Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie urodziłem się złodziejem. Chcę być komuś potrzebny

Ilona Burkowska 68 324 88 18 [email protected]
Tomek: - Przepraszam za to, co było złe. Chcę skorzystać z szansy, którą dostałem. Uczyć się, wyjść na porządnego człowieka.
Tomek: - Przepraszam za to, co było złe. Chcę skorzystać z szansy, którą dostałem. Uczyć się, wyjść na porządnego człowieka. Mariusz Kapała
Tomek tydzień temu nie miał nic. Nasz artykuł uruchomił lawinę pomocy dla 14-latka. Ale były też głosy, że namawiamy na pomaganie nie dziecku, a... "chwastowi", który skończy w kryminale.

Gdy zajęliśmy się sprawą Tomka (imię zmienione na prośbę naszego bohatera), nie miał spodni na zmianę ani zimowej kurtki. Spał w klatkach schodowych, bo uciekł z ośrodka wychowawczego. Po naszym artykule znalazła się rodzina, która zaofiarowała mu dach nad głową do czasu wyjazdu do innej placówki. Dostał od Was spodnie, kurtki, telefon, kosmetyki. Pani Stasia zaprosiła chłopca do siebie, przytuliła, wycałowała i powiedziała, że odtąd jest jego przyszywaną babcią.

Zgłosili się też inni Czytelnicy, którym los 14-latka nie jest obojętny i chcą go zaprosić do siebie na święta.

O Tomku po raz pierwszy napisaliśmy w tekście "Ma tylko spodnie i bluzę" ("GL" z 26 listopada). To wtedy ruszyła lawina pomocy. Ale i zarzuty, że nie warto mu pomagać, bo ma na koncie kradzieże, włamania, niszczenie mienia.

To prawda. - Ale ja nie urodziłem się złodziejem - powiedział Tomek.

Nie miał łatwego życia. Co pamięta z domu? - To, że tata wsadzał mu głowę do pieca i bił. Ciągle awantury - mówiła Dorota Złotek z Fundacji Wzajemnej Pomocy Arka z oddziału w Zielonej Górze, która wyciągnęła do nastolatka pomocną dłoń. I ma z nim najlepszy kontakt. Chłopiec jest małomówny. Trudno coś z niego wyciągnąć. Ale sąsiedzi z rodzinnego domu Tomka pamiętają, że gdy na dworze był ziąb, to on i jego ośmioro rodzeństwa potrafili biegać po ulicy w letnich ubrankach. Ta dzielnica nie cieszy się dobrą sławą. Maluchy mieszkając w dwóch niewielkich pokoikach, wiele widziały i słyszały. Tak wiele, że trafiły do pogotowia opiekuńczego. Najstarsze dziecko miało 12 lat, najmłodsze pół roku. Kiedy już tam były, tata udusił mamę.

- Dowiedzieliśmy się o tym z pisma. Nikt nam tego nie powiedział tak po ludzku. Nie pozwolił się wypłakać - wspominał chłopiec, który miał wówczas 11 lat.

Bez litości

Rodzeństwo rozdzielono. Jedno dziecko trafiło do ośrodka w Łodzi. Czworo najmłodszych do adopcji. Dwoje zostało w pogotowiu opiekuńczym w Zielonej Górze. Tomek też tam był. A potem w ośrodku wychowawczym w Babimoście. Źle tam mu nie było, ale uciekał kilkanaście razy. Nawet przez okno skakał do świata, w którym nie było murów i krat, ale była babcia. Tyle że dziadek alkoholik nie wpuszczał wnuka do mieszkania. Chyba że przyniósł mu chleb lub alkohol. Wtedy mógł wejść. Inaczej musiał spać w klatce schodowej albo w piwnicy dziadkowego bloku. Jego mieszkańcy dzwonili do nas oburzeni, że chcemy pomóc chłopcu, który jest złem wcielonym i demolującym cudze mienie. Jedna z kobiet powiedziała: - Dobrze się stało, że został bez domu. Bo z niego nic nie będzie i nie powinniście pisać o takich "chwastach". To przestępca, a takim się nie pomaga. Spał na klatce, robił syf.

- Widziała to pani i co, przechodziła obojętnie? - zapytałam.
- Widziałam. Ja nie mam dla niego litości.

Na internetowym forum "Gazety Lubuskiej" też pojawiły się wpisy, że trzeba "wyrwać chwasta". Bo to ćpun, alkoholik, złodziej. Niereformowalna patologia.

Tylko tata pisał

Witold Szuster, dyrektor ośrodka w Babimoście, ocenił, że Tomek to dziecko nieszczęśliwie doświadczone przez los i przez życie. Miał nadzieję, że chłopcu uda się pomóc. W szkole szło mu nieźle. Wychodził na prostą. Wszystko się skończyło w momencie nawiązania kontaktu z rodziną. Pojechał do dziadków i wrócił odmieniony. Inny. Zamknięty. Od tego czasu uciekał nagminnie.

Jak raz przywiozła go z powrotem policja, to po trzech godzinach znów go nie było.
- Bo tak - stwierdził.
- Wcale nie "bo tak" - zdenerwowała się pani Dorota. - To jest dziecko. Potrzebuje miłości, a nie urzędowych pism, że mama nie żyje, a tata jest w więzieniu. Czy pani wie, że jedyną osobą dorosłą, która do niego pisała do ośrodka, był właśnie ojciec? Czyli człowiek, którego Tomek tak nienawidzi, że moim zdaniem potrzebuje długofalowej terapii. Jak ma się czuć dziecko, z którym koresponduje tylko zabójca mamy? No jak? To jest 14-letnia ofiara systemu. Nie konkretnych ludzi, ale systemu. Wychował się w takim domu, a nie innym. Rodzice skończyli tak, a nie inaczej. Babcia go kocha, ale ma swoje lata i inne zmartwienia. Dziadek to alkoholik. Prawo było bezduszne. A on nie był zdemoralizowany, ale głodny, więc kradł.

Znicz na grobie mamy

Dyrektor Szuster tłumaczy, że ośrodek i jego pracownicy starali się robić wszystko, by zatrzymać Tomka. Bo cały czas w niego wierzyli. Cieszyli się z efektów pracy. Ale zaczął im uciekać, także w przenośni. A nie można pomóc komuś, kogo nie ma.

Chłopiec przyznaje, że tęsknił, że chciał być w Zielonej Górze.
- To było wszystko, co znał, kochał i stracił. Wolał żyć na ulicy, by mieć choć namiastkę miłości u babci - stwierdziła pani Dorota. - Od kiedy mu pomagam, nie robi nic złego. Jak do mnie trafił? Przyszedł i poprosił, że chciałby zarobić na chleb. Uwierzyłam mu i mnie nie zawiódł. Widać, że łaknie prawdziwego domu. Nawet do mycia naczyń się garnie.

- Nie urodziłem się złodziejem - powtarzał mi Tomek. - Chcę pomocy. Chcę być komuś potrzebny.
Ale wciąż tak do końca nie wierzy, że są dorośli, którym na nim zależy. Gdy zobaczył w redakcji, ile paczek dla niego przygotowaliście, był zszokowany. Ludzką dobrocią. Pierwszą, jaką zaznał w życiu.

Decyzją sądu, do 20 grudnia Tomek musi zgłosić się do nowego ośrodka we Wrocławiu. Do tego czasu zamieszkał u rodziny, która po naszym tekście przyjęła go pod swój dach.

- Czytelnicy "Gazety Lubuskiej" są wspaniali. To dla tego chłopca ogromna szansa. Jeśli ją wykorzysta, uratowaliśmy dziecko. Jeśli nie... Będziemy mieli czyste sumienie, że nie przeszliśmy obojętnie - mówi pani Dorota.- Tomek wie, że ma w życiu dwie drogi: w prawo albo do kryminału.

- Przepraszam za to, co było złe. Chcę skorzystać z szansy, którą dostałem. Uczyć się, wyjść na porządnego człowieka. Mógłbym zostać murarzem - rozmarzył się chłopiec. Do Wrocławia jedzie za kilka dni. Przedtem, po raz pierwszy od wielu miesięcy, zobaczy się z rodzeństwem przebywającym w pogotowiu opiekuńczym w Zielonej Górze.

Pójdzie też na cmentarz. Zapalić znicz na grobie mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska