Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasi żołnierze w Afganistanie: Miny, zasadzki i wymiana ognia

Mjr Szczepan Głuszczak (dab)
Polski żołnierz podczas przeszukiwania afgańskiej wioski.
Polski żołnierz podczas przeszukiwania afgańskiej wioski. mjr Szczepan Głuszczak
Zdaniem rzecznika polskiego kontyngentu, w prowincji Ghazni rośnie przewaga żołnierzy koalicji nad terrorystami. Podczas kilku akcji w jednym dniu poległo siedmiu rebeliantów.

Pierwsza kompania piechoty zmotoryzowanej Zgrupowania Bojowego Alfa brała wówczas udział w operacji pod kryptonimem "Gothmoghs Nafas" w niebezpiecznym dystrykcie Waghez. Działania rozpoczęły się późnym wieczorem 22 lipca br. Podczas odprawy jeden z dowódców, st. chor. Paweł Babirowski ostrzegał wszystkich biorących udział w operacji o zagrożeniach, jakie mogą czyhać na nich w drodze do obiektu.

Szczególną uwagę zwrócił na improwizowane ładunki wybuchowe, tzw. "ajdiki" (IED - Improvised Explosive Device), które stanowią największe zagrożenie dla sił bezpieczeństwa i cywilów poruszających się po drogach w Afganistanie.

Bezdrożami do celu

Przed północą żołnierze z Wędrzyna udali się do bazy Vulcan w Ghazni gdzie dołączyli do afgańskich wojskowych z 1. kandaku 3. Brygady ANA (Afghan National Army) oraz lokalnych policjantów. 3. i 4. pluton udały się do miejscowości Sarkhak. Ich zadaniem było dotrzeć do wioski i o świcie rozpocząć przeszukiwanie kalat (przyp. aut. typowe afgańskie zabudowania, domostwa) w celu zlokalizowania miejsc skrywania się rebeliantów, poszukiwania broni i środków walki oraz zdobycia informacji na temat działalności grup przestępczych w najbliższej okolicy.

Najważniejsze i najtrudniejsze zadania czekały na nich na drodze do Sarkhak oraz w trakcie powrotu. Dowódca zdecydował się wybrać trudniejszą drogę do rejonu działań. Dlatego też od początku polsko-afgański patrol poruszał się niemalże tylko po bezdrożach. Za wyborem takiej opcji przemawiało mniejsze prawdopodobieństwo ataku przy pomocy min-pułapek. Pomimo tego, że kolumna pojazdów jechała pod osłoną nocy z wykorzystaniem urządzeń noktowizyjnych przeciwnik zdołał wykryć obecność wojsk na jego terenie.

- Wiele miejsc w Afganistanie jest często obserwowanych przez rebeliantów, którzy podkładają ajdiki pod drogami asfaltowymi i szutrowymi. Prawie wszystkie podkładane są metodą na śpiocha, czyli ładunek instalowany jest dużo wcześniej i przygotowywany do podłączenia bezpośrednio przez atakiem - opowiada dowódca kompanii piechoty zmotoryzowanej kpt. Damian Kidawa. - Kiedy rebelianci mają potwierdzenie, że zbliża się patrol wojsk koalicyjnych bądź Afgańskich Sił Bezpieczeństwa podłączają źródło zasilania i urządzenie jest gotowe do użycia.

Czekał na wybuch - został ostrzelany

Dzięki dobremu wyszkoleniu, doświadczeniu, intuicji i spostrzegawczości udało się wykryć zamaskowaną na trasie minę pułapkę. Będący w składzie patrolu saperzy wysadzili dwudziestokilogramowy ładunek. W międzyczasie żołnierze zabezpieczający kolumnę pojazdów dostrzegli na monitorach termowizyjnych obserwatora, który kilkanaście minut wcześniej uzbroił niebezpieczne urządzenie. Zapewne czekał na wybuch, by zameldować zleceniodawcom zamachu o skuteczności ataku lub miał zdalnie zdetonować ładunek wybuchowy pod pojazdem. Plany pokrzyżowali mu żołnierze Polskich Sił Zadaniowych, którzy ostrzelali miejsce, w którym się chował. Trafiony przewrócił się i wpadł do znajdującego się za nim rowu.

Dwa dni wcześniej podwładni kpt. Kidawy również natknęli się na ajdiki. Wówczas ich rozmiary i zagrożenie było znacznie większe. Niedaleko zjazdu z drogi szutrowej na asfaltową arterią Ghazni łączącą Kabul z Kandaharem odkryli dwa czterdziestokilogramowe improwizowane ładunki wybuchowe. Wezwali wówczas amerykański patrol rozminowania, który zniszczył niebezpieczne znalezisko.

Kuguar na minie

Po dotarciu do Serkhak polsko-afgański patrol wszedł do wioski. Obecność dzieci i młodzieży, którzy podążali do lokalnej szkoły dawała pierwszy sygnał, że prawdopodobnie nie ma w pobliżu bezpośredniego zagrożenia i obecności talibów lub innych grup przestępczych. Po przeszukaniu kilkunastu kalat i przeprowadzeniu rozmów z ich mieszkańcami żołnierze wrócili do osłaniających ich transporterów.

W czasie powrotu z operacji w Waghez, zaledwie kilka kilometrów od miejsca wykonywania zadania jeden z transporterów MRAP (Mine Resistant Ambush Protected) "Cougar" wjechał na minę przeciwpancerną. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a eksplozja zniszczyła tylko koło. Od tego momentu kolumna poruszała się znacznie wolniej co starał się wykorzystać przeciwnik. Dwa kilometry dalej, kilkaset metrów na północ od miejscowości Mohamman Khan, przy zboczach gór patrol został zaatakowany.

W kierunku polsko-afgańskiej kolumny pojazdów wystrzelono kilka granatów przeciwpancernych i prowadzono ostrzał z moździerza. Natychmiast transportery znalazły ukrycia terenowe, rozstawiły się na wzgórzu i zajęły stanowiska ogniowe. Dowódcy poszczególnych załóg zameldowali i potwierdzili identyfikację miejsca, z którego strzela przeciwnik. - Natychmiast odpowiedzieliśmy ogniem wszystkich środków ogniowych, łącznie z trzydziestomilimetrowymi armatami transporterów Rosomak - opisuje zdarzenie kpt. Kidawa.

Zimną krwią oraz bardzo dobrym przygotowaniem wykazali się afgańscy żołnierze z 3. Brygady ANA biorący udział z Polakami w operacji. - Ramie w ramię Afgańczycy z moimi żołnierzami walczyli z rebeliantami. Takie zdarzenia uświadamiają mi, że ANA jest coraz lepiej wyszkolona. Nie czekali z założonymi rękami - podkreślił ppłk Rafał Miernik, dowódca Alfy. - Szybko rozstawili moździerz i również odpowiedzieli ogniem.

Ratownik pomógł afgańskiemu żołnierzowi

Po przerwaniu kontaktu ogniowego patrol bezpiecznie wrócił do bazy. W czasie walki, odłamkami od wybuchającego granatu RPG lub pocisku moździerzowego ranny został jeden z żołnierzy ANA. Nie patrząc na trwającą wymianę ognia do poszkodowanego natychmiast podbiegł polski ratownik medyczny kpr. Tomasz Lipka z sekcji medycznej. Na miejscu zatamował krwawienie i sprawnie opatrzył głowę afgańskiego żołnierza.

Następnego dnia, szef policji prowincji Ghazni płk Zorawar Zahid potwierdził, że podczas walk sił afgańskich i koalicyjnych z rebeliantami w dystryktach Gelan i Waghez poległo w dniu 23 lipca przynajmniej siedmiu talibów.

IX zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie to głównie żołnierze z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza i Wędrzyna, wchodzącej w skład "Czarnej Dywizji" - 11. Dywizji Kawalerii Pancernej z Żagania. W operacji "Gothmoghs Nafas" brali udział przede wszystkim żołnierze 7. Batalionu Strzelców Konnych Wielkopolskich z Wędrzyna oraz saperzy z 1. Brygady Saperów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska