Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mówiła do syna po rosyjsku, więc wbił jej nóż w pierś. Zginęła za Smoleńsk?

Mariusz Parkitny, Głos Szczeciński [email protected]
– Nie mogę uwierzyć, że Jurek to zrobił. Jego matka była dobrą kobietą. Opiekowała się gołębiami. Spotykałyśmy się często, pomagałyśmy sobie, rozmawiałyśmy – wspomina pani Aldona.
– Nie mogę uwierzyć, że Jurek to zrobił. Jego matka była dobrą kobietą. Opiekowała się gołębiami. Spotykałyśmy się często, pomagałyśmy sobie, rozmawiałyśmy – wspomina pani Aldona. fot. Marcin Bielecki
- Weszłam do środka. W kuchni Jurek siedział na matce okrakiem i powiedział do mnie, że ją właśnie zabija - opowiada sąsiadka. Koszmarne sceny rozegrały się we wtorek rano w mieszkaniu przy ul. Tama Pomorzańska w Szczecinie.

83-letnia Janina G. zmarła, bo sprawca zadał jej kilka ciosów nożem prosto w klatkę piersiową. Siedzącego okrakiem na matce syna widziała sąsiadka, pani Aldona. Przyszła do sąsiadów pożyczyć papierosy. Zaniepokoiły ją jęki, które usłyszała przez uchylone okno.

- Myślałam, że to kot. Drzwi do mieszkania były uchylone. Weszłam do środka. W kuchni Jurek siedział na matce okrakiem i powiedział do mnie, że ją właśnie zabija - opowiada sąsiadka. Próbowała go przekonywać, aby się uspokoił.

- Wyglądał strasznie. Oczy wyszły mu na wierzch. Przestraszyłam się i wybiegłam na zewnątrz - dodaje.

Zaczęła wzywać pomoc. Wołała sąsiadów, zadzwoniła na policję. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, próbowali reanimować starszą panią. Lekarz pogotowia stwierdził zgon.

58-letni Jerzy G. nie uciekał. Bez oporu dał się skuć kajdankami. Narzędziem zbrodni była finka, którą znaleziono w kuchni.

- Mówiła do mnie po rosyjsku, a to Rosjanie odpowiadają za Smoleńsk - tak miał tłumaczyć powody zabicia matki.

Janina G. pochodziła ze Wschodu. Według sąsiadów, mogła używać rosyjskich słów, gdy kłóciła się z synem.

Brat podejrzanego mówi, że między matką a Jerzym G. dochodziło często do nieporozumień.

- Jurka znałam od dziecka. Wychował się na tym podwórku. W życiu nie wszystko mu się ułożyło, ale to dobry człowiek - mówi pani Aldona.

Wśród pozostałych sąsiadów Jerzy G. też miał dobrą opinię. Nie był agresywny. Od wielu lat był na rencie. Po śmierci ojca, razem z bratem opiekowali się matką. W przeszłości leczył się psychiatrycznie.

Dorabiał zbierając złom i łowiąc ryby. Miał swoją łódź. Był lubiany. Znany był z tego, że potrafił zatrzymać przechodnia i dać mu coś do jedzenia, mówiąc, że na pewno jest głodny. Podobno zafascynowany był wojskiem.

W dniu zabójstwa ubrany był w moro. Według brata i sąsiadów, kilka razy w roku działo się z nim coś
złego. Zakładał moro i był bardzo pobudzony.

- Szkoda, że czegoś w domu nie zostawiłem idąc rano do pracy. Gdybym wrócił, to może by do tego
nie doszło. Rano nic nie wskazywało, że coś jest źle.

Zrobiłem mu śniadanie, kakao - mówi Zdzisław, brat Jerzego G.

Jerzy G. prawdopodobnie usłyszy zarzut zabójstwa.

Tragedia w Szczecinie. Zabił matkę za Smoleńsk

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska