Kobieta (nie chce nazwiska w gazecie) twierdzi, że nie tylko ona ma problem z uzyskaniem jakichkolwiek informacji od lekarza. - Tam pod drzwiami dyżurki tworzą się kolejki. Ale i tak nic z tego nie wychodzi. Bo gdy jest jeden lekarz, to zaraz idzie do pacjenta czy gdzieś. I już nie ma czasu - opowiada żona chorego. A z karty wywieszonej na łóżku pacjenta zwykły człowiek nic nie jest wstanie wyczytać.
Trzeba myć, przewijać i karmić
Wczoraj poszliśmy na oddział neurologii przy ul. Walczaka. Korytarz długi na ponad 100 m. W salach po obu stronach pacjenci po udarach, nie mogący się poruszać, pojękujący.
Pod dyżurką lekarską kilka osób. Chcą dowiedzieć się o stan bliskich - Jest problem - mówi starsza kobieta, która chce podpytać o męża. Zagląda na dyżurkę od dwóch godzin. Na oddziale jest tylko ordynatorka. - Do 15.00 pracuję sama. Bo jeden lekarz rano skończył dyżur. Drugi jest na zaległym tygodniowym urlopie - tłumaczy Izabela Sagańska, ordynatorka neurologii. Na oddziale od niedawna pracuje tylko trzech lekarzy! Jeszcze w grudniu było sześciu. Ale dwoje z nich wyjechało do innych miast, a jeden przeszedł na emeryturę.
Pielęgniarek na oddziale też jest za mało. Na 63 pacjentów zaledwie cztery na zmianie. - Na wszystko trzeba czekać - mówi mężczyzna na wózku.
Większość chorych to ludzie po udarach, leżący, których trzeba myć, przewijać i karmić. - Do mycia rano lecą z nas dwie. Kiedyś było sześć. Wtedy pacjenci byli ogoleni, mieli umyte włosy, obcięte paznokcie. Teraz pilnujemy, żeby tylko w dokumentacji wszystko się zgadzało - opowiada anonimowo jedna z pielęgniarek. I każe sobie wyobrazić, jak dwie siostry przewracają rosłego, bezwładnego mężczyznę. - Nie ma szans, żebyśmy to robiły delikatnie - mówi.
Jak są cztery na zmianie, jedna obsługuje izbę przyjęć, druga jeździ z pacjentami na konsultacje i badania na ul. Dekerta, a dwie zostają na oddziale.
- Samych kroplówek jest do podłączenia rano 80. A każdego pacjenta trzeba podnieść, przewrócić, oklepać. Wszystko w biegu - mówi pielęgniarka. Na nocnym dyżurze nie jest lepiej.
Chętnych brak
Zarówno oddziałowa, jak i ordynatorka oddziału monitowały u dyrekcji szpitala, że na neurologii sytuacja jest bardzo zła. - Z taką obsadą nie jesteśmy w stanie prawidłowo obsłużyć pacjentów - mówi I. Sagańska.
- Z lekarzami jest naprawdę straszny problem. Ogłaszamy się wszędzie, że poszukujemy specjalistów. Ale efekt jest żaden - rozkłada ręce Piotr Dębicki, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w gorzowskim szpitalu. Trochę lepiej może być z pielęgniarkami. - Mamy chętne do pracy. Ale na umowy kontraktowe. Jeśli się zdecydują, na pewno część z nich trafi właśnie na neurologię - zapewnia P. Dębicki. Umowy powinny być podpisane do końca stycznia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?