Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muszę uratować mojego syna!

Aleksandra Gajewska-Ruc
Aleksandra Gajewska-Ruc
Kontakt matki z Jackiem urwał się w 2009 r. Odnalazła go fundacja Itaka w 2013 r.
Kontakt matki z Jackiem urwał się w 2009 r. Odnalazła go fundacja Itaka w 2013 r. arch. rodziny
Międzyrzecz. Jacek od sześciu lat jest bezdomny, koczuje na ulicach Amsterdamu. Matka rozpacza.

On potrzebuje pomocy! Nigdy o nią nie prosi. Nie radzi sobie. Jest od sześciu lat bezdomny... Pomóżmy mu wyjść z życiowego zakrętu, na którym się znalazł, nakłonić do zmian - to fragment dramatycznego apelu, który Krystyna Rębacz, zrozpaczona matka rozwiesiła w całym mieście.

Wielu mieszkańców doskonale pamięta Jacka, długowłosego blondyna w okularach. - Mieszkał na ul. Piastowskiej, razem chodziliśmy do liceum. Rozpoznałem go na plakacie. Co się z nim stało? - zastanawia się szkolny kolega.

Przez lata zastanawiała się również matka chłopaka. Gdy wróciła z zarobkowego wyjazdu do Niemiec, chłopak był już za granicą. Początkowo dzwonił, później telefon umilkł. - Gdzie jest dowiedziałam się dopiero, gdy odnalazła go fundacja Itaka jesienią 2013 r. Po czterech latach zadzwonił do mnie z Amsterdamu. Usłyszałam w słuchawce: „Mamo, żyję. Nie martw się” - ze łzami w oczach opowiada pani Krystyna. Gdy pojechała do syna, zastała go w opłakanym stanie. Miał wtedy 31 lat, jednak wyglądem wcale nie przypominał młodego chłopaka. - Chory, zmęczony, brudny, zaniedbany. Śpi na ulicach, w kanałach. Nie ma żadnych dokumentów, żadnych środków do życia. Z wielkim bólem patrzyłam na to, co stało się z moim synem. Wszelkimi sposobami próbowałam go nakłonić, by wrócił ze mną do Polski, zaczął się leczyć, zmienił swoje życie. Nie udało mi się... Ciągle próbuję, jeżdżę, zawożę mu rzeczy, rozmawiam, proszę, przekonuję. Muszę - mówi ze łzami w oczach.

Pani Krystyna liczy na to, że ktoś pomoże przemówić synowi do rozsądku. - Sama nie dam rady. Nie wiem jak to się skończy, ale obawiam się najgorszego. Po tym jak topił się w zalanych kanałach, syn ledwo uszedł z życiem. Przecież on zagraża sam sobie, tak nie może być - mówi.

Po latach codziennego zamartwiania się o syna, pani Krystyna postanowiła głośno mówić o jego sytuacji i prosić o pomoc. Na co liczy? - Może inni przypomną mu jak wygląda normalne życie, pokażą, że można inaczej, przekonają, że i on może być jeszcze szczęśliwy. Dlatego proszę, żeby ludzie, którzy spotkają go na ulicach Amsterdamu, nie przechodzili obojętnie, nie spisywali go na straty, powiedzieli „cześć”, pogadali, zaprosili na ciepły obiad. I nakłaniali, żeby zgodził się na leczenie, bo to dla niego ostatnia deska ratunku. Może zrozumie, że ma rodzinę, przyjaciół, życzliwych mu ludzi i w końcu da sobie pomóc. To był taki dobry chłopak. Zawsze mieliśmy ze sobą świetny kontakt. Serce mnie boli, gdy pomyślę, że każdego dnia żyje w ten sposób. Ciągle czekam na telefon od niego. Gdy w końcu zadzwoni, zawsze powtarza „kocham cię mamo, kocham cię” - opowiada zrozpaczona matka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska