Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza Europa

Andrzej Flügel
Archiwum GL
My Polacy mamy jakąś dziwną zdolność do komplikowania spraw, które zdają się łatwe, proste i przyjemne. Tak jak z tym lubuskim odcinkiem autostrady A-2.

Gdybyśmy komuś z zagranicy opowiedzieli, że owa droga przecina nasz region i krzyżuje się z najważniejszą dla nas S-3, łączącą obie stolice województwa, ale nie można na nią z autostrady wjechać, ten ktoś złapałby się za głowę i zapytał: dlaczego? Kto za to odpowiada? Kto zawalił? I tu jest nasza piękna specyfika. Nie ma winnego. Każdy ma argumenty, wszyscy chcieli dobrze. Tylko jadąc od Poznania mijamy zaklejone drogowskazy z napisami ,,Zielona Góra, Gorzów". Dom wariatów po prostu. Kiedyś byliśmy najweselszym barakiem we wschodnim obozie, a dziś chyba najdziwniejszym państwem unii. Przejechałem w poprzek Rumunię i takich jaj nie widziałem. Po prostu nawet Rumuni, nawykli też do niezłego bałaganu, czegoś takiego nie potrafili wymyślić.

Zresztą te zjazdy, które są, też mogą wprawić w zawrót głowy. Wracałem w nocy z wtorku na środę z meczu w Sopocie. Miałem przyjemność po raz pierwszy skorzystać z nowego zjazdu z A-2, konkretnie tam gdzie na północ można udać się do Trzciela, a na południe do Zbąszynia. Jest europejski. Ślimaki, estakady, festiwal świateł. Słowem pięknie. Niestety, kawałek dalej kończy się Europa. Ta droga była dobra kiedyś, dla ruchu lokalnego. Nie trzymała standardów, gdy nie było austostrady, ale trudno, bo przecież dookoła jest więcej potrzeb niż naprawa lokalnego szlaku. A zresztą już się do tego przyzwyczailiśmy. Ale teraz, kiedy łączy się z drogą Berlin - Warszawa? To wstyd dla wszystkich. I znów nie wiadomo, czemu to tak zostało, kto nie pomyślał i nie miał wyobraźni. Czy to nie typowo polskie? Nabijamy się z innych, nosimy głowy wysoko, a nie umiemy w miarę sensownie zbudować dróg dojazdowych do autostrady.

Ten nasz charakter objawia się też w sporcie. Już miałem dosyć opowieści o heroizmie naszych piłkarzy ręcznych, miażdżących końcówkach, w jakich dogoniliśmy i przegoniliśmy Danię oraz zremisowaliśmy ze Szwecją. O tym, że w tych meczach przez długie minuty graliśmy fatalnie, a ze Szwecją wręcz dramatycznie źle, już nikt nie pamiętał. A pojedynek z Macedonią? Już nie mogłem słuchać naszych sprawozdawców mających stałe pretensje do sędziów, a prawie nie dostrzegających fatalnej skuteczności Polaków. Jak można w meczu, który praktycznie decyduje o wejściu do strefy medalowej, przespać 40 minut? Owszem, to jest sport, rywal zagrał dobrze, a jego bramkarz jeszcze lepiej. Ale szukajmy winy najpierw u siebie, a potem w okolicznościach. Zresztą narzekanie na sędziów w przegranych meczach to jakaś nasza norma. Te skrzywienie mają zarówno zawodnicy, trenerzy jak i działacze. Jeśli arbiter w meczu piłkarskim podyktował kontrowersyjny rzut wolny z 30 metrów ( przecież takich decyzji w każdym spotkaniu jest przynajmniej kilka), zespół broniący źle ustawił mur, bramkarz przysnął, puścił ,,flachę", a drużyna przez to przegrała, to kto jest winny? Bramkarz, a może ci z muru? Nie. Oczywiście sędzia!

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska