Do zielonogórskiej Prokuratury Garnizonowej zgłosił się szef miejscowego WKU. Sprawa była, delikatnie mówiąc niezręczna - zginęło szesnaście teczek zawierających informacje na temat poborowych. Owe kilkanaście teczek okazało się wierzchołkiem góry lodowej.
- Cóż, mogę tylko potwierdzić, że taka sprawa do nas trafiła - mówi prokurator garnizonowy Bogdan Pikala. - Już wiemy, że dotyczy kilkudziesięciu poborowych. Ponieważ ma charakter rozwojowy sądzę, że mówimy o co najmniej kilkuset fałszerstwach.
Nie chcieli w kamasze
Nie jest jeszcze wiadomo, ile osób było w proceder zamieszanych. Na razie mowa jest o trzech - pracownicy cywilnej WKU, sierżancie - byłym pracowniku tej firmy i jednym z pośredników. Spółka wyszukiwała klientów wśród bywalców lokali rozrywkowych, przede wszystkim baru Studio. Tam padało hasło: "Kto nie chce iść do wojska?". Osób nie pałających specjalną miłością do armii nie brakowało. Usługa kosztowała od kilkuset złotych do dwóch tysięcy euro. System był prosty. Pracownica cywilna WKU sporządzała ewidencję poboru, wystawiała książeczkę wojskową. W obu przypadkach delikwent otrzymywał wpis "uregulowany stosunek do służby wojskowej". Jednak jego dokumenty nie pojawiały się później w ewidencji WKU. Poborowy "znikał". Zostawał tylko ślad, że jest niezdolny do służby wojskowej - z reguły za sprawą złego stanu zdrowia, co potwierdzała adnotacja z podaniem numeru choroby.
- To śledztwo to dla nas robota na kilka lat - dodaje Pikala. - Będziemy musieli przesłuchać około sześć tysięcy mężczyzn mających kategorię "D", którym ją przyznano w czasie działania tego gangu. Jak obliczyliśmy, zajmie to nam jakieś... pięć lat.
Do prokuratury zgłosił się już jeden z uszczęśliwionych w ten sposób poborowych, któremu zwolnienie z wojska załatwił podobno wujek. Wojskowi prokuratorzy namawiają do zgłoszenia się wszystkich, którym "wujkowie" pomogli wymigać się od wojska. Mogą liczyć na łagodne traktowanie - umorzenie śledztwa przeciwko nim ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu.
Zanim zapłacą
- To bardzo przykra sprawa - mówi szef zielonogórskiego WKU Waldemar Wrocławski. - Nie wiem, dlaczego ostatnio pojawia się tak wiele afer dotyczących naszej administracji. Moim zdaniem, na początku lat 90. nastąpiło pewne rozluźnienie procedur i kilka nieuczciwych osób to wykorzystało. Teraz wszystko dochodzi do normy. Dowód, że na trop tego przekrętu sami trafiliśmy.
Wrocławski apeluje do wszystkich młodych ludzi nie chcących iść do wojska. By zanim pomyślą o sięgnięciu do portfela, skontaktowali się z WKU. Tam dowiedzą się, czy nie mają szansy skorzystać z innych szans uniknięcia zasadniczej służby wojskowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?