Trzy armatohaubice odpowiadają ogniem na działania terrorystów. - Najważniejsze jest nasze zgranie i celność wykonania ognia. Mamy bardzo dużo ograniczeń. Jeśli celujemy kilkaset metrów obok budynków, musimy mieć pewność, że pocisk nie uchyli nam się o tą odległość. Na to pracuje kilkanaście osób i żadna z nich nie może popełnić błędu. Pomyłka w jednej cyfrze może oznaczać 500 merów różnicy w terenie - powiedział por. Andrzej Kowalczyk, szef sekcji kierowania ogniem grupy wsparcia ogniowego zgrupowania bojowego Bravo.
Artylerzyści w bazie Warrior otwierają ogień kilka razy w tygodniu. Czasami jest to tylko strzelanie treningowe, jednak najczęściej bojowe. Odpowiadają na ostrzał bazy, jeśli tylko dostaną informację o miejscu z którego strzelano, a dowódcy podejmą decyzję, że strzelanie w tamtym kierunku nie zagraża ludności cywilnej.
Ostrzelali rebeliantów
Ostatnio w godzinach nocnych pluton ogniowy dostał sygnał o gotowości. Załogi czekały w działach i wozach. Okazało się, że grupa "kopaczy“ podkłada improwizowany ładunek wybuchowy przy jednej z dróg. W tej sytuacji artylerzyści mieli więcej czasu, kilkakrotnie sprawdzili wszystkie nastawy, aby mieć stuprocentową pewność i wykonali celny strzał, uniemożliwiając zamiary terrorystów.
Innym razem udaremnili ucieczkę rebeliantów, którzy po wykonaniu strzału w kierunku bazy, próbowali wmieszać się w grupę mieszkańców i uciec. Dzięki pociskom artyleryjskim ruch tych ludzi został skanalizowany. Nikt nie został ranny, ale też nie mógł się oddalić. Wysłany na miejsce QRF zdołał zatrzymać sprawców.
Ich kolejne dni w bazie w dużej mierze wypełnia czekanie, ale kiedy usłyszą alarm, działają błyskawicznie. - Jesteśmy cały czas w pełniej gotowości. Dostajemy komendę "Do działa" i po dwóch, trzech minutach jesteśmy gotowi do strzału. Podobnie po usłyszeniu alarmu. Wszyscy biegną do schronów, natomiast my do dział - mówi st. kpr. Krzysztof Łaski, pomocnik dowódcy plutonu i dowódca "Barbary".
Cały czas na ranczu Danuty
Jedna z dwóch obsług dany stacjonująca obecnie w bazie Warrior cały czas musi przebywać w obrębie "rancza Danuty", jak artylerzyści nazwali plac, na którym stoją armatohaubice. Gdyby alarm zastał ich w innej części bazy, nie mieliby szans, aby na czas odpowiedzieć ogniem.
"Najważniejsze dla nas jest bezpieczeństwo, nasze i miejscowej ludności. Strzelamy w warunkach górskich, Są to strzelania dość specyficzne. W kraju nie mamy do czynienia z wysokością 2.100 metrów nad poziomem morza, na jakiej mamy tutaj stanowiska ogniowe. Wiąże się to z innym ciśnieniem powietrza, warunkami klimatycznymi, inną siłą wiatru. Musimy zwrócić szczególną uwagę na uchylenia pocisków i dokładność pracy obsług - podsumował kpt. Robert Warchoł, dowódca sekcji wsparcia ogniowego zgrupowania bojowego Alfa.
Grupy ogniowe zgrupowań bojowych Alfa i Bravo wystawił dywizjon artylerii samobieżnej 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza, wchodzącej w skład 11. Dywizji Kawalerii Pancernej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?