W odpowiedzi, by nie być posądzonym o, broń Boże, niechęć do klubu-ikony decyzja o szybszym ogłoszeniu konkursu, w którym wiadomo, że dwa kluby biorą prawie całą pulę, a reszta końcówki. Już zapanował względny spokój. To nie koniec. Jak w filmie akcji na drugi dzień ,,bach!”. Pojawiają się darczyńcy, wjeżdżają na białym koniu i ratują Falubaz. Czy nie pięknie? Powiem szczerze, że tak wierzyłem w upadek Falubazu, jak nie wierzę w to, że w Zielonej Górze będzie futbol na normalnym poziomie. Zaprezentowano nam spektakl z happy endem i muzyką disco polo w tle. OK, niech będzie, jak nie ma czegoś lepszego. Tyle, że opowiastki o długu spowodowanym wyłącznie kontuzjami i nie zakwalifikowaniem się do czołowej czwórki można włożyć między bajki. Akurat uważam, a nie wszyscy są tego zdania, że kluby walczące o najwyższe laury promują miasto i można je wspomóc. Skoro tak, to jednak chciałbym wiedzieć kto narobił długów i dlaczego?
W czwartkowy wieczór byłem pod wrażeniem oprawy i wagi widowiska, czyli meczu Stelmetu BC z Barceloną. Przy koszykówce jestem od niepamiętnych czasów, a jako dziennikarz piszę o niej od 25 lat. Powiem szczerze, że nawet w najpiękniejszych snach i wizjach nie przypuszczałem, że klub do którego mi blisko, zagra kiedyś z takim rywalem. A przecież jak mało kto pamiętam smutne, małe hale. Przypominam sobie jaką miałem minę kiedy gdzieś tam w meczu drugiej ligi z jakimś klubikiem, którego już dawno nie ma, potrafiliśmy zbierać baty, a kibice krzyczeli ,,na kolana!” Dziś proszę: gramy z Barceloną. Inna sprawa, że zebraliśmy straszliwe bańki. Na szczęście mieliśmy koszykarską ucztę. Czemu? Widziałem już w naszej hali wielu znakomitych zawodników, ale kogoś takiego Carlos Arroyo jeszcze nie. Co ten facet grał!
W niedzielę, w przeddzień moich imienin, liczyłem, że prezent sprawi mi Legia, której przecież kibicuję tyle lat. Niestety, zobaczyłem kolejną kichę i chałę. Przez całą połowę i jeszcze kawałek grali w Bielsku Białej z Podbeskidziem z przewagą jednego zawodnika. Mimo to stracili gola, a remis uratowali na sekundy przed końcem. To było coś strasznego i nie chciałbym już nigdy czegoś takiego oglądać! I jeszcze trener mówi, że pokazali charakter! Jak to usłyszałem wściekłem się jeszcze bardziej niż wtedy kiedy oglądałem wyczyny jego podopiecznych. Tymczasem właściciel Wisły wkurzył się i wywalił trenera z roboty. Zrobił to na drugi dzień po porażce jego zespołu z Cracovią. Jestem w stanie zrozumieć jego wściekłość. Można przegrać z kimkolwiek i obojętnie jak, bo przecież porażki się zdarzają i są wpisane w sport. Tak, to prawda, tylko nie z lokalnym rywalem! Tego się nie wybacza o czym przekonał się biedny trener.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?