Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasi grają jak z nut

Przemsyław Piotrowski, Paweł Tracz
Blok Oriona funkcjonował doskonale. Atak Michała Lipińskiego z MDK Trzcianki "czapią” Karol Hachuła (z prawej) i Paweł Myślicki.
Blok Oriona funkcjonował doskonale. Atak Michała Lipińskiego z MDK Trzcianki "czapią” Karol Hachuła (z prawej) i Paweł Myślicki. fot. Ryszard Poprawski
W drugiej lidze lubuskie ekipy zaprezentowały się bardzo dobrze. Orion i Olimpia bezwzględnie rozbiły rywali, a Stelmet AZS UZ, mimo porażki, mocno dał się we znaki liderowi.

To jest przełamanie!

Do meczu z MDK Trzcianką sulechowianie przystępowali po pięciu porażkach z rzędu. Kryzys trwał i Orion musiał się w końcu przełamać. Zrobił to w pięknym stylu.

- Będzie dobrze - zapowiadał z uśmiechem na ustach trener naszych Paweł Raczyński. Czy czuł, że jego drużyna przeszła jakieś przeobrażenie? Chyba tak, bo Orion nie dał najmniejszych szans już w pierwszym secie: 6:1, 15:7, 24:10 - tak wyglądało powiększanie przewagi w wykonaniu gospodarzy. Byli po prostu nie do zatrzymania.

W drugim sulechowianie pozwolili rywalom na trochę więcej, ale i tak świetnie dysponowany tego dnia Karol Hachuła miażdżył potężnymi bombami resztki nadziei gości. Trochę nie mógł się odnaleźć drugi z liderów Piotr Borkowski, ale zastępowali go Jakub Pudzianowski i Paweł Myślicki, a punkty z ataku zdobywał nawet rozgrywający Piotr Haładus. Trzeci set zapowiadał się na najbardziej wyrównany, ale tylko do stanu 12:10 dla naszych. Wtedy goście całkiem stanęli, Orion zdobył kolejne siedem punktów, przy zaledwie jednym rywali i już było wiadomo, że gospodarze nie popuszczą. Tak też się stało, a spotkanie potężnym atakiem zakończył rezerwowy Miłosz Olejniczak.

- Bardzo się cieszę - mówił as Oriona Borkowski. Na pytanie czy pomogła, sugerowana przez Raczyńskiego, rozmowa przy piwie z resztą kolegów z drużyny, z uśmiechem powiedział. - Sportowcy nie piją, ale wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wróciliśmy na dobre.

ORION SULECHÓW - MDK TRZCIANKA 3:0 (25:13, 25:19, 25:18)

ORION: Borkowski, Myślicki, Pudzianowski, Hachuła, Haładus, Karbowiak, Odwarzny (libero) oraz Krawczuk, Olejniczak, Lickindorf, Bilon, Tomczak.

Atakują czwórkę

Po niemrawym początku sezonu Olimpia radzi sobie coraz lepiej. W sobotę, mimo braku kontuzjowanego Michała Gacy, gospodarze pewnie pokonali Victorię Wałbrzych.

Dzięki wygranej za trzy Olimpia awansowała na piąte miejsce. Problemy były tylko w pierwszym secie. Brak Gacy spowodował niepewność naszych w przyjęciu. Choć na początku partii prowadziliśmy już 4:1, przyjezdni odrobili stratę, a następnie odskoczyli na cztery punkty (14:10). Sulęcinianie doprowadzili do remisu po 19, ale ostatnie słowo należało do przyjezdnych.

Wystarczyła jednak krótka narada, by nasi uchwycili rytm gry. Pomogły też zmiany: Karola Idzikowskiego zastąpił na przyjęciu Łukasz Chajec, a na środku pojawił się Tomasz Rzeszotek. W drugiej i trzeciej odsłonie "wejście smoka" zaliczył natomiast Jerzy Boguta, po którego zagrywkach gospodarze odjeżdżali rywalom już na początku. Za każdym razem było 7:1 dla Olimpii i po takim ciosie wałbrzyszanie już się nie podnieśli.

W ostatnim secie gospodarze zafundowali gościom prawdziwą rzeź. Ci trzymali się tylko do stanu 3:3. Gdy jednak urazu nabawił się libero Victorii Sławomir Krypel, rywale stracili wiarę w odwrócenie losów spotkania i sulęcinianie miażdżyli ich na potęgę: 12:5 i 20:9. Przyjezdni zmniejszyli nieco dystans, gdy na boisku w miejsce doświadczonych zawodników Olimpii, pojawiła się młodzież. Ale powrót na boisko Bartuziego załatwił sprawę.

OLIMPIA SULĘCIN - VICTORIA PWSZ WAŁBRZYCH 3:1 (23:25, 25:16, 25:20, 25:17)

OLIMPIA: Boguta, Bartuzi, Chajec, Idzikowski, Miarka, Pić, Nakonieczny (libero) oraz Rzeszotek, Misterski, Urbaniak, Krzywiecki.

Postraszyli lidera

Mecz na szczycie był pięknym widowiskiem. Mało brakowało, a akademicy skruszyliby mury niezdobytej twierdzy w Pile.

Zaczęło się nieoczekiwanie dla gospodarzy, bo nasi szybko wyszli na kilkopunktowe prowadzenie. Niestety, przy stanie 19:17 dla Stelmetu, chyba zabrakło wiary, że mogą pobić lidera już w pierwszym secie. Popełnili kilka fatalnych błędów i rywale najpierw doszli, a potem przegonili i spokojnie dowieźli korzystny rezultat.

To co się stało w kolejnej odsłonie, zszokowało wszystkich. Akademicy zagrali przepięknie, a gospodarze tylko z niedowierzaniem patrzyli, jak piłka odbija się od ich części parkietu, tak po fantastycznych atakach Wojciecha Lisa i Łukasza Gwadery, jak i blokach Piotra Przyborowskiego i Michała Gańki. Nasi byli w tym secie po prostu świetni!

W trzecim, kluczowym dla całego spotkania, akademicy dali sobie odjechać na kilka punktów, ale w końcówce pokazali klasę i od stanu 24:20 dla Jokera, zdołali dociągnąć do remisu, a potem nawet mieli trzy setbole. Niestety, zabrakło trochę szczęścia i ostatecznie to gospodarze zachowali odrobinę więcej zimnej krwi. Porażka na przewagi lekko zdołowała akademików, którzy w czwartej odsłonie zagrali wyraźnie bez wiary. Ostatecznie polegli, ale porządnie postraszyli lidera.
- Mecz był fajny i mimo porażki cieszę się z postawy moich zawodników - mówił trener Stelmetu Tomasz Paluch. - Najważniejsze jest to, że czujemy się mocni i gramy równo. Chłopaki już wiedzą, że nie mają się kogo obawiać.

JOKER PIŁA - STELMET AZS UZ ZIELONA GÓRA 3:1 (25:22, 12:25, 31:29, 25:20)

STELMET: Paluch, Gwadera, Przyborowski, Piątek, Lis, Gańko, Baumgarten (libero) oraz Lesiak, Mariaskin, Janusz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska