Ireneusz Kamieniarz ma dwie fermy trzody chlewnej. Jedną w Niedźwiadach pod Świebodzinem, drugą w Chotkowie niedaleko Kożuchowa. W każdym obiekcie trzyma po około 20 tys. tuczników.
- Przed kilku laty Rosjanie faktycznie odbierali ode mnie tuczniki - opowiada pytany o eksport do Rosji. - Ale obecnie nie wysyłam. Z kilku powodów. Po pierwsze, Rosjanie nie chcą żywych tuczników, a jeśli już, to jedynie materiał hodowlany, a więc np. loszki. Po drugie, ceny, które ostatnio proponowali za żywe tuczniki, były zbyt niskie. To spowodowane jest także tym, że chroniąc własny rynek, wprowadzili wręcz zaporowe cła.
Pan Ireneusz dodaje, że bezpośrednim powodem zakończenia jego eksportu tuczników do Rosji, był incydent na granicy. Otóż kierowca wiozący zwierzęta pomylił przejścia graniczne. Wtedy naczelny weterynarz Rosji cofnął fermie Kamieniarza pozwolenie na wwożenie zwierząt. Producent za pośrednictwem służby weterynaryjnej w Polsce się odwołał i zakaz wwozu cofnięto. - Ale wtedy Rosjanie sami zrezygnowali z kupowania żywych tuczników. Dlatego teraz sprzedaję je jedynie polskim odbiorcom - puentuje Ireneusz Kamieniarz.
Zbliżoną sytuację opisuje Andrzej Kiciński prowadzący fermę hodowlaną w Kosieczynie koło Zbąszynka. Parę lat temu również zrezygnował z eksportu do Rosji. - Dziś sprzedaję świnie tylko na rynek polski, ewentualnie, choć dość rzadko, na Węgry - tłumaczy. Dlaczego zrezygnował? - Za dużo w tym polityki, za mało biznesu - komentuje krótko. Wina leży po obu stronach. Dzieje się bowiem tak, gdyż Rosjanie stawiają wysokie bariery na wwóz trzody, a nasi politycy to wykorzystują propagandowo jako argument antyrosyjski. - Same bzdury - kończy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?