Australijski rudzielec tak, jak w 2012 roku ogłosił zakończenie swojej bogatej kariery żużlowca, teraz równie niespodziewanie postanowił wrócić do profesjonalnego ścigania. Póki co 45-latek zapowiedział starty jedynie w lidze brytyjskiej, ale kto wie, czy skoro znów przeniesie się do Europy, to nie skusi się na jazdę w innych krajach.
Wybrał to, co najwłaściwsze
Nie będzie ścigał się już „dobijający” w tym roku do 50-tki Greg Hancock. Amerykanin na początku poprzedniego sezonu zawiesił rywalizację na torze. Postawił na opiekę nad chorą na nowotwór żoną. W 2019 roku nie wystartował w żadnych zawodach, ale wysłał kilka sygnałów mówiących o tym, że nie wyklucza powrotu do sportu w kolejnym sezonie. Dlatego podpisał niezobowiązującą umowę (tzw. warszawską) z beniaminkiem PGE Ekstraligi ROW-em Rybnik, a organizatorzy cyklu Grand Prix przyznali mu tzw. dziką kartę.
Dziś już wiemy, że leczenie żony weterana czarnego sportu potrwa jeszcze długo, dlatego „Herbie” wybrał to, co najwłaściwsze. Opuszcza tor bez fajerwerków, które należą mu się, ale jego legenda z pewnością na zawsze zapisze trwały ślad w historii żużla.
CO TAM SŁYCHAĆ W ZIELONOGÓRSKIM ŻUŻLU
- Ależ to był finał! Falubaz zbudował nowy tor i pojechał po złoto. Pamiętacie?
- Patryk Dudek: Jechałem słabiej, ale nie myślę już o tym
- Prezentacja Falubazu. „Chciałbym tu zostać na dłużej”
- Nowy żużlowiec w Falubazie! Umowa na dwa lata
- Był niechciany w Falubazie, dlatego pojedzie dla innych
- Falubaz wychował mistrzów świata. Oni zdobyli najwięcej
„Co my zrobimy bez Hancocka?”
Nie ma wątpliwości, że Greg Hancock był znakomitym żużlowcem, a przyklejony do jego twarzy hollywoodzki uśmiech dopełniał to, co kibice widzieli w jeździe mistrza. Bo Greg ścigał się po dżentelmeńsku, a to w połączeniu z wielkimi sukcesami oraz promiennym i otwartym sposobem bycia, dawało kibicom obraz zawodnika kompletnego, i co niezwykle istotne, lubianego na każdym stadionie świata. Ale czy ten wiecznie uśmiechnięty Amerykanin był żużlowcem bez skazy? Z pewnością – nie. Ale czy dziś w ogóle łatwo jest wskazać sportowców nieskazitelnych? Ci, którzy byli blisko Hancocka niekiedy bez ogródek opowiadają m.in. o egoizmie zawodnika. Coś w tym musi być, bo kto wie, czy gdyby nie celowe wyrachowanie czterokrotnego mistrza świata w pewnych sytuacjach, to dziś zamiast o zacnym żużlowcu, nie mówilibyśmy o pechowcu, który nie osiągnął tego, co było mu należne.
„Co my zrobimy bez Hancocka? Czy uda nam się odrobić straty?” – w 2011 roku takiej treści SMS-y rozsyłał ówczesny prezes Falubazu Zielona Góra Robert Dowhan. Jego zespół z półfinale play off przegrał pierwszy mecz ze Stalą Gorzów różnicą ośmiu punktów, ale w rewanżu musiał sobie radzić bez teoretycznie kontuzjowanego Hancocka. Trzeba przyznać, że zawodnik faktycznie doznał urazu, ale już trzy dni po rewanżowym starciu Falubazu ze Stalą, w którym nie wystartował, pojechał w turnieju Grand Prix, a po nim świętował zdobycie drugiego tytułu mistrza świata. W Zielonej Górze też wszystko zakończyło się szczęśliwie, dlatego wielkich pretensji do Hancocka nikt nie miał. Falubaz wykorzystując „zetzetkę” z nawiązką odrobił starty z Gorzowa, a w finale ekstraligi – już z Hancockiem – pokonał Unię Leszno.
Trzy lata później mniej szczęścia miała Unia Tarnów, która w cuglach wygrała sezon zasadniczy. Jeżdżący w barwach „Jaskółek” Hancock z powodu urazu nie mógł ścigać się w obu półfinałach z Lesznem. I to „Byki” awansowały do finału. W Tarnowie złość spotęgował fakt, że amerykański lider drużyny w międzyczasie pojechał po trzecie złoto mistrzostw świata.
ZOBACZ TEŻ
- Tego nie da się zapomnieć. Falubaz zdobył najbardziej mokre złoto w historii żużla
- Niektórych zabolał sukces żużlowego mistrza ze Stali Gorzów
- Nagrody dla najlepszych w Lubuskiej Lidze Biegowej [ZDJĘCIA]
- Stalowa armia uzbrojona! Nowe „mundury" żużlowców z Gorzowa
- Czy z nowym trenerem wrócą lepsze czasy? [WIDEO, ZDJĘCIA]
- Tomasz Gollob: Bartek był bardzo pilnym uczniem [ZDJĘCIA]
Marek Cieślak: Mógł wystartować
Tak się złożyło, że w obu przedstawionych przypadkach trenerem Falubazu i Unii Tarnów był Marek Cieślak. W książce „Marek Cieślak. Pół wieku na czarno”, szkoleniowiec bez ceregieli wspomina tamte wydarzenia: „Wielu ludzi ma do Grega żal. Niektórzy o to, że w 2004 roku nie dojechał do Tarnowa [o tym piszemy poniżej – red.]. Inni o to, że w 2011 nie pomógł Falubazowi, gdy drużyna walczyła w półfinale play-off ze Stalą Gorzów. Wśród rywali było mnóstwo kozaków: Gollob, Pedersen, Žagar, Iversen. Zastanawiałem się, jak tu z nimi wygrać i jeszcze odrobić osiem punktów. Hancock miał wówczas kontuzję, ponaciągał więzadła w lewym kolanie, i na mecz ligowy nie przyjechał, ale trzy dni później zapewnił sobie w Goričan tytuł IMŚ. I nawet podskakiwał z radości na torze. – Greg, nie skacz tak. Ludzie patrzą… – szepnąłem mu wówczas pół żartem. Facet nie przyjechał też na rewanżowy mecz półfinałowy z Unią Leszno, gdy pracowaliśmy w Unii Tarnów. To była środa, a w sobotę startował już w Sztokholmie, gdzie zrobił duży krok na drodze do trzeciego tytułu indywidualnego mistrza świata. Różnie można to sobie tłumaczyć. Ja trzymam się wersji, że Greg jeździł po prostu dla tytułów mistrzowskich. Uważam, że mógł wystartować i przeciwko Stali, i przeciwko Unii. Troszkę żalu ktoś może do niego mieć, jednak ja go częściowo rozgrzeszam”.
Czy to był przypadek?
Amerykanin do dziś rozgrzeszenia nie dostał we Wrocławiu, gdzie ścigał się przez siedem sezonów. W 2004 roku Sparta była o krok od zdobycia tytułu mistrzowskiego. Hancock nie zdążył jednak dotrzeć na ostatni mecz sezonu w Tarnowie i wrocławianie przegrali, a złoto wywalczyły „Jaskółki”. Tuż przed tym spotkaniem amerykański żużlowiec ścigał się w Stanach Zjednoczonych. Powstało wiele teorii na temat tego słynnego spóźnienia. Jedna z nich mówi, że nie było ono przypadkowe. Naocznym świadkiem tamtych wydarzeń również był Marek Cieślak, trener Sparty w latach 2001-04. W swojej książce zawarł takie wspomina: „Nie doleciał [Hancock – red.] na pamiętny finał do Tarnowa, przez co nie sięgnęliśmy po tytuł mistrza Polski. Czy celowo nie doleciał? Powiem tak – wiem, że Greg był kuszony przez pewnych ludzi, by faktycznie w Tarnowie się nie pojawić. Myślę jednak, że jest zbyt poważną firmą, aby na takie coś przystać. Tak uważam i tak chcę uważać. Po prostu w to nie wierzę. Bo jeśli Greg zdradził, to znaczy, że świat się kończy. Trzymam się jednak wersji, że był to splot pechowych okoliczności i po prostu tak wyszło”.
„Tak wyszło” z pewnością nie mówili za to rywale Hancocka w turnieju Grand Prix Australii w sezonie 2016, gdy w jednym z wyścigów celowo przepuścił przed siebie walczącego o medal Chrisa Holdera.
ZOBACZ TEŻ
Będzie ścierał kurz ze skóry
Tak pamiętnych akcji nie ma zapisanych w swojej żużlowej kartotece Jacon Crump, trzykrotny mistrz świata, który właśnie zdecydował się na powrót do poważnego ścigania w lidze brytyjskiej. W środowisku krąży jedynie teoria o „syndromie Crumpa”, mówiąca o tym, że zawodnicy, którzy osiągną świetny wynik w turnieju Grand Prix, kolejnego dnia słabo ścigają się w polskiej lidze. W przypadku Australijczyka właśnie dość często dochodziło do takich sytuacji.
Jason Crump w Grand Prix pewnie ścigał się już nigdy nie będzie, ale jego powrót po ośmiu latach i tak jest wielką niespodzianką. - Nie mogę się doczekać. Mam szansę zetrzeć kurz ze skóry – oświadczył Australijczyk.
WIDEO: Sportowiec roku 2020. Tak było na Gali Sportu Lubuskiego
Polub nas na fb
Polub nas na fb
Obserwuj nas na Instagramie
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?