Marta jest studentką. W zeszłym roku szukała pracy, żeby sobie dorobić. Przez ogłoszenie w internecie znalazła ofertę firmy, która szukała ludzi do call center. - Pracowałam w biurowcu w Gorzowie. W imieniu jednego z operatorów dzwoniłam na numery z bazy danych i namawiałam do kupienia abonamentu. Nie było stawki godzinowej. Miałam mieć płacone od liczby "złapanych” na abonament. Gdybym wykonała nierealny plan, dostałabym 1.300 złotych. Bez wykonania planu za miesiąc miało być 600 złotych. Miało być, bo po tygodniu przestałam tam chodzić. A za ten tydzień nie zarobiłam nawet złotówki - opowiada Marta. - Nikt nie podpisał ze mną nawet papierka.
Umowy śmieciowe, czyli robota na podstawie umów-zleceń i umów o dzieło, to nierozpoznana strefa rynku pracy. Szacuje się, że na takich zasadach pracuje około 10 procent zatrudnionych osób. Najwięcej na terenach o trudnej - delikatnie mówiąc - sytuacji na rynku pracy. A właśnie do takich zalicza się Lubuskie. Dlatego z ulgą powinniśmy przyjąć informacje o rewolucyjnych przymiarkach rządu, który chce ograniczyć skalę tego problemu, zwłaszcza że sam premier mówił o śmieciówkach jako o "odzieraniu pracownika z godności”. Jaki ma pomysł? Zamierza oskładkować umowy cywilnoprawne.
Na jakich umowach najczęściej pracują Lubuszanie? Więcej przeczytasz w sobotnio-niedzielnym (25-26 stycznia) papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Kup aktualne wydanie "Gazety Lubuskiej” w wersji elektronicznej. Wyślij SMS o treści EGL na numer 72466 (koszt SMS-a to 2,46 zł). Otrzymany kod aktywuj na stronie www.e-lubuska.pl
Przeczytaj też: Kto płaci ZUS, gdy pracujesz na umowę-zlecenie? (porady)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?