Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nawet w okrutnych czasach można zachować człowieczeństwo

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
- Dobrze, że chociaż po latach Wilm Hosenfeld doczekał się uznania go "Sprawiedliwym Wśród Narodów” - mówiła Halina Szpilman podczas spotkania w zielonogórskim gimnazjum.
- Dobrze, że chociaż po latach Wilm Hosenfeld doczekał się uznania go "Sprawiedliwym Wśród Narodów” - mówiła Halina Szpilman podczas spotkania w zielonogórskim gimnazjum. Mariusz Kapała
W czasie II wojny światowej uratował go Niemiec. On nie chciał znać nazwiska wybawcy. Żeby go nie zdradzić. Powiedział tylko: "Ja nazywam się Władysław Szpilman. Polskie Radio". Wilm Hosenfeld zapamiętał. I liczył na pomoc, gdy sam znalazł się w rosyjskim łagrze...

Halina Szpilman, wdowa po Władysławie Szpilmanie, lekarka, w poniedziałek przyjechała do Zielonej Góry, by spotkać się m.in. z gimnazjalistami. I opowiedzieć o... dobrym wrogu. Znanym z filmu "Pianista". Ale obraz Romana Polańskiego nic nie mówi o powojennych losach bohaterów. Pani Halina zdradza dziś te tajemnice. I uświadamia coś jeszcze...
- Omawiamy teraz "Niemców" Kruczkowskiego i inne utwory o tematyce wojennej. Uczniowie są w stanie wytłumaczyć najokrutniejsze zachowania - mówi Halina Ratajczak, polonistka z Gimnazjum nr 1 w Zielonej Górze. - Twierdzą, że skoro wydano rozkaz, to trzeba było strzelać. Niemcy musieli mordować. Bo wojna, takie warunki... Chciałam, by ta wizyta pokazała im, że nawet w okrutnych czasach można zachować człowieczeństwo. Że nie da się wszystkiego wytłumaczyć okolicznościami.

Będę pracował w Polskim Radiu

Warszawa pod koniec powstania. Kompozytor, polski pianista żydowskiego pochodzenia Władysław Szpilman, któremu udało się zbiec z getta, znajduje schronienie w zrujnowanej willi. Nieświadomy, że jest tu kwatera... wojsk niemieckich. Pewnego dnia spotyka Wilma Hosenfelda. Dzieje się to wtedy, gdy nie ma już kontaktu ze znajomymi i przyjaciółmi (wcześniej, przez dwa lata, ukrywać się pomagali mu m.in. Helena Malinowska, Czesław Lewicki, Janina i Andrzej Boguccy).
- Co pan tu robi? Kim pan jest? - miał zapytać Hosenfeld, gdy go nakrył (mówił na pan, nie na ty).
- Pianistą - odparł wycieńczony Szpilman.
- To niech pan coś zagra - zachęcał niemiecki oficer.
Palce przebiegły po klawiszach. Rozległ się utwór Chopina...
- Hosenfeld nie tylko przynosił mu koce, jedzenie. Nie tylko kazał mu położyć się na górnej półce, bo tam był niewidoczny - opowiada Halina Szpilman. - Niemiec przynosił mu dobre wieści. Mówił o tym, że Rosjanie stoją już po drugiej stronie. Że niebawem wojna się skończy. On przynosił mu nadzieję.
Szpilman nie chciał wiedzieć, kim jest niemiecki oficer. Bał się sam siebie. Że nie wytrzyma. Że pęknie i zdradzi wybawcę. Powiedział mu tylko swoje nazwisko. I dodał: Polskie Radio. Będę tam po wojnie pracował. Miał nadzieję, że się spotkają, kiedy minie ten koszmar.
Gdy Hosenfeld w 1946 roku pisał do żony, wymienił nazwisko Szpilmana. Obok innych Polaków, którym pomógł. Wierzył, że teraz oni pomogą jemu i jego rodzinie.

Jak Niemiec został Austriakiem

Szpilman szukał swego wybawcy. Przez przypadek dowiedział się, gdzie przebywa.
- Jego kolega z Polskiego Radia wracał do Warszawy, po drodze natknął się na przejściowy obóz jeniecki. Rzucił do Niemców: Och, wy, nawet skrzypce mi zabraliście! - wspomina pani Halina. - Wtedy jeden z więźniów zawołał: Czy zna pan Szpilmana? Władysława Szpilmana...
- Władek, czy tobie pomógł jakiś Niemiec? - zapytał kolega z radia zaraz po przyjeździe do stolicy.
Pianista długo się nie zastanawiał. To musi być on - dobry Niemiec. Ruszył na poszukiwanie. Po obozie nie było jednak śladu.
- Mąż różnymi drogami próbował odszukać Hosenfelda, choć wtedy nie wiedział, jak on się nazywa. W 1946 roku napisał pamiętnik "Śmierć miasta". Dobry Niemiec? O, nie, to nie mogło przejść. Cenzura zrobiła swoje. To jedynie mógł być... Austriak - zdradza pani Halina.
Lekturę przeczytał Żyd, którego Hosenfeld ukrywał na stadionie przy Myśliwieckiej. Od razu skojarzył, kto tak naprawdę jest opisanym Austriakiem. Pojechał do Niemiec. Spotkał się z rodziną Hosenfeldów. Przywiózł list od żony Wilma.
Okazało się, że wybawca Szpilmana został skazany przez Rosjan na 25 lat łagrów. Chorował na nadciśnienie. Ciężko mu było w tych warunkach... Ale cały czas pisał listy do rodziny.
- Mąż bardzo chciał pomóc Hosenfeldowi. Prezes radia poradził: tylko Jakub Berman z UB jest w stanie coś zrobić - opowiada ze smutkiem pani Halina. - Mąż pukał więc do różnych drzwi, szukał dojść. Berman obiecał, że porozmawia z szefem enerdowskich komunistów. Że pomoże... Na obietnicach jednak się skończyło.
Wilm Hosenfeld (przed wojną wiejski nauczyciel) w łagrze dostał wylewu i paraliżu. Zmarł w 1952 roku.

W Warszawie mieszkali szczęśliwi ludzie

Kiedy w 1957 roku Szpilmanowi udało się wyjechać na pierwsze zachodnie tournee, swoje kroki skierował do Fuldy. Tam mieszkał Hosenfeld. Na miejscu okazało się, że rodzina (żona i pięcioro dzieci) zmieniła adres. Ale ją odnalazł.
- Przyjęli go bardzo serdecznie - wspomina pani Halina. - I tak zaczęła się znajomość między naszymi rodzinami. Pamiętam dokładnie rok 1984. Przyjechał do nas najstarszy syn Wilma. Chciał poznać miejsca, które związane były z jego ojcem. Poszliśmy więc do tej willi, w której ukrywał się Władek. To niesamowite, co tam zastaliśmy. Po tylu latach na ostatnim piętrze wciąż była ta sama półka, na której leżał mój mąż. I nawet ta sama drabina się zachowała. Niemy świadek tragicznych dni. Zrobiłam zdjęcie tym codziennym - niecodziennym dla nas przedmiotom.
Szpilmanowie z rodziną Hosenfeldów spotykali się jeszcze kilkakrotnie. Z opowieści i korespondencji oficera wynika, że był bardzo kochającym ojcem i mężem. Do dziś zachowała się kartka do pięcioletniej wówczas córki. Zdjęcie przedstawia ruiny Warszawy. Na odwrocie Wilm napisał: "Moja kochana Ute! Tak wygląda teraz Warszawa. Tu mieszkali kiedyś weseli i szczęśliwi ludzie...".

Zbrodniarz nie może być sprawiedliwym

Szpilman przez całe życie pamiętał, co zawdzięczał niemieckiemu oficerowi. Żałował, że książka "Śmierć miasta" przez lata nie była wznawiana. Przypadek sprawił, iż pod koniec lat 90. ukazała się druga wersja tych wspomnień. I ruszyła lawina. Publikacja doczekała się tłumaczeń na wiele języków świata. Zainteresował się nią także przyjaciel Romana Polańskiego (reżyser jako dziecko także był w getcie - krakowskim, udało mu się z niego wydostać, potem ukrywał się pod nazwiskiem Roman Wilk). - Dlaczego nie nakręcisz o tym filmu? - pytał retorycznie.
- Mąż nie doczekał się premiery. Może i nie poszedłby na film. Podobnie jak przez całe życie nie pojawił się na placu, z którego w czasie wojny wywieziono do obozu całą jego rodzinę - mówi pani Halina.
Film "Pianista" zyskał wielką popularność.
- Przekonałam się o tym, gdy na przykład dyplomaci z Angoli chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcia - dodaje żona kompozytora.

Po emisji tej międzynarodowej koprodukcji rodzina Hosenfeldów odważyła się przyznać: - Mamy zachowane dzienniki Wilma (zdążył je przekazać, zanim znalazł się w łagrze). Zostały wydane po niemiecku. Dzięki sponsorom, wśród których byli też żołnierze AK (!), opasłe zapisy ukazały się także po polsku.
- Przez wiele lat starano się o przyznanie Wilmowi Hosenfeldowi tytułu "Sprawiedliwy Wśród Narodów". Odpowiedź zawsze była jedna: to zbrodniarz hitlerowski - zauważa pani Halina. - Dopiero dwa lata temu uznano, że to wyróżnienie należy się właśnie jemu. Dobrze się stało, że odznaczył go także prezydent Lech Kaczyński.
Odbyła się również międzynarodowa konferencja, podczas której okazało się, ilu Polakom pomógł dobry Niemiec. I to, że Hosenfeld początkowo był wielkim entuzjastą narodowego socjalizmu. Wierzył w jego sens. Tak, jak bardzo - jako katolik - wierzył w Boga. Z czasem coraz bardziej czuł się rozczarowany wojną. Moment przełomowy? Kiedy esesman zabił chłopca. Za kradzież chleba. Nie mógł tego zrozumieć. Przed oczami miał własne dzieci, które w listach pytały, kiedy tata przyjedzie z Warszawy do domu.

Są tylko dobrzy i źli ludzie

- Kiedyś poszłam z mężem do znajomych. On stanął w progu i powiedział: Po lewej stronie jest kuchnia, a wzdłuż okna powinna być spiżarnia - opowiada pani Halina. - Okazało się, że to mieszkanie ma taki sam rozkład jak to, w którym ukrywał się podczas wojny. Minęło 50 lat, a on wciąż dokładnie pamiętał.
Na willi, w której ukrywał się przed Niemcami i dzięki pomocy Niemca, niebawem zawiśnie pamiątkowa tablica. Będzie okazja, by przypomnieć wszystkim o dobry wrogu.
- Mojemu ojcu, który został zatrzymany już w 1939 roku i był w obozie koncentracyjnym, też pomógł jakiś Niemiec. Dlatego, choć nie lubię publicznych wystąpień, bo głos zabierałam jedynie podczas lekarskich zjazdów, zgadzam się spotykać z młodzieżą. I głośno mówić: Nie ma złych narodów, są tylko dobrzy i źli ludzie - podkreśla Halina Szpilman.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska