ukończeniu zielonogórskiej WSP zostałem nauczycielem w Szkole Podstawowej w Borowie Wielkim. To było prawdziwe wyzwanie. Uczyłem plastyki, techniki, geografii, WOS-u, chemii i przede wszystkim historii. Ale nie ma się co dziwić, skoro wuefista uczył tam też śpiewu. Zawsze starałem się wpoić moim uczniom dumę z miejsca, w którym mieszkają. Zafascynowały mnie okoliczne zabytki. Kościół z renesansowymi nagrobkami czy siedziba rycerska w Borowie Polskim. Organizowaliśmy wycieczki rowerowe, w czasie których dzieci niejednokrotnie pytały o wiele różnych rzeczy. Szukając materiałów, żeby przygotować się do tego typu lekcji, stwierdziłem, że w podręcznikach nie ma nic na temat historii i zabytków tej ziemi. Więc zacząłem szperać.

A kiedy zaczęło się modelarstwo?

Jako dzieciak sklejałem modele plastikowe, potem kartonowe z Małego Modelarza, ale jakoś mi przeszło w szkole średniej. Wróciłem do tego zajęcia na studiach, było ono dla mnie odskocznią. Sklejałem głównie samoloty i pojazdy opancerzone. Ale teraz już świadomie.

Co to znaczy świadomie?

Czytałem mnóstwo książek na temat danej bitwy czy kampanii oraz uzbrojenia używanego w poszczególnych potyczkach i wykonywałem modele tego uzbrojenia. Interesowała mnie głównie II wojna światowa. Do dzisiaj, gdzieś tam w zakamarkach szafy stoi około dwustu modeli samolotów i ponad setka pojazdów opancerzonych, bo nie samych czołgów. Ta pasja właśnie rozpoczęła moją przygodę z muzeum.

Chodzi o wystawę w nowosolskim muzeum "Militaria w miniaturze" z 1998 roku, której byłeś także współorganizatorem?

Niezupełnie. Pierwszą wystawę modeli zaprezentowałem w Lubuskim Muzeum Wojskowym w Drzonowie w 1997 r. Tam też poznałem Krzysztofa Motyla, który zaproponował mi współpracę przy badaniach nadodrzańskich fortyfikacji. Badania trwały dwa lata do 2000 roku. A ich owocem było pozyskanie i remont dwóch wartowni oraz wystawa poświęcona Pozycji Odrzańskiej (niem. Oderstellung), czyli fortyfikacjom wzdłuż nowosolskiego odcinka Odry, a do 2004 r. całej linii obronnej na terenie województwa lubuskiego. Remont wartowni wykonali w ramach prac dyplomowych uczniowie "Odlewniaka", w którym wtedy uczyłem.

Ale wróćmy do, jak to określiłeś, świadomego modelarstwa. Jesteś twórcą wielu makiet.

Tak. Pierwsze były makiety schronów Oderstellung przygotowane na wystawę w nowosolskim muzeum w 1999 r. Później makiety rekonstrukcyjne zamku w Borowie Polskim, grodu w Popęszycach, zamku, baszty i fragmentu murów obronnych w Kożuchowie, rekonstrukcja Nowej Soli z połowy XVIII w., fabryki Gruschwitza (Nowosolska Fabryka Nici "Odra" - przyp. red.) i naszego portu z początku XIX w. A moim ostatnią pracą jest makieta średniowiecznego ratusza w Zielonej Górze, która jest eksponowana w Muzeum Ziemi Lubuskiej.

A skąd pasja do pisania na temat regionu?

Chcę stworzyć taką biblioteczkę nauczyciela historii regionu. Najpierw były wycieczki rowerowe po okolicach Borowa, potem klasa regionalna w "Odlewniaku" aż wreszcie te moje zainteresowania pozwoliły napisać pracę doktorską o Rechenbergach. Teraz pracuję nad cyklem "Nowosolskie ulice"(pierwszy tom już ujrzał światło dzienne), w którym opisuję nasze miasto i utrwalam jego historię przez pryzmat instytucji, które miały i mają swoje siedziby przy dobrze znanych nam wszystkim ulicach. Niedługo ruszę "w miasto" z aparatem, by udokumentować stan obecny ulic, oczywiście na rowerze, bo nie ma problemu z parkowaniem. Jeśli chodzi o książki, to sam je projektuję. Robię skład, przygotowuję szatę graficzną. Grafika komputerowa nie jest mi obca, więc wykorzystuję te umiejętności w praktyce. A zebrało się do tej pory samych wydawnictw książkowych ponad dwadzieścia.

Czy to prawda, że przygotowując makietę, zeskrobujesz scyzorykiem asfalt z ulicy, którą masz odtworzyć?

(Śmiech) No nie. Ale dbam o autentyczność i dlatego zbieram piasek z dróg, który przesiewam na specjalnych sitach, żeby uzyskać odpowiednią gramaturę. Do makiet używam różnych materiałów. Makaron nitki świetnie udaje kłody drewna, pędzle nadają się na kominy, lokomotywa z jajka niespodzianki stoi na torach makiety fabryki Gruschwitza. A do wykonania cylindrycznego kształtu wieży posłużyła mi tuba po jednym z markowych alkoholi… Są modelarze, którzy na przykład robią projekt gotyckiego muru komputerowo. Ja na podkład nanoszę warstwę gipsu i rylcem wydłubuję spoinę po spoinie, cegłę po cegle. To jest pracochłonne wariactwo, ale nadaje makiecie autentyczności.

Ile czasu zajmuje wykonanie takiej makiety?

To zależy od wielkości. Wykonanie zielonogórskiego ratusza zajęło mi trzy miesiące pracy od 3 do 6 godzin dziennie. To żmudne zajęcie i trudno je przeliczyć na pieniądze, ale to ogromna frajda. Lubię patrzeć na moje dzieła, chociaż widzę, co należałoby poprawić. A pracę umila mi zawsze muzyka. Nawet nie zaczynam bez słuchawek i ulubionych utworów. A są to najczęściej hity rockowe lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych oraz muzyka elektroniczna.

Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów w krzewieniu wiedzy o naszym regionie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska