Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nerwowa bitwa pacjenta z lekarzem o parafkę na recepcie

Filip Pobihuszka 68 387 52 87 [email protected]
Jarosław Chorąży pokazuje naddartą receptę – efekt jego wizyty w szpitalu. Ma żal do lekarza, który nie obsłużył go jak trzeba.
Jarosław Chorąży pokazuje naddartą receptę – efekt jego wizyty w szpitalu. Ma żal do lekarza, który nie obsłużył go jak trzeba. fot. Filip Pobihuszka
Rozdarta recepta i dużo nerwów. Efekt nieczytelnego pisma, czy braku wyrozumiałości pacjenta? Pan Jarosław skarży się, że został źle potraktowany przez lekarza. Medyk uważa, że to pacjent był agresywny.

16 czerwca Jarosław Chorąży zjawił się w nowosolskim szpitalu, by poddać się gastroskopii. Zabieg przeprowadził lekarz Błażej Nowak. - Zbadał, przepisał lekarstwa, wytłumaczył - opowiada J. Chorąży. Schody zaczęły się, gdy pacjent wybrał się do apteki, by zakupić przepisane leki. - W aptece usłyszałem, że recepta wygląda jak podrobiona. Była wypisana bardzo nieczytelnie i brakowało tam pieczątki - mówi.

Pan Jarosław następnego dnia wrócił do szpitala, poprosić o wyraźniejsze przepisanie recepty. - Zjawiłem się tam ok. południa. Po dwóch godzinach zjawił się pan Błażej. Zacząłem mu grzecznie tłumaczyć, w czym rzecz. Ale on, zimny jak głaz, spojrzał na mnie, powiedział: "nie mam czasu" i wyszedł - opowiada.

- Wtedy, tak by wszyscy słyszeli, powiedziałem, że trzeba zawołać dyrektorkę szpitala, panią Osińską. Gdy usłyszała to sekretarka, wybiegła i po kilku sekundach wróciła z panem Błażejem. Szedł tak szybko, że aż się wystraszyłem - mówi pan Jarosław. - Był bardzo agresywny. Wyszarpnął mi siłą książeczkę RUM, przybił ze złością pieczątkę i odszedł - nasz czytelnik pokazuje podartą receptę. - Mam żal, że lekarz w takim stanie emocjonalnym obcuje z pacjentami. Jestem facetem i po części go rozumiem, ale on jest przede wszystkim lekarzem - mówi J. Chorąży.

Po całej sprawie, do Małgorzaty Stolarskiej, szefowej działu organizacji i nadzoru nowosolskiego szpitala wpłynęła odpowiedź Błażeja Nowaka na skargę pana Jarosława. Czytamy w niej m.in.: "Gdy zacząłem wypisywać leki, chory poprosił o zapisanie leku Controloc. Pierwszą literę innego leku, który już pisałem, skreśliłem. Poprawki nie parafowałem swoją pieczątką i podpisem. Zapomniałem. Przepraszam". Dalej B. Nowak opisuje sytuację z powrotem J. Chorążego do szpitala celem poprawienia recepty.

- Gdy zgłosił się pan Jarosław Chorąży przebywałem na bloku operacyjnym, gdzie wykonywałem zabieg. Sekretarka przekazała, że pan Chorąży był bardzo agresywny i używał słów obraźliwych pod moim adresem - dureń, debil. Gdy wróciłem, pacjent nadal był agresywny. Nie chciałem kontynuować rozmowy z tym panem i wysłuchiwać jego obelg. Wyciągnąłem rękę po książeczkę, ale nie zdążyłem jej chwycić, gdyż pan Chorąży zabrał rękę. Chory na koniec podał mi książeczkę. Parafowałem ją i oddaliłem się do pracowni. Pragnę dodać, że pomyłki w receptach zdarzają się. Staram się, aby jak najrzadziej. Jednak zachowanie, z jakim się spotkałem ze strony pana Jarosława Chorążego, przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem i jest mi bardzo przykro z tego powodu - wyjaśnia B. Nowak.

Sprawę komentuje główny lekarz szpitala, Mirosław Czyżak. - Nie znam nikogo, kto by się nie pomylił przy recepcie - mówi. - Poza tym problem leży też w relacjach między lekarzami a społeczeństwem, które chce mieć wszystko na szybko. A tamtego dnia pan Błażej naprawdę nie siedział. W natłoku obowiązków takie rzeczy mogą się przydarzyć - mówi M. Czyżak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska