Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderstwo przy ul. Lisiej. Sąd przesłuchał lekarzy Jerzego M.

(pij)
Jerzy M. w piątek na rozprawę do sądu przyjechał prosto z aresztu.
Jerzy M. w piątek na rozprawę do sądu przyjechał prosto z aresztu. Piotr Jędzura
W piątek, 13 listopada zielonogórski sąd przesłuchał lekarzy, którzy wcześniej leczyli Jerzego M., oskarżonego o zabójstwo swojej partnerki Marty w mieszkaniu przy ul. Lisiej. O przesłuchanie wniosła obrona.

Jerzy M. oskarżony o okrutne morderstwo swojej partnerki Marty od pierwszego dnia zakrywa się chorobą psychiczną. Już podczas aresztowania tłumaczył, że nie wie co się stało w mieszkaniu przy ul. Lisiej. Od początku procesu mówi, że niczego nie pamięta. Na sprawach siedzi nieruchomo, nie podnosi wzorku, cicho i krótko odpowiada na pytania sądu. Za to chętnie konsultuje się ze swoim obrońcą.

Na poprzedniej rozprawie obrońca oskarżonego o morderstwo wniósł o przesłuchanie lekarzy, który wcześniej leczyli Jerzego M. Chodziło o to, że podczas jego leczenia zastosowali oni leki podawane w czasie terapii leczenia schizofrenii. Biegli, którzy badali oskarżonego podczas zarządzonej obserwacji w szpitalu w Poznaniu, nie stwierdzili u Jerzego M. objawów schizofrenii. Mało tego, personel, który był na co dzień z Jerzym M. nie zauważył żadnych niepokojących symptomów świadczących o poważnych zaburzeniach psychicznych oskarżonego. W opinii biegłych Jerzy M. wiedział co robi i może odpowiadać za swój czyn. Tak też zeznali biegli podczas jednej z rozpraw. Obrona stała na stanowisku, że skoro wcześniej Jerzy M. był leczony na schizofrenię, to nie wyzdrowiał i w czasie dokonywania morderstwa mógł być chory. Sąd chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości przed wydaniem wyroku zgodził się na przesłuchanie byłych lekarzy Jerzego M. Brak przesłuchania lekarzy mógłby być podstawą do uchylenia wyroku przez sąd apelacyjny, a z pewnością taka apelacja zostałaby wniesiona przez obronę. – Lepiej już na etapie procesu wyjaśnić wszelkie wątpliwości związane ze sprawą – mówi mecenas Anna Drobek, oskarżyciel posiłkowy rodziców zamordowanej Marty.

Zeznania lekarzy niczego konkretnego do sprawy jednak nie wniosły. Wynika z nich, że nie mógł on mieć zaburzeń psychicznych w chwili dokonywania morderstwa. Oznacza to, że wiedział co robi i może odpowiedzieć za swój czyn.

Jerzy M. w piątek do sądu przyjechał z aresztu, w którym przebywa od stycznia 2014 r. Skuty kajdankami za ręce i nogi został wprowadzony na salę rozpraw.

Rodzina zamordowanej kobiety jest przekonana, że Jerzy M. wiedział co robi. – To jest morderca, który zabił nam córkę, powinien siedzieć w więzieniu do końca życia – mówi Barbara Witkowska. – W dodatku jestem przekonana, że Wiktoria widziała jak mordował jej mamę. Do dziś jak zobaczy krew mówi „mama” – zapewnia Witkowska.

Do okrutnej zbrodni doszło 2 stycznia 2014 r. Jerzy M. przyjechał do Marty do mieszkania przy ul. Lisiej. Rozmawiali o alimentach na dzieci, tak wynika z relacji Jerzego przed sądem. Oskarżony relacjonował też, że kiedy w przedpokoju zawiązywał buty, Marta wyszła z kuchni z nożem w ręku. Zaczęli się szarpać, polała się krew. Jerzy zadał Marcie ciosy nożem. Uderzał z taką siłą, że Marta miała między innymi złamany kręgosłup. W pokoju mieszkania była roczna wtedy Wiktoria.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska