Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mors z Kostrzyna mógł przetrwać? Niemcy swojego uratowali [WIDEO, ZDJĘCIA]

Jakub Pikulik
Jakub Pikulik
Mors w Kostrzynie służył mieszkańcom przez ponad 40 lat.
Mors w Kostrzynie służył mieszkańcom przez ponad 40 lat. archiwum WOPR w Kostrzynie
Burza rozpętała się po tym, jak władze miasta zdecydowały się wyburzyć zjeżdżalnię w kształcie morsa na kostrzyńskim basenie. Okazało się, że bliźniacza konstrukcja znajduje się w niemieckim Schwedt. Los niemieckiego morsa był jednak dużo mniej tragiczny.

Schwedt to niemieckie miasto, położone blisko 70 km od Kostrzyna nad Odrą. Przed laty współpraca między tymi miejscowościami układała się bardzo dobrze. To m. in. przez zakłady papiernicze, które funkcjonowały u nas i u Niemców. To właśnie niemieckie zakłady papiernicze ufundowały mieszkańcom Schwedt kompleks basenów i... zjeżdżalnię w kształcie morsa. Zaprojektował ją niemiecki rzeźbiarz Joachim Liebscher. Ale jak to się stało, że drugi mors stanął w Kostrzynie?

- Utrzymywaliśmy kontakt z zakładami w Schwedt. Na początku lat 70 była tam awaria, część zakładu uległa spaleniu, zniszczone zostały też maszyny. Ja i moi ludzie zostaliśmy oddelegowani do pomocy w naprawie i odbudowie. Wtedy widzieliśmy te ich baseny i morsa. Widział to też Eugeniusz Olczak, dyrektor Kostrzyńskich Zakładów Papierniczych. Podłapał pomysł i stwierdził, że to samo zrobimy w Kostrzynie. Zmałopwaliśmy ich - mówi Józef Rupniak, który w ówczesnej „Celulozie” był kierownikiem wydziału remontowo-budowlanego. Teraz pan Józef ma 90 lat.

Zobacz też: Mors z basenu w Kostrzynie zburzony. „Nie było innego wyjścia” [ZDJĘCIA, WIDEO]

- Joachim Liebscher pochodził z Lipska. To on zaprojektował Niemcom morsa i miał wszystkie plany. Przywieźliśmy go do Kostrzyna, co rano przychodził do mnie i zaczynaliśmy pracę. Cieśle mieli kupę roboty, ciężko było budować szalunki. Morsa budowaliśmy na miejscu, na kostrzyńskim basenie. Ja dawałem ludzi, dawaliśmy materiały, tłumacza, a on wszystkim dyrygował. Morsa budowaliśmy jakieś półtora miesiąca - wspomina J. Rupniak.

Cieśle mieli kupę roboty, ciężko było budować szalunki. Morsa budowaliśmy na miejscu, na kostrzyńskim basenie. Ja dawałem ludzi, dawaliśmy materiały, tłumacza

Morsa wyburzono 7 i 8 listopada. Rozmawialiśmy o tym z burmistrzem Andrzejem Kuntem, jego zastępcą Zbigniewem Biedulskim i dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Zygmuntem Mendelskim. Wszyscy są zdania, że mors zagrażał bezpieczeństwu osób (głównie dzieci), korzystających z basenu. Niebezpieczna miała być m. in. stroma drabinka, która prowadziła na szczyt zjeżdżalni. Morsa wyburzono przy okazji gruntownego remontu niecki basenu przy ul. Fabrycznej. - Szkoda. Komu on przeszkadzał? - zastanawia się J. Rupniak. Podobnie myśli wielu mieszkańców miasta. Po informacji o wyburzeniu morsa, którą zamieściliśmy na portalu www.gazetalubuska.pl, w internecie rozpętała się prawdziwa burza. Wielu mieszkańców krytykuje pomysł wyburzenia morsa. Uważają, że zjeżdżalnię, którą pamięta kilka pokoleń kostrzynian, można było uratować. Nie zgadzają się z tym władze miasta, które twierdzą, że morca próbowano przestawić, był jednak w tak złym stanie, że betonowa figura zaczęła się kruszyć.

Zobacz też: Wyburzyli morsa. Internauci są oburzeni [ZDJĘCIA]

Nasz Czytelnik dotarł do informacji, że morsa w Schwedt nie wyburzono. W obronie zjeżdżalni stanęli mieszkańcy. Udało się zdobyć pieniądze na przeniesienie morsa w nowe miejsce. Teraz służy jako pomnik i jest po prostu atrakcją turystyczną. - Tego w Kostrzynie też można było uratować. On stał na betonowej, prostokątnej podstawie. Wystarczyło ją wyciąć i morsa można było podnieść - mówi J. Rupniak.

Morsa w Schwedt przewożono specjalną lawetą. Konstrukcja nie ucierpiała.
Morsa w Schwedt przewożono specjalną lawetą. Konstrukcja nie ucierpiała. http://www.schwedt.eu

Niemcy swojego morsa ratowali w 2011 r. Trzeba było wynająć dźwig (konstrukcja wazy około 40 ton) i specjalną ciężarówkę do przewożenia tego typu ładunku.

- W czasie, gdy pracowałem na basenie, na morsie nie doszło do żadnego poważnego wypadku. Kilka razy osoby, które zjeżdżały z niego na brzuchu, głową w dół, rozbiło sobie brody. Być może faktycznie mors nie spełniał przepisów, ale nie trzeba było go burzyć. Wystarczyło zdemontować drabinkę, albo przenieść go na trawnik w sąsiedztwa basenu - mówi Marcin Kleczkowski, który jako ratownik WOPR przepracował na basenie pięć sezonów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska