- Analizuje pan sukcesy?
- W jakiś sposób analizuję, ale na pewno nie delektuję się nimi. Nie sukcesami człowiek żyje, ale tym, co się nie udało zrobić i tym, co jeszcze trzeba zrobić. Nie popadam w samozachwyt i nie upajam się sukcesami.
- To jakie według pana było źródło sukcesu wyborczego?
- Na pewno solidnie przepracowałem kadencję i tego nikt mi nie może odmówić. Nie chcę się chwalić, ale skoro pan pyta, to udało mi się zrealizować większość rzeczy z programu wyborczego. Myślę, że o wyniku mogła zdecydować także moja otwartość. Nigdy nie było problemu, żeby do mnie dotrzeć - w różnych miejscach, o różnych godzinach. Nigdy nie zamykałem drzwi przed ludźmi, a wręcz odwrotnie - otwierałem. I nigdy nie oczekiwałem pochwał. Zresztą nawet na jednej z moich pierwszych sesji powiedziałem radnym i sołtysom, żeby nie składali mi żadnych podziękowań. I że liczę raczej na ich krytykę. To samo zawsze mówię na spotkaniach z ludźmi.
- Ale to jest sadomasochizm polityczny. Jak można nie lubić być chwalonym?
- Ja tego nie cierpię!
- Nie wierzę. Przecież każdego cieszą pochwały.
- Najważniejsze jest to, że coś zostało załatwione.
- A jak ktoś podejdzie, poklepie po ramieniu?
- Uściślę: ja nie cierpię pochwał od polityków, chwalenia we fleszach aparatu pod publiczkę czy na jakichś ogólnych spotkaniach. Ale jak ktoś chce indywidualnie mi podziękować sam na sam i robi to szczerze, to wtedy jestem mu bardzo wdzięczny.
- Jak pan podchodzi do kampanii wyborczej czy tak modnego dzisiaj kreowania wizerunku?
- Książkowe kreowanie wizerunku w takich małych środowiskach do niczego nie prowadzi. A już w ogóle bez sensu jest kampania na plakaty. Niektórzy się przekonali, że ona nic nie daje. Nigdy nie uczestniczyłem w żadnych szkoleniach kreowania wizerunku, nie zatrudniam doradców. Jestem taki normalny, naturalny człowiek. Jestem sobie taki Feder. Po prostu. U nas można kreować swój wizerunek jedynie przez codzienną pracę, działanie i funkcjonowanie wśród ludzi.
- Jak już pan wygrał te wybory i to aż z takim, 5-tysięcznym poparciem, to już chyba można leżeć bykiem...
- Absolutnie nie! To jest dopiero dla mnie potężne wyzwanie. Postaram się sprostać tym wymaganiom. W samorządzie nie ma leżenia bykiem.
- Niektórzy leżą.
- Może i leżą, ale to trzeba urodzić się w czepku, a ja do takich ludzi nie należę. Dla mnie liczy się codzienna, systematyczna praca.
- Ale chyba łatwiej będzie w drugiej kadencji.
- Wcale nie liczę, że będzie łatwiej. Moja konkurentka do stanowiska mówiła także, że będzie burmistrzem na trudne czasy. I rzeczywiście one idą. To wielkie wyzwanie, bo oprócz rzeczy dobrych, będą także złe. Ja mówiłem o tym wprost na spotkaniach przedwyborczych.
- Jakie będą te niepopularne decyzje?
- Przede wszystkim ograniczenia w administracji. Nie będziemy przyjmować nowych pracowników, nie będzie podwyżek - z wyjątkiem nauczycieli, bo takie są dzisiaj standardy. I tak uważam, że urzędnicy nieźle zarabiają w porównaniu do ludzi pracujących na produkcji. Będziemy musieli też podjąć trudne decyzje o reorganizacji szkół. Otwarcie mówiłem na spotkaniu przedwyborczym w Brzozie, że zlikwidujemy tu częściowo lub w całości podstawówkę. Do tego, muszę to podkreślić, ograniczymy wydatki na kulturę i sport, ale za to będziemy kładli nacisk na rozwinięcie bazy sportowej, bo to przynosi lepsze efekty.
- A jakie będą popularne decyzje?
- Poprawa stanu dróg, remonty mieszkań komunalnych, budowa kanalizacji w mieście i na wsiach, oczyszczenie jeziora Górnego, odnowa miejscowości i remont murów.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?