- Lubi pan Norwegię?
- A dlaczego akurat ten kraj?
- Bo mnie i wielu Polakom po Mistrzostwach Europy kojarzy się nie tylko z fiordami, ale także z dwójką sędziów z meczu z Chorwacją.
- Norwegia jest piękna, to jeden z krajów, w których chciałbym mieszkać. A pracy arbitrów nigdy nie oceniam i nie chcę komentować jej także teraz, choć wydaje mi się, że wynik spotkania został troszkę wypaczony.
- Cała Polska o tym rozmawiała. Do was docierały takie głosy?
- Z Polski dochodziły do nas dużo przyjemniejsze rzeczy, np. o ogromnym zainteresowaniu piłką ręczną. Wspaniale też dopingowali nas kibice w Austrii. W Innsbrucku czuliśmy się jak w domu: setki fanów, mnóstwo flag z różnych miast, m.in. Gorzowa. To był nasz dodatkowy zawodnik.
- Pan zazwyczaj jest schowany przed blaskiem fleszy za plecami trenerów czy zawodników. Proszę przybliżyć, czym pan się zajmuje.
- Od 20 lat pracuję z kadrą jako fizjoterapeuta. Zajmuję się - ogólnie mówiąc - przygotowaniem zawodników do meczów przez m.in. rehabilitację, masaże, itp. Kadra to dla mnie coś wspaniałego, wiele przygód, ale też wymagania, bo ciągle muszę być na topie i się uczyć.
- Pewnie ma pan dużo roboty, bo szczypiorniak to jeden z najtwardszych sportów zespołowych?
- Na pewno to gra kontaktowa, w której jest dużo urazów czy mikrourazów, ale nasi chłopcy to niesamowici twardziele. Tu nie ma miejsca na strach.
- Kilka razy kamery pokazały, jak podaje pan coś do nosa naszemu bramkarzowi. Zapytam tak: co wciąga Sławomir Szmal?
- To środek pobudzający, ale jaki to tajemnica.
- Zżera nas także ciekawość, skąd siniaki po oczami Michała Jureckiego?
- Przez okres Mistrzostw Europy ukrywaliśmy to dla mediów, ale teraz mogę już oficjalnie powiedzieć. Michał złamał poważnie nos na jednym z meczów turnieju i od tego wyszły mu siniaki wokół oczu. Dlaczego nie powiedzieliśmy tego wcześniej? To jest gra kontaktowa i proszę sobie wyobrazić, że jakby przeciwnicy wiedzieli o tej kontuzji, Michał byłyby narażony nawet na umyślne uderzenia.
- Prawdziwa gwiazda naszej reprezentacji to trener Bogdan Wenta. W czasie meczów to prawdziwy żywioł. A jaki jest na co dzień?
- Znam go już 20 lat. Od zawsze ma taki styl. Jako zawodnik też wywalał wszystkie emocje na wierzch. Jako trener czuje się ósmym zawodnikiem drużyny. Marzeniem każdego z naszych szczypiornistów byłoby na pewno grać w FC Barcelonie, ale udało się to tylko Bogdanowi i nawet, jako jedyny Polak, ma swoje miejsce w muzeum tego wielkiego klubu. To wybitny zawodnik i trener, biegle mówi w wielu językach. Przede wszystkim ma niesamowitą charyzmę i jest mistrzem świata pod względem motywacji. Stosuje do tego wiele niekonwencjonalnych metod.
- Uchyli pan trochę rąbka tajemnicy, jakie to metody?
- Za dużo nie mogę powiedzieć, ale np. jest dużo rysunków z dziedziny psychologii, odpowiednia muzyka, odpowiednie filmy, które pokazują mimikę twarzy zawodnika i walkę.
- Jak to jest, że Polacy potrafią wygrywać, walczyć, starać się, a nie wychodzi to najlepiej naszym futbolistom?
- Trudno porównywać, ale myślę, że kluczowa jest postać Bogdana Wenty. Poza tym jest to grupa chłopaków, którym nie uderzyła woda sodowa do głowy, a przecież osiągnęli bardzo dużo.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?