Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najważniejsza jest rodzina. Kolejny Marcinkiewicz pod skrzydłami marszałek Polak

Robert Bagiński
Arkadiusz Marcinkiewicz
Arkadiusz Marcinkiewicz archiwum GL
Brat wiceprzewodniczącego sejmiku województwa, Mirosława Marcinkiewicza, dostał posadę w Urzędzie Marszałkowskim. Formalnie w ramach konkursu, ale jego rozstrzygnięcie, aż do formalnych pytań GL, owiane było tajemnicą. - Pan Arkadiusz Marcinkiewicz uzyskał najlepszy wynik podczas ustnej rozmowy kwalifikacyjnej – zapewnia rzecznik zarządu województwa. Jego zdaniem, kandydat „wykazał się niezbędnymi kompetencjami komunikacji interpersonalnej, kluczowymi dla realizacji zadań na stanowisku głównego specjalisty ds. funduszy europejskich”.

W konkursie na posadę w Punkcie Informacyjnym Funduszy UE w Gorzowie, oprócz Marcinkiewicza, udział wzięła również Marta Kowalska, absolwentka socjologii po Uniwersytecie Wrocławskim, która funduszami europejskimi zajmuje się od 2006 roku, w przeszłości także w Urzędzie Marszałkowskim.

– Znamy się, ale kiedy zobaczyłam go na rozmowie kwalifikacyjnej, to nie miałam już żadnych złudzeń, kto tą pracę dostanie – mówi w rozmowie z GL.

Kiedy pokazujemy jej wyjaśnienia, które przesłał Paweł Kozłowski z UMWL, tylko się uśmiecha. Okazuje się, że elementów rekrutacji było więcej, niż tylko rozmowa. – Bardzo sensowne i ciekawe uzasadnienie. Dobre do obrony. Fajnie brzmi podkreślenie faktu, że dobrze wypadł podczas rozmowy, ale przecież był jeszcze test z wiedzy – podkreśla Kowalska, która domniema z tego, że „chyba mu za dobrze nie poszło”.

Czy możliwe jest, że w uzyskaniu zatrudnienia w UMWL, pomógł Arkadiuszowi Marcinkiewiczowi, jego brat Mirosław, wiceprzewodniczący sejmiku, ale również polityk Platformy Obywatelskiej oraz pełnomocnik w podległym zarządowi województwa, szpitalu? Zapytaliśmy go o to.

– Radny nie bierze udziału w rekrutacji na stanowiska urzędnicze. Brat sam znalazł ogłoszenie i wziął udział w postępowaniu konkursowym – tłumaczy samorządowiec.

Zaznacza przy tym, że jest to „zwykłe stanowisko urzędnicze”, które nie koliduje ze sprawowanym przez niego mandatem radnego. Czy wiedział o tym, że brat stara się o posadę? – Życzyłem mu powodzenia w konkursie i jak widać, były to życzenia skuteczne – puentuje Mirosław Marcinkiewicz z PO.

Całkiem inaczej widzi to Marek Surmacz, były wiceminister, a dzisiaj wiceszef KRUS-u oraz radny sejmiku z Prawa i Sprawiedliwości. – W tym urzędzie nic mnie nie zaskoczy i określam go mianem WW – Wszystko Wolno - mówi polityk. Jego zdaniem, jeśli dyrektorem może zostać kabareciarz, a „móżdżkiem tego urzędu jest osoba, która wywołała kryzys międzynarodowy, wymyślając ponadskalowe zatrucie rtęcią, to każdy może tam być wybitnym urzędnikiem”.

Oczywiście, nie jest też tak, że A. Marcinkiewicz nie ma żadnego doświadczenia. Pracował przy kilku dużych projektach związanych z funduszami europejskimi. - Także gotowość podjęcia natychmiastowego zatrudnienia na tym stanowisku, spowodowały rekomendację wyboru p. Marcinkiewicza – tłumaczy rzecznik Kozłowski. – Nigdy nie był urzędnikiem – podkreśla Marek Surmacz, który zna go od co najmniej trzech dekad.

Pomimo faktu, że od lat nie jest aktywny publicznie, w Gorzowie, również ten przedstawiciel rodziny Marcinkiewiczów, budzi duże emocje. Był bohaterem dwóch głośnych spraw, które wśród mieszkańców do dzisiaj budzą absmak. Pierwsza z nich miała miejsce w 2000 roku, gdy Arkadiusz Marcinkiewicz, ówczesny wiceprzewodniczący rady miasta na spotkaniu z prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem, domagał się unieważnienia przetargu i przekazania umowy prywatnej firmie Interbud West, Władysława Komarnickiego, dzisiaj senatora PO.

Rozmowę w gabinecie prezydenta ktoś nagrał, a następnie upublicznił jej treść. - Władek musi coś dostać – mówił na upublicznionych nagraniach, gdzie próbował namówić prezydenta miasta do korzystnych dla siebie rozwiązań, w zamian za wsparcie w radzie. W tamtym czasie było to ważne, ponieważ włodarza miasta powoływali i odwoływali radni.

Kilka lat później, był bohaterem innej głośnej sprawy. Chodziło o zakupienie przez ówczesnego radnego Marcinkiewicza kina „Kopernik” wraz z gruntami, czym ubiegł miejskich urzędników. Marcinkiewicz w lutym 2007 roku kupił nieruchomości za 850 tys. zł, a tydzień później sprzedał za 3,9 mln. Miasto chciało kupić ten obiekt, ale wszelkie zabiegi okazały się bezskuteczne. Pytany o kwestie moralne i jego rolę jako samorządowca, tłumaczył, że najważniejsza jest dla niego rodzina.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska