Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma bomby, jest niewypał

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected]
Władysław Komarnicki (z lewej) w noc wyborczą odpalił swoje słynne "cygaro zwycięstwa”. Przyłączyli się: dyrektor teatru Jan Tomaszewicz (w środku) i szef sieci aptek Waldemar Strychanin. Potem się okazało, że cygaro to niewypał.
Władysław Komarnicki (z lewej) w noc wyborczą odpalił swoje słynne "cygaro zwycięstwa”. Przyłączyli się: dyrektor teatru Jan Tomaszewicz (w środku) i szef sieci aptek Waldemar Strychanin. Potem się okazało, że cygaro to niewypał. Jarosław Miłkowski
Władysław Komarnicki powiedział, że jakby koniowi z jego spotu wyborczego przykleić napis "Platforma Obywatelska", to też wszedłby do Senatu.

- Szkoda mi go nie tylko dlatego, że nie został senatorem, ale dlatego, że znów przegrał z Dowhanem - tak samorządowiec z Drezdenka skomentował w rozmowie z reporterem "GL" wynik Władysława Komarnickiego. Choć szefowie Stali i Falubazu kandydowali w odrębnych okręgach, to jednak wielu śledziło ich korespondencyjny pojedynek niczym żużlowe derby.

Komarnicki przegrał z Hatką i Dowhanem

Wynik całego sezonu: 3:0 dla Roberta Dowhana. Falubaz ma złoto, Stal brąz. Dowhan z PO został senatorem, niezależny Komarnicki nie. Choć szef Stali mógł mieć więcej głosów (okręg północny jest większy), zdobył 38.705, a rywal 43.800. No i dobitka: gdy w noc wyborczą do sztabu Komarnickiego zaczęły spływać pierwsze wyniki, miał miażdżącą przewagę nad wojewodą Heleną Hatką. Odpalił już swoje słynne "cygaro zwycięstwa", a jednym z pierwszych, którzy pospieszyli z gratulacjami, był nie kto inny, jak prezes Falubazu. Potem okazało się, że wybory na północy wygrała Hatka.

- Przegrałem z urzędnikiem PO, który poszedł do Senatu po to, żeby nadal być urzędnikiem PO i podnosić rękę pod dyktando partii - powiedział mi Komarnicki o Hatce. Okręgi jednomandatowe miały odpolitycznić Senat, tymczasem spośród 100 nowych senatorów tylko czterech jest niezależnych. Komarnicki, mimo przegranej, uważa, że okręgi jednomandatowe należy wręcz hołubić. W kablówce Teletop powiedział, że jakby koniowi z jego spotu wyborczego przykleić napis "Platforma Obywatelska", to też wszedłby do Senatu.

Zych - Fedak: marszałek górą

Mamy w tej chwili w Lubuskiem tylko troje polityków, których rozpoznaje publika ogólnopolska: Stefana Niesiołowskiego, łódzkiego spadochroniarza PO, oraz dwoje z PSL w Zielonej Górze: Józefa Zycha i Jolantę Fedak. Właściwie Jolantę Fedak i Józefa Zycha, bo ona jest szefem PSL w Lubuskiem, wiceszefem w kraju i ministrem pracy. A kim jest Zych? Zwykłym posłem, ale przede wszystkim byłym marszałkiem Sejmu. - Nie po raz pierwszy staje mi... przychodzi mi stawać przed Izbą - za te słowa w roku 2005 dostał Srebrne Usta radiowej Trójki. Zdarzyło mu się też rzucić słynne "k..." do mikrofonu sejmowego, ale generalnie urząd marszałka sprawował na tyle godnie, że do dziś jest ujmowany w ogólnopolskich sondażach popularności polityków. Wyżej od niego z Lubuskiego był tylko premier z Gorzowa Kazimierz Marcinkiewicz, ale rzucił politykę, a Zych przy niej trwa. I nie skrywa satysfakcji, gdy ma okazję pokonać Fedak.

- Żywo komentowane w klubie PSL było nie tylko to, kto ten ranking wygrał, ale i kogo w nim w ogóle nie ma - powiedział mi w zeszłym roku. Prosiłem go o opinię w sprawie badań dr Agnieszki Opalińskiej, politologa z Uniwersytetu Zielonogórskiego, z których wynikało, że jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem i parlamentarzystą w Lubuskiem. W tym zestawieniu nie było Fedak. Bardziej niż sprawami regionu pani minister przejęła się rozwalaniem systemu emerytalnego. W każdym razie dla lubuskich wyborców okazała się mniej "stąd" niż Zych. 6.919 głosów dało mu kolejny już mandat posła, a ona z 4.692 głosami do Sejmu nie weszła, choć była "jedynką" PSL. Fedak może za to zapłacić nawet posadą ministra.
Zych nie chce dziś komentować wyniku rywalki. Odnosi się jedynie do swojego. - To była dla mnie bardzo trudna kampania, bo większość czasu spędziłem przy łóżku żony, która czeka na ciężką operację. Wyborcom starałem się jedynie przypomnieć, że kandyduję. Nie wykonywałem nerwowych ruchów, bo mam gdzie wrócić, jestem doktorem nauk prawnych - mówi. Uważa, że wyborcy docenili jego pracowitość. - Pracowałem nawet, gdy miałem złamaną miednicę - dodaje. Ma 73 lata, posłem jest od 24. Zaczyna ósmą kadencję i ma szansę kolejny raz jako marszałek senior otwierać pierwsze posiedzenie nowego Sejmu.

Kochanowski - Wontor: lider przegrał z liderem

Nie tylko w PSL wyborcza lokomotywa przegrała. Jan Kochanowski z Gorzowa dostał "jedynkę" na liście SLD i promował się hasłem "Lider lubuskiej lewicy". - Trochę się pan poseł zagalopował. Szefem SLD, a więc liderem, jestem ja - mówił lokalnej "Gazecie Wyborczej" poseł Bogusław Wontor z Zielonej Góry. Wskutek konfliktu z szefem SLD Grzegorzem Napieralskim Wontor dostał na liście dopiero trzecie miejsce. Nóż w plecy wbił mu dawny baron lubuskiej lewicy (teraz radny w Zielonej Górze) Andrzej Brachmański. Gdy nie dostał się na listę do Sejmu, publicznie wezwał wyborców, by nie głosowali na Wontora. To nic nie dało: Wontor znów został posłem, pokonując Kochanowskiego sześcioma głosami.
Jak przegraną tłumaczy Kochanowski? Ustawieniem listy. Nie owija w bawełnę, bo jego zdaniem głosy na północy miały się rozproszyć, a na południu skupić na jednym kandydacie. - Proszę spojrzeć, ilu jest silnych kandydatów z północy regionu w czołówce listy - podkreśla, wskazując m.in. na dawnego posła Jakuba Derecha-Krzyckiego i szefową miejskiego SLD Mirosławę Winnicką. - Zabrakło choćby Andrzeja Brachmańskiego, ale też mocnych nazwisk z Nowej Soli, Żar, Żagania - dodaje. Gdyby były, jego zdaniem lubuski SLD mógł osiągnąć w wyborach 13-14 proc. (zdobył 10,3). - Ale nie o to chodziło - zaznacza Kochanowski.

Bukiewicz rozprowadza ale nie do końca

- Politycy gorzowskiej PO dzielą się na tych, którzy mówią, że liderka partii Bożenna Bukiewicz ustawiła listę pod przegraną północy, i na tych, którzy tak myślą, ale wolą o tym nie mówić - powiedział mi jeden ze sztabowców. Z nazwiska do takiego poglądu przyznaje się tylko Kochanowski, ale on jest z SLD.
Fakty są takie: poseł Witold Pahl wylądował na 17. miejscu, a senator Henryk Maciej Woźniak na 22. Zwykle z takich pozycji do Sejmu się nie wchodzi. Najwyżej, bo na trzeciej pozycji z gorzowskiej PO była Krystyna Sibińska, szefowa rady miasta, która nie ma jeszcze niezależnej pozycji w partii. Wynik? Woźniak przegrywa, ale posłami zostają: i Sibińska, i Pahl.
Nasi rozmówcy związani z PO sugerują, że Pahl, mając wsparcie Grzegorza Schetyny (liderzy frakcji w Warszawie gromadzą szable w terenie), prędzej czy później zderzy się z Bukiewicz. Zanim to jednak nastąpi gorzowska PO musi się pozbierać z afery martwych dusz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska