Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mundial 2010: Jeden dzień z Jaabulanim

Z Johannesburga Robert Gorbat [email protected]
Za jedną sprzedaną flagę Jaabu zarabia na czysto dziesięć randów. Czyli jedno euro.
Za jedną sprzedaną flagę Jaabu zarabia na czysto dziesięć randów. Czyli jedno euro. fot. Robert Gorbat
W RPA wszyscy mówią sobie od pierwszego spotkania po imieniu. A ciemnoskórego mieszkańca można w ciemno nazwać Jaabu. Bo większość z nich nosi dźwięcznie brzmiące imię Jaabulani. Na pewno się nie obrazi.

Mojego Jaabu spotykam po zjeździe z autostrady, łączącej centrum Johannesburga z trzymilionowym Soweto. Kiedyś appartheidowcy usuwali do niego z miasta czarnych mieszkańców. Zatrzymuję się, by spytać o drogę na Orlando Stadium. Około 30-letni mężczyzna sprzedaje mundialowe flagi. Odpowiada, że chętnie wsiądzie do samochodu i pokaże. Pamiętam ostrzeżenia, więc w sekundzie przemyka mi przez głowę tysiąc myśli: Wpuścić go, czy nie? Jakie ma zamiary? Pojedziemy na stadion, czy do rewiru jego kumpli? Zwycięża ciekawość. - Wsiadaj - mówię.
Wizyta na Orlando jest taka sobie: piękny i wielki, ale pusty stadion rugby. Jaabu wyczuwa, że chcę zobaczyć więcej. - Mogę być dziś twoim przewodnikiem, przyjacielu - proponuje. - No to ruszamy - postanawiam.

Tłumaczenie, gdzie leży Polska, okazuje się jałowym zajęciem. Jaabu umie czytać i pisać, ale o Europie nie wie prawie nic. Jedziemy przez Soweto. Wszędzie asfaltowe uliczki. Wąskie, lecz bez dziur. Kręcimy się po nich ponad pół godziny. Już po kilku minutach nie mam zielonego pojęcia, gdzie się znajduję. GPS dawno zwariował. Mijamy kilka kościołów. W końcu skręcamy w tak ciasny zaułek, że prawie szoruję bokami białego opla corsy po ścianach domów i ogrodzeniach. Jaabu każe się zatrzymać przy przedostatnim domku po prawej stronie. Tutaj mieszka.

Wchodzimy do jednopokojowego mieszkania. Na progu bawi się dwoje małych dzieci. Wewnątrz zauważam jeszcze troje. Jaabu przedstawia mi swoją kobietę. Ma na imię Chantelle. Nie śmiem zapytać, czy są małżeństwem. To nie ma żadnego znaczenia. Gospodarz widzi moje spojrzenie i wyjaśnia: - Dwoje jest naszych. Dwoje następnych mojego kuzyna z USA, a ostatnie urodziła kuzynka Chant. Oni wyjechali, ale u nas nie zostawia się dzieci na pastwę losu. Jak tylko mają rodzinę, nie zginą.

W maleńkim, parterowym domku widzę drzwi do łazienki, a po przeciwnej stronie do kuchni. Wszędzie proste, schludnie utrzymane sprzęty. Dochodzi południe, więc Chant proponuje ,,mały lunch''. Jego podstawowym składnikiem okazuje się owsianka z mielonej kukurydzy i kasza kukurydziana. Gotuje je na elektrycznej kuchence. Gdy dania są już prawie gotowe, kobieta prosi Jaabu, by poszedł do sklepu po ,,mopani''. Pytam, co to jest. - Takie robaki. Po upieczeniu stają się chrupiące, mają lekko pieprzny smak i są doskonałą przekąską do owsianki - wyjaśnia gospodyni. Długo zapewniam, że nie jestem zbyt głodny. Kończy się na zjedzeniu wyłącznie kukurydzianych potraw. Przed odjazdem znajduję w plecaku kilka czekoladowych batoników. Dzieciaki są zachwycone słodkimi prezentami.

- A teraz zobaczysz inne Soweto - mówi Jaabu. Jedziemy dobre 20 minut. Ulice stają się coraz szersze, a domy coraz okazalsze. W końcu stajemy przed niezwykłej urody willami. - Za takie biali płacą w swoich dzielnicach po kilka milionów randów - twierdzi mój przewodnik. - Po zniesieniu appartheidu wielu czarnych odniosło ekonomiczny sukces. Niektórzy nie chcą wyjeżdżać z Soweto. Budują się tutaj, bo między swoimi czują się bezpieczni.
Stajemy koło baru. Ku mojemu zdumieniu, w środku zauważam kilku białych. Byli przejazdem, więc wpadli na kawę. Jak my. Siadamy przy stoliku obok czarnych i wymieniamy zwyczajowe ,,how are you''. Tak po prostu.

Proszę Jaabu, by wskazał mi najkrótszą drogę powrotną. Jeszcze kawałek ze mną podjeżdża i mówi, że chce wysiąść. Na odchodnym wręczam mu 50 randów (około pięć euro). Jest zachwycony. - Ciesz się mundialem i wróć jeszcze do nas! - woła na pożegnanie.
Chętnie, tylko jak go znajdę w Soweto?!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska