Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw guz mózgu i chemia, potem białaczka i przeszczep szpiku. Dwuletni Marcinek walczy o życie

Michał Kurowicki 68 387 52 87 [email protected]
Mama Wiesława, babcia Irena i młodszy braciszek Filipek czekają na powrót Marcinka do domu. I boją się, co wtedy będzie.
Mama Wiesława, babcia Irena i młodszy braciszek Filipek czekają na powrót Marcinka do domu. I boją się, co wtedy będzie. fot. Michał Kurowicki
Wysiłki lekarzy mogą pójść na marne, bo dziecko wróci ze szpitala do warunków, które mogą spowodować najgorsze.

Te warunki to 25-metrowe mieszkanie komunalne. A w nim rodzice chłopczyka i jego młodszy braciszek, babcia Irena Wesołowska z dwojgiem dorosłych dzieci. Niektórzy z konieczności śpią na podłodze.
- Lekarz powiedział, że po przeszczepie szpiku wnuczek musi mieć osobny pokój. Sterylny, bo inaczej może się wydarzyć najgorsze, o czym nawet nie chcę myśleć - załamuje się babcia. - Powiedział też, że Marcinek będzie tak osłabiony, że wszyscy musimy chodzić w domu w specjalnych maskach. Nie będzie mógł spotykać się z innymi dziećmi ani dorosłymi, którzy mają choćby kaszel czy katar.

Czytaj też: Walczą o życie trzyletniego Oliwiera

Szpik od taty

Dramat zaczął się w styczniu. Chłopczykowi spuchło oczko. Pani Wiesława od razu poszła z synkiem do lekarza rodzinnego. Skierował dziecko do okulisty. Leczenie nie pomagało. Oczko z dnia na dzień wyglądało gorzej. Marcinek trafił do szpitala w Nowej Soli.
- Lekarze podejrzewali zapalenie zatok, bo pod czaszką zbierała się ropa - opowiada mama. - Potem zrobili tomografię głowy. Niestety, okazało się, że to guz.
Maluszka przewieziono do kliniki onkologicznej w Poznaniu. Chemioterapia dała rezultaty, guz zaczął się zmniejszać. Gdy wszystko było już na dobrej drodze, Marcinek zachorował na białaczkę...

Paweł Wesołowski, gdy tylko dowiedział się, że może zostać dawcą szpiku dla synka, nie wahał się ani chwili. Operacja będzie 15 października w Poznaniu. A jeszcze przed świętami chłopczyk ma wrócić do swojego domu w Nowej Soli.
- Wszyscy czekamy na niego z niecierpliwością - mówi babcia.
- Tylko co dalej, jak ma tu z nami na kupie mieszkać? Przecież potrzebuje sterylnego pokoju - martwi się mama.

Czytaj też: Tosia jest ciężko chora. Podaruj jej uśmiech

Tu dojdzie do nieszczęścia

- Mamy naprawdę niewiele pieniędzy - przyznaje pani Wiesława. - Dostajemy 130 złotych miesięcznie z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Babcia stara się pomagać nam jak może, ale 628 złotych renty to strasznie mało. Paweł zrezygnował z renty i poszedł pracować przy figurkach i krasnalach. Ale nie jest w stanie zarobić więcej niż 600-700 złotych.
- Ma dwa zawody: stolarz i introligator, ale nie chcą go nigdzie przyjąć, bo ma wadę wzroku - dodaje pani Irena. - Nie mamy za co wynająć oddzielnego mieszkania i tam zorganizować pokoju dla wnuczka, więc z konieczności staramy się o przydział mieszkania komunalnego.

Niestety, Wesołowscy są na 253. miejscu na liście, a czas oczekiwania na lokal w Nowej Soli jest bardzo długi. Na pewno dłuższy niż dwa-trzy miesiące, a właśnie wtedy ze szpitala wróci Marcinek.
- Z tą listą to jedno, ale nasza sytuacja jest wyjątkowa. Przecież to jeden taki przypadek tylko. Nie mogliby coś urzędnicy zrobić? - pyta babcia Irena. - Już nie mówię o mieszkaniu dla całej rodziny mojego syna. Wystarczy, że przydzieliliby mi pokój z kuchnią. Obojętnie gdzie, a ja bym im to moje mieszkanie zostawiła. Oni by ten jeden pokoik wyremontowali, wstawili drzwi, żeby Marcinek miał tu jak najbardziej sterylnie. Inaczej niedługo po powrocie wnuczka dojdzie tu do nieszczęścia. Czy naprawdę, gdy tak poważnie zagrożone jest jego życie, nie da się nic zrobić?

Czytaj też: Piotruś potrzebuje szpiku. Ma dwa i pół roczku i ostrą białaczkę

Przecież jest lista...

Co na to urzędnicy z magistratu? - Mamy naprawdę bardzo długą listę oczekujących na przydział mieszkania komunalnego - odpowiada Ewa Batko, rzeczniczka urzędu miasta. - Jako gmina robimy wiele, między innymi budujemy nowe mieszkania socjalne, ale wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc w krótkim okresie. W ciągu roku mamy do zaoferowania około kilkunastu mieszkań. To lokale pozyskane zazwyczaj w wyniku śmierci najemcy lub gdy przesiedlamy osoby do mieszkań socjalnych. Wiem, jak oceniane jest to z zewnątrz, wychodzi na to, że urzędnik nie chce dać mieszkania, że nie widzi krzywdy dziecka. Żaden urzędnik nie podejmie się próby oceny, położenia na szali, czyja krzywda jest większa... Nikt. Zatem jedynym kryterium musi być, niestety, kolejność na liście oczekujących, w której każdy ma takie same prawa. Niemniej bardzo współczujemy tej rodzinie.

Ale rodzice i babcia chłopczyka ciągle mają nadzieję na jakiś ruch ze strony magistratu. Może uda się znaleźć wyjście z dramatycznej sytuacji? - Każdego dnia myślimy o Marcinku - mówią Wesołowscy. - Każdy dzień zbliża nas do jego powrotu do domu. Ale też z każdym dniem coraz bardziej się martwimy, co się stanie, jak już znów będzie z nami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska