Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie podejrzewała, że będzie mieć ponad 40 dzieci

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
Dzieci przychodzą do pogotowia rodzinnego i Katarzyna staje się dla nich mamą na chwilę, choć w sercu ślad zostaje na całe życie. Ale Katarzyna jest przede wszystkim mamą dla swoich trzech biologicznych córek.
Dzieci przychodzą do pogotowia rodzinnego i Katarzyna staje się dla nich mamą na chwilę, choć w sercu ślad zostaje na całe życie. Ale Katarzyna jest przede wszystkim mamą dla swoich trzech biologicznych córek. Tomasz Gawałkiewicz
- Moja mama umarła, jak miałam 21 lat, dziś wiem, że byłaby ze mnie dumna - mówi Katarzyna Jarocińska-Kawka, stuprocentowa mama, która z mężem Piotrem od siedmiu lat prowadzi pogotowie rodzinne we wsi Chlebów.

Gdy Katarzyna Jarocińska-Kawka była jeszcze panną, siostra miała już dwie córki. Mówiła wtedy Katarzyna: - Reniu, ja chcę mieć dwie dziewczynki, tak jak ty, bo przecież mam dwa kolana.

Nigdy nie podejrzewała, że dzieci będzie mieć ponad... 40! Bo tyle uzbierało się przez lata.

Urodziła trzy córki

Pozostałe dzieci wychowuje w pogotowiu rodzinnym. Jedne odchodzą do swoich nowych domów, przychodzą kolejne. I każde dziecko w sercu Katarzyny pozostawia ślad na całe życie.
- Kocham je wszystkie, ale jestem ich ciocią, a nie mamą - Katarzyna powtarza żelazną zasadę. Powtarza sobie i dzieciom. Oczywiście, że maluchy często zapomną. Kamilek włoży piąstkę w buzie, spojrzy na Piotra, męża Katarzyny i powie do niego "tato". Do Katarzyny powie "mamo". Wtedy ona też zapomina o żelaznej zasadzie. Po chwili jednak zachowuje barierę. - Żeby później nie bolało za mocno. Ani mnie, ani tych dzieci, gdy pójdą do rodzin zastępczych. Nie mogę jednak nic nie czuć, angażuję się w stu procentach w tę miłość, choć psycholog odradza.

W domu zgiełk

Jedno dziecko coś psoci, drugie grzecznie się bawi, trzecie płacze, jak to dziecko. Czwarte się śmieje... - Wszystko można ogarnąć, kwestia wprawy - twierdzi Katarzyna. - Uważam, że sobie radzę.

Wstaje zatem Katarzyna skoro świt. Starsze pociechy wyprawi do przedszkola. Zrobi śniadanie, dla piątki, szóstki, a bywa, że dla siódemki szkrabów. Wyczyn nie lada. Część dzieci jest w przedszkolu, młodsze zostają w domu. Jedno ma porę spania, drugie się rozbudza. Trzeba dać mleko, przewinąć. W międzyczasie Katarzyna poskłada ubranka, tu coś sprzątnie, tam coś załatwi... Jest przede wszystkim mamą, ale jest też sołtyską, jest ławnikiem w sądzie, należy do stowarzyszenia. Człowiek ani się obejrzy, a pół dnia zleci i pora gotować obiad. Później są wspólne zabawy, podwieczorek, pora kąpieli... W międzyczasie jedno dziecko trzeba pogłaskać, drugiemu coś poprawić. Wojtek przyniesie obrazek z przedszkola, wypada pochwalić. Wszystkie dzieci trzeba doceniać i zauważać jednakowo. - A kiedyś, jak miałam tylko jedną córkę, narzekałam, że mi czasu nie starcza - śmieje się Katarzyna. Przychodzi wieczór, dzieci śpią, a ona idzie z mężem do ogrodu. Mają chwilę dla siebie.

Kolejka z życzeniami

Nad dziećmi, choć to wyzwanie, można zapanować. Jest przecież pomoc rodziny. Jak jednak zapanować nad uczuciami? Zwłaszcza, gdy matka angażuje całą siebie w tę miłość. Jak być mamą dla gromady dzieci, dla tych własnych i tych przygarniętych? Katarzyna zdaje sobie sprawę, że córki, które urodziła, na tym tracą. Dlatego są momenty, że cały swój wolny czas poświęca właśnie im. A córki odwzajemniają to uczucie. Rok temu, na Dzień Matki dziewczyny chciały Katarzynie sprezentować pobyt w SPA. Droga inwestycja, więc zrobiły jej SPA domowe. Stara łazienka, stara wanna... Nieważne. Pływały płatki róż, były świece, olejki, lody. W takich momentach udaje się nadrobić utracone chwile.

- Wydaje mi się, że dla każdej mamy najważniejszy jest gest, symbol - uważa Katarzyna. - Dzieci, które są w pogotowiu, też zawsze coś przyniosą, choć jestem dla nich mamą tylko na chwilę. Laurkę, polny kwiatek, nawet jakiś patyczek. Mają taką potrzebę. Zawsze stoi do mnie kolejka z życzeniami. Niektóre dzieci pamiętają nawet, jak pójdą do rodzin zastępczych. W tym roku postanowiliśmy, że wyślemy z dziećmi laurki do ich biologicznych mam, bo, wbrew pozorom, te dzieci do nich tęsknią. Niektóre mamy też tęsknią.

Budzą się dwie twarze

Wychowała już ponad 40 dzieci. Jedne miała przez moment, inne przez rok, a nawet dłużej. Dzieci z trudnych domów, z tak zwaną przeszłością. Napatrzyła się na ich krzywdę, dlatego dziś Katarzyna nie potrafi zrozumieć, dlaczego matki porzucają swoje dzieci, dlaczego tak często je krzywdzą.

- Tylu ludzi czeka przecież na adopcję, tyle kobiet chciałoby być matkami. My jesteśmy po to, żeby wyciągnąć dziecko z traumy... - gdy Katarzyna o tym mówi, budzą się w niej dwie twarze. - Z jednej strony zamknęłabym tę matkę, do końca życia bym nie pozwoliła jej wyjść, nie wybaczyłabym nigdy, bo skrzywdziła. Z drugiej strony jednak spróbowałabym się zastanowić. Był kiedyś u mnie chłopczyk. Jego mama blisko mieszkała, odebrali jej dziecko. Trafiło do naszego pogotowia, a ona synka w ogóle nie odwiedzała, jakby jej nie zależało. Łatwo jest rzucić kamieniem w taką matkę, powiedzieć, że zła. A ona nie odwiedzała synka, bo jak widziała swoje dziecko, cierpiała podwójnie. Cierpiało też dziecko... Oddała, bo nie potrafiła wychować. Uważam, że lepiej, gdy matka oddaje swoje dziecko, niż gdy je krzywdzi. W Polsce jest taka dziwna rzecz, że jak matka odda dziecko do okna życia, to zaraz wszyscy dociekają, co to za kobieta, szukają jej. Niepotrzebnie. Matka oddała dziecko i to jest często zbawienne dla tego malca. Gdyby je przy sobie zostawiła, może doszłoby do tragedii... Z czasem malec zapomni. Będzie miał nową mamę. Bo uważam, że matką jest przede wszystkim ta kobieta, która wychowuje.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska