Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na tym polega wspólne życie, że jeden uczy się od drugiego

Michał Szczęch 68 324 88 34 [email protected]
Na kongresie kobiet pojawiły się m.in. panie ze Stowarzyszenia Kobiet w Osiecznicy. Z marszałek Elżbietą Polak znają się bardzo dobrze, wszak na kongres przyjeżdżają od samego początku, czyli od pięciu lat.
Na kongresie kobiet pojawiły się m.in. panie ze Stowarzyszenia Kobiet w Osiecznicy. Z marszałek Elżbietą Polak znają się bardzo dobrze, wszak na kongres przyjeżdżają od samego początku, czyli od pięciu lat. Piotr Jędzura
Maja Czerwonogrodzka, lat 41, bizneswoman i instruktorka fitness ze Świdnicy, tupnie niekiedy nogą na męża, częściej znajdzie z nim nić porozumienia i dzięki temu ma w domu równouprawnienie, bez wsparcia polityków. A jak większość obowiązków spada jej na głowę, zagoni dzieci do pracy. Pani Czerwonogodzka nie ma w domu szwedzkiego modelu rodziny. Ma swój własny model, który wypracowała przez lata. A inne kobiety?

Sprawdzaliśmy to w sobotę. Do sali kolumnowej Urzędu Marszałkowskiego przyjechało prawie 400 kobiet, by uczestniczyć w V Lubuskim Kongresie Kobiet. Mowa była między innymi o szwedzkim modelu rodziny. Czy potrzebny nam taki model? - W Polsce zaczęło się zmieniać - stwierdziła marszałek Elżbieta Polak (która kongres zorganizowała), mówiąc o prawie względem kobiet, o polityce prorodzinnej… Wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka nawoływała z mównicy, żeby kobiety chętniej startowały w wyborach. - Wystartujemy, jak będą okręgi mandatowe. Jak o miejscach nie będą decydowały partie - odpowiedział ktoś z sali. Posłanka Bożenna Bukiewicz przekonywała, że poprawi się w sprawie mieszkań dla młodych. Przemawiała senatorka Helena Hatka, przemawiał senator Robert Dowhan… Dla Natalii Warszawskiej, lat 28, dziennikarki telewizji uniwersyteckiej, która na sobotni kongres wybrała się po raz pierwszy, za dużo było w sali kolumnowej polityki. Pani Warszawska widzi przepaść między tym, jak żyją ludzie, między rzeczywistością, a tym, co lansują politycy i media. - Bo promują nierzeczywisty obraz kobiety, który frustruje, zwłaszcza matki - twierdzi pani Warszawska. - To obraz kobiety idealnej, perfekcyjnej pracownicy, perfekcyjnej pani domu.

A rzeczywistość? Jaka jest? Zdaniem pani Warszawskiej bardziej szara, ponura i trudna, jeżeli chodzi o rolę, jaką musi spełnić kobieta, czyli o bycie matką, żoną… - Przecież nie ma ideałów. Tak samo jak nie ma dobrych kredytów mieszkaniowych dla młodych małżeństw, nie ma pracy, są umowy śmieciowe - w tym momencie pani Warszawska myśli o rozwoju zawodowym kobiety i widzi szklany sufit (szklany, bo jest niewidoczny, ale... jest). - Trzeba główkować, wyjeżdżać z Polski, żeby doświadczyć czegoś lepszego - dodaje.

Ona stworzyła sobie namiastkę tego idealnego świata. Z mężem żyją po partnersku, w domu oboje są głowami rodziny, oboje zajmują się dzieckiem. Ale nie czują się bezpieczni, bo w Polsce, zdaniem pani Warszawskiej, nie pozwala na to system. - W Polsce trudno jest żyć po partnersku, jedno zawsze musi poświęcić więcej od tego drugiego. W Szwecji rodzi się dziecko i pół tygodnia matka chodzi do pracy, a pół tygodnia ojciec. I to jest równouprawnienie. Daleko nam do szwedzkiego modelu rodziny.
Jak zielonogórzanka Maria Machocka, lat 60, z zawodu introligatorka, oprawiała przed laty książki i produkowała albumy, nikt nie mówił jeszcze o równouprawnieniu. Za panią Machocką ciągle chodziła wtedy myśl, że trzeba zrobić to i jeszcze tamto, że dzieci, mąż. Życie miała takie: praca, dom, praca, dom… Dała dzieciom kolację, powrzucała garnki do zlewu i dla siebie nie miała już czasu. Dzisiaj? - Zmieniła się rzeczywistość i pozycja kobiety - twierdzi pani Machocka, która się zastanawia, na ile to politycy pomogli, a na ile to ona sama zadbała o swoje "ja", żeby wreszcie poczuć się wolną. Bo przecież ona nie żyła w żadnym szwedzkim modelu rodziny. Gdy pokonała raka piersi, została amazonką. I poszła na emeryturę. Wyjścia do teatru, do kina, gimnastyka, basen, aerobik. - Sama znalazłam czas, by być stuprocentową kobietą. Szkoda, że dopiero na emeryturze.

- Najważniejsza jest osobowość, kobieta musi być otwarta, odważna, stanowcza - uważa Maja Czerwonogrodzka, lat 41, bizneswoman i instruktorka fitness ze Świdnicy. Tupnie niekiedy nogą na męża, częściej znajdzie z nim nić porozumienia i dzięki temu ma w domu równouprawnienie, bez wsparcia polityków, bez zmieniania ustaw. A jak większość obowiązków spada jej na głowę, zagoni dzieci do pracy. Pani Czerwonogodzka nie ma w domu szwedzkiego modelu rodziny, bo go nie potrzebuje. Ma swój własny model, który wypracowała przez lata.

Anna Kuziemska, lat 55, rolniczka z Osiecznicy, na lubuski kongres jeździ od samego początku. Nawet na ten ogólnopolski jeździ, do Warszawy. Należy do stowarzyszenia kobiet, chodzi rano z kijkami i dba o gospodarstwo. Ona ma w mężu oparcie, a mąż w niej i uczyli się tego całe życie. Kiedyś, jak dziecko zrobiło w pieluchę, to mąż przewinął, a nie, że tylko ona. Dopuści męża nawet do zmywania naczyń. I to nic, że wieczorem musi niekiedy poprawić, bo mąż zrobił źle. - Na tym polega partnerstwo i wspólne życie, że jeden uczy się od drugiego i idą na kompromisy. Trzeba mieć w sobie życzliwość.

- Jesteś albo dobra, albo zła, w zależności, co w sobie nakarmisz - powie innym kobietom Bogumiła Michalska, lat 57, która przyjechała na kongres ze Zwierzyńca i nie wstydzi się, że z prowincji. Nie podobały jej się na kongresie wystąpienia polityków. Słuchała senator Hatki i wolała widzieć w niej bardziej kobietę niż polityka. - Bo dla mnie polityk to monstrum - mówi pani Michalska, niespokojna dusza z wynaturzonym poczuciem odpowiedzialności - jak się sama przedstawia. Całe życie pracowała jako nauczycielka. Od wrześnie cieszy się emeryturą, bo, choć na emeryturę przeszła w 2007 r., to zapragnęła wspierać wiejskie dzieci. Przecież sama jest wiejskim dzieckiem. - I od zawsze denerwowało mnie, jak urzędnicy zza biurek mówili mi, co jest dla mnie lepsze.

W związku z tym, że ktoś sobie wymyślał jakiś model na człowieka, że chciał go wdrażać na siłę, choć model nie pasował albo człowiek nie pasował, pani Michalska doszła do wniosku, że weźmie sprawy w swoje ręce. W 2007 r. zaczęła pisać projekty dla wiejskiej szkoły, by pozyskiwać pieniądze unijne. Przez ostatnie sześć lat ze stowarzyszeniem Stolina ściągnęła 2,5 mln zł, żeby wiejskim dzieciom rozwijały się skrzydła. A przy okazji zmywała w domu naczynia, gotowała obiady, piekła ciasta. - I jeśli na taką kobietę mówi się, że kura domowa, to ja uwielbiam być kurą domową - twierdzi pani Michalska. - Jeżeli mąż jest zapracowany, przynoszę mu śniadanie do łóżka, jeśli to ja pracuję, śniadanie robi mąż, z wyboru, choć nie znosi gotować - i tak, zdaniem pani Michalskiej, wygląda prawdziwe równouprawnienie i partnerstwo. Ona nigdy nie powie o mężu: - No, nie domyślił się i kosza nie wyniósł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska