Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz ekspert: 98 procent farm wiatrowych ogłosi upadłość

Marek Rudnicki [email protected]
Będziemy płacić kary i transferować zieloną energię od Szwedów i Niemców, zamiast ją produkować - ocenia Janusz Gajowiecki.
Będziemy płacić kary i transferować zieloną energię od Szwedów i Niemców, zamiast ją produkować - ocenia Janusz Gajowiecki. Prywatne
Rozmowa z Januszem Gajowieckim, dyrektorem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, o przyszłości branży.

Coraz głośniej mówi się, że ustawa z 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych w praktyce spowodowała, że farmy wiatrowe są na skraju bankructwa. Wpłynie to na kondycję regionu zachodniopomorskiego?

Nasz region na tych wszystkich zawirowaniach, które spotkały energetykę wiatrową, traci i straci najwięcej. Tutaj bowiem jest zlokalizowana znaczna część tak przemysłu związanego z branżą, zatrudniającego sporo osób, jak i samych farm wiatrowych. Tu też jest największa w kraju moc zainstalowana i najlepsze warunki wietrzne. Jeśli to „zniknie”, łatwo sobie wyobrazić, czy wpłynie na kondycję województwa. A warto akurat teraz przypomnieć, że początek tego przemysłu wywodzi się właśnie z woj. zachodniopomorskiego. Pierwsza profesjonalna turbina wiatrowa powstała w Nowogardzie. I wracając do meritum pańskiego pytania - na dziś ta energetyka wiatrowa  mimo, że jest najtańszą technologią wytwarzania energii elektrycznej w Polsce, nie jest hołubiona przez decydentów.

Najtańsza, ale chyba pomijając pierwszy wkład?

Wyjaśnijmy kwestię kosztów. Ten pierwszy wkład jest wkładem inwestorów. Następnie system wsparcia działa tak, że dopłaca się do produkcji zielonej energii elektrycznej. Na dziś instalacja wiatrowa czy wodna otrzymuje świadectwo pochodzenia. Jest ono jakby dodatkowym wsparciem do wyprodukowanej jednej megawatogodziny.

O jakie wsparcie chodzi?

Ten kto wyprodukował 1 MWh otrzymuje jedno świadectwo. To jest tzw. prawo majątkowe notowane na towarowej giełdzie energii, które można sprzedać. Cena tego świadectwa wyjściowo była wysoka, zapewniająca odpowiedni zwrot inwestycji odnawialnemu źródłu energii. W ostatnich jednak latach znacznie spadła z poziomu wyjściowego 250 zł do około 30 zł. Dla porównania - średnia rynkowa cena energii, 1 MWh to jest 160 zł. Do tego dostawało się świadectwo pochodzenia, czyli około 250 zł. Dziś nie ma tych 250 zł, tylko jest 30 zł i z tym inwestor wiatrowy czy biogazowy musi sobie poradzić. Tym samym mamy obecnie do czynienia z sytuacją, gdy wszystkie zainstalowane farmy wiatrowe mają przed oczami widmo bankructwa. Nie są w stanie spłacać zaciągniętych kredytów z samej ceny energii. Do tego cena energii też zmniejszyła się, bo jeszcze parę lat temu była wyższa o około 20 zł.

To wszystkie koszty?  

Nie, dochodzą opłaty dla operatora za przyjęcie energii, tzw. koszty bilansowania i koszty profilu. Czyli za to, że produkujemy zmiennie, gdy wieje wiatr. Żeby nie było, zgadzamy się na opłatę za zmienność produkcji i ją rozumiemy. Tym samym ostateczna cena, jaką otrzymują inwestorzy jest na tyle dziś niska, że większość farm wiatrowych znalazła się u progu bankructwa.

Ile kosztuje jeden wiatrak?  

Jeden megawat, to około 6 mln zł. Duży, profesjonalny, trzymegawatowy, to już koszt razy trzy.  

Czyli zwrot zainwestowanego kapitału, to okres wielu lat?

W obecnych realiach,  gdy ceny są tak niskie, to może być nawet około 20 lat. Tu nie można określić średniej, bo inny wiatr jest w Wolinie, a inny wieje w Baniach, a to się przekłada nawet na parę lat zwrotu inwestycji. Nie mówiąc już o innych uwarunkowaniach, np. szorstkość terenu, wysokość zainstalowanej wieży itd. Właściciel elektrowni wiatrowej płaci też rolnikom i gminom.

Ile?  

To ile, trzeba odnieść do wspomnianej już okrajanej kwoty ceny za 1 MWh czyli 160 zł. Dochodzi więc jeszcze dzierżawa zazwyczaj płatna rocznie. Mniej więcej od jednego wiatraka od 20 do 40 tys. zł. I tu dochodzimy do meritum problemu. Widmo bankructwa właścicieli farm, a z drugiej strony jeszcze większe zagrożenie dla rolników i gmin. Nie dostaną pieniędzy, które w znacznym wymiarze wzbogacały te minispołeczeństwa. Zubożenie gmin, to zubożenie całego regionu. Ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych obowiązuje od maja.

Nie szykują się jakieś zmiany, złagodzenie jej wymagań?  

O ile wiem, żadne zmiany nie są przewidziane w najbliższym czasie.  

Próbowaliście uświadamiać rządowi sytuację?  

Powiem szczerze,  rząd był głuchy na nasze petycje, prośby, analizy. Cały czas chcieliśmy podjąć dialog, ale byliśmy pozbawieni merytorycznej rozmowy o skutkach ekonomiczno-gospodarczych. Przedstawialiśmy argumenty podczas posiedzeń komisji sejmowych i senackich, natomiast ze strony rządzącej nie spotkało się to ze zrozumieniem. Padały kontrargumenty o szkodliwości, powoływanie się na jakieś mity, które nie znajdują żadnego potwierdzenia w poważnych badaniach i opracowaniach naukowych.  Wróćmy do obciążeń.

Co z opodatkowaniem?

Też się chyba zmienia. Ustawa wprowadziła zwiększenie wymiaru opodatkowania  z 2 proc. do ponad pięciokrotnego wzrostu tej wartości. Będzie teraz liczona nie tylko od elementów budowlanych, jak dotychczas, ale już z końcem stycznia 2017 roku, kiedy wszyscy właściciele farm wiatrowych złożą zeznania podatkowe, od całości wartości instalacji, czyli głównie tej najdroższej części, generatora. I w tym momencie ta pięciokrotność oznacza w bezpośrednim przeliczeniu odjęcie od naszych wspomnianych 160 zł jeszcze dodatkowo 38 zł. Praktycznie na dziś z kwoty 160 zł nic nie zostaje. Zero. Stąd z naszych wyliczeń i analiz wynika przerażający obraz, że 98 proc. farm wiatrowych w najbliższym czasie będzie musiało zgłosić upadłość.

Co dalej z branżą?  

Nie mamy dziś pomysłu, co dalej. Część właścicieli już dziś twierdzi wprost, że wyprowadza się na Ukrainę, a nawet na Białoruś. A na dziś musi renegocjować kredyty i odraczać w czasie ich spłatę. I co istotne, czekamy na pierwsze interpretacje podatkowe związane ze zwiększeniem wymiaru opodatkowania. Już wyjaśniam, dlaczego. Ten element został przez rząd bardzo sprytnie zredagowany. A mianowicie, cała odpowiedzialność zrzucono została na lokalny samorząd. Teraz więc  na nim spoczywa wydanie interpretacji, czy opodatkowanie powinno być liczone od całości czy tylko od elementów budowlanych. Wiadomo, jakie przyniesie to skutki. Jeśli władze lokalne powiedzą, że wymiar składki będzie niższy, to nie wygrają kolejnych wyborów i narażą się na oskarżenia działania na szkodę regionu. A z drugiej strony te lokalne władze wiedzą, że jeśli wymiar składki będzie wyższy, zuboży region, bo fermy padną.

Ustawa ograniczyła też miejsca, gdzie mogą powstawać nowe wiatraki.

To mało powiedziane.  Marszałek województwa i sejmik  zbadali, ile na nowych warunkach można postawić nowych wiatraków. Okazało się, że z planowanych dwóch tysięcy wiatraków można postawić jedynie... 16 sztuk. I tu wchodzimy na działkę europejska. Polska jest zobowiązana do uzyskania minimum 15 proc. udziału produkcji energii z odnawialnych źródeł energii w 2020 r. Nie zostało to nam narzucone, do tych wielkości Polska sama się zobowiązała. Jeśli ich nie zrealizuje, a przy działaniu ustawy nie ma na to szans, Komisja Europejska nałoży bardzo wysokie kary. Powiedzmy szczerze, rząd  nie ukrywa swoich zamiarów co do spalania np. lasów, w dużych elektrociepłowniach gdzie można robić współspalanie biomasy, drewna razem z węglem. Jest to uznawane za energię elektryczną zieloną. I tylko  o takich „źródłach odnawialnych” chętnie dziś mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nasz ekspert: 98 procent farm wiatrowych ogłosi upadłość - Głos Pomorza

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska