Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza interwencja

Renata Zdanowicz
Renata Zdanowicz
Myszęcin. Darczyńca chce być anonimowy. - Wielu ludziom pomagamy - mówi.

Droga skręca za lasem w kierunku betoniarni. Na terenie prywatnej firmy mieszka 9-osobowa rodzina. Kiedyś były tu kurniki Robotniczej Spółdzielni Produkcyjnej. - Chcieliśmy to wykupić, spółdzielnia obiecała, później się rozleciała - mówi pani Bożena, matka i babcia.

W dwóch izbach mieszkają trzy pokolenia. Pani Bożena pracowała sezonowo „na ogrodach”, resztę roku była na kuroniówce. - Sama poszukałam sobie pracy. Nie mogę siedzieć w domu, bo mnie nerwy niosą - mówi, szykując się do pracy w jednym ze świebodzińskich zakładów, gdzie znalazła pracę również synowi. Synowa Wioleta nie pracuje. - Paweł ( 6 lat) choruje, urodził się z wadą - wylicza matka. - Starsza Weronika (7 lat), Jakub (10 lat) i Kacper (11 lat) chodzą do szkoły. Maja (3 lata) jest samodzielna, może pójść do przedszkola.

W maju 2014 roku sąd orzekł eksmisję i przyznał rodzinie prawo do lokalu socjalnego. - Mieszkają w lokalu 2-izbowym, dzieci śpią z dziadkami i rodzicami. Do gminy zgłosił się darczyńca, który zakupił piękne mieszkanie w bloku w Smardzewie i chce je przekazać gminie w formie darowizny. To są trzy pokoje, łazienka, kuchnia, działka i garaż - wyjaśnia wójt Krzysztof Neryng. Radni poznali temat, nie mieli pytań. Ostateczna decyzja zapadnie jednak dopiero na sesji.

Udało nam się skontaktować z właścicielką zakładu, na terenie którego mieszka rodzina: - To nie jest budynek mieszkalny, nigdy takim nie był. Mieszkanie tam stwarza ogromne niebezpieczeństwo, przede wszystkim dla dzieci. Postawiliśmy mur, żeby ich chronić. W czasie, kiedy idzie produkcja ruch ciężarówek jest ogromny.

Rodzina mieszka na uboczu. - Autobus rano zatrzymuje się przy lesie, bo inaczej dzieci musiałyby iść w błocie. Jak wracają ze szkoły, wychodzimy po nie na przystanek koło bloków w Myszęcinie, bo autobus wraca inną drogą - tłumaczy pani Wioleta. Mimo fatalnych warunków, rodzinie nie jest łatwo pogodzić się z decyzją o przeprowadzce. - Poprzednim firmom nie przeszkadzaliśmy. Teraz ta nas nie chce - nie kryje żalu pani Bożena. - Do sądu poszliśmy wszyscy, dzieci też wzięliśmy. Sędzia powiedział, prędzej nie opuścicie mieszkania dopóki nie dostaniecie innego. Pani Bożena ma jeszcze inny kłopot: - Ja bym nie odeszła, tyle lat tu mieszkamy. Jest jeszcze drugi syn i wnuki w Myszęcinie. Płaczą, że babcię im zabiorą.

Darczyńca, który zakupił mieszkanie w Smardzewie prosił nas, aby nie ujawniać jego personaliów w gazecie. - Mamy takie kredo życiowe, wielu ludziom pomagamy. Dajemy tej rodzinie w całości umeblowane mieszkanie, nawet firany zostają. Idą na bardzo godziwe warunki. To jest dobre dla ich dzieci. Tu grozi, że coś im się niedobrego stanie, to mieszkanie się może w końcu po prostu zawalić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska