Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Fachowcy zawsze w cenie. Tak było, jest i tak będzie.

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Archiwum
Zadzwonił do mnie stały Czytelnik, pan Grzegorz z Gorzowa. Był zły, żeby nie powiedzieć wściekły, na Stal. Za co? Za porażkę w meczu w którym prowadzi się różnicą dziesięciu punktów, za brak choćby bonusa w sytuacji w której zdobycie go było planem minimum i tak w ogóle za całokształt w tym sezonie.

Pocieszałem go. Podkreślałem, że ,,nie zawsze może być kawior”, wskazywałem na ubiegłoroczny przykład Falubazu, który miał chyba jeszcze gorzej i musiał w pocie czoła walczyć o baraż, a w tym sezonie o tę pozycję nie trzeba się już bić. Nie wiem czy go przekonałem, ale przynajmniej próbowałem. Zresztą w takich sytuacjach zawsze można się podeprzeć nieszczęściem innych. No bo co mają mówić na przykład kibice w Toruniu? Na razie trwa przerwa, ale co paradoksalne już na początku lipca wiadomo kto spada z ekstraligi. To się porobiło...

Świat zatrząsł się w posadach. Leo Messi dostał czerwoną kartkę! Przez wszystkie gazety, na wszystkich kontynentach przetoczyła się dyskusja czy słusznie (ponoć nie), oraz rozważania o jakości tego co prezentują sędziowie z Ameryki Południowej. Niezależnie od tego czy Messi słusznie zobaczył czerwień czy nie, teksty jakie potem wygłaszał były w kiepskim stylu. No, ale gwiazdorowi jak widać wolno więcej... Najsłynniejszym arbitrem z tamtej strony świata był chyba Wenezuelczyk Byron Moreno, który podczas mistrzostw świata w Korei i Japonii w 2002 roku, w meczu Włochy - Korea Płd bezczelnie, na oczach kibiców z całego globu, skręcił Włochów nie uznając im dwóch prawidłowo strzelonych bramek. Ale co tam sędziowie z Ameryki Południowej. Ich wyczyny przy tym co kiedyś, w mrocznych czasach korupcji, wyrabiali chłopaki z gwizdkiem na naszych boiskach były jak działaniem starszaków z przedszkola na tle dokonań grupy rozwydrzonych chuliganów, dodatkowo wzmocnionych czym się da. Kiedyś w drugiej lidze, w ważnym meczu dla gospodarzy sędzia, jak to oni mówili, zawarł umowę ,,o dzieło”, czyli taką, że gospodarze nie mogli przegrać. I cała trójka sędziowska konsekwentnie realizowała zamówienie. Każde starcie rozstrzygali na korzyść miejscowych. Kiedy ich rywale próbowali atakować za każdym razem chorągiewka sygnalizująca spalonego była w górze. W 88 min wynik brzmiał 0:0, co satysfakcjonowało miejscowych. Jednak w pewnym momencie liniowy zatracił czujność, nie podniósł chorągiewki i na bramkę samotnie pędził napastnik gości. Spalonego już nie można było pokazać, bo nawet w tamtych czasach było to zbyt grubymi nićmi szyte. Sędzia główny jednak zagwizdał. Wszyscy zamarli, nie wiedząc o co chodzi. Arbiter, w końcu fachowiec od tych numerów, nie stracił zimnej krwi. - Sorry - powiedział - Tak mi się tylko przypadkowo gwizdnęło. Mój błąd. Przepraszam. Macie rzut wolny pośredni. Gramy dalej. Tak więc jak widać choćby na tym przykładzie panowie z drugiej półkuli powinni się uczyć od naszych. Jeszcze kilku specjalistów pozostało w polskiej piłce. Ich wiedza jest bezcenna.

To już jednak przeszłość. Za osiem dni rusza nasza ekstraklasa. Czy będzie ciekawsza od tej z poprzedniego sezonu? Mam nadzieję, że tak.

Zobacz również: Co to jest sport? Jak się kibicuje? Odpowiedzi przedszkolaków mogą zaskoczyć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska