Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Nie wyobrażam sobie siebie w innym zawodzie - przyznaje doktor Jolanta Olesiak

Renata Zdanowicz
Renata Zdanowicz
Głosami Czytelników zwyciężyła w plebiscycie Nasz Lekarz. Jolanta Porianda-Olesiak - 11 lat w zawodzie a wciąż zdarza jej się budzić w nocy i myśleć o swoich pacjentach. Uważa, że trzeba mieć w sobie tę niepewność.

Głosy naszych Czytelników oddane na Jolantę Poriandę-Olesiak, specjalistę medycyny rodzinnej, w plebiscycie Nasz Lekarz 2016 to głosy pacjentów, którzy doceniają zarówno osobę pani doktor, jak i jej zaangażowanie w pracę.

Zwyciężczyni naszego konkursu przyznaje, że wyboru studiów medycznych dokonała trochę przypadkowo. Wpływ na tę decyzję miała jej przyjaciółka z lat szkoły średniej i znajomi, którzy już studiowali medycynę. Za to, jak już tę decyzję podjęła, była mocno zdeterminowana, aby na uczelnię medyczną się dostać. - Decyzja tak naprawdę zapadła pod koniec szkoły średniej. Teraz nie wyobrażam sobie siebie w innym zawodzie - mówi J. Olesiak.

Lekarka ma dwie córki, w wieku 9 i 13 lat. - W moim domu rodzinnym nie było tradycji lekarskiej. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy. Córeczki różnie się wypowiadają - przyznaje nasza rozmówczyni i dodaje, że starsza interesuje się specjalizacjami lekarskimi. - Wynika to pewnie z tego, że mam sporo przyjaciół lekarzy i w takim gronie się często obracamy razem z mężem - tłumaczy zainteresowanie dziewczynki. Wspomina, jak to mała już w przedszkolu próbowała diagnozować niektórych swoich kolegów i swoje przyjaciółki.

(Nie)pewność decyzji

- Uważam, że jest to zawód na pewno bardzo wdzięczny, aczkolwiek mocno absorbujący. Zależy jeszcze, oczywiście, jakie kto ma podejście do tego i jak został w domu wychowany - uważa lekarka. Opowiada nam, że mimo 11 lat pracy nie popada w rutynę. - Czasami w nocy się budzę i myślę o moich pacjentach. Rano w pracy sprawdzam niektóre rzeczy, czy dobrze coś zrobiłam, czy aby na pewno był taki wynik a nie inny. Pomimo tego, że już trochę czasu pracuję w tym zawodzie, to jednak tak się dzieje. Dopuszczam tę możliwość, że ja nie wszystko wiem. Tak mnie nauczono na studiach, tak mnie uczyli później ci lekarze, którzy prowadzili moją specjalizację, że cały czas musimy mieć w sobie tę niepewność. Pewność decyzji oczywiście tak, ale jeżeli trzeba, zawsze istnieje możliwość konsultacji. Tak samo z moimi pacjentami postępuję. Jeżeli czegokolwiek nie wiem, to ja mówię uczciwe, że musimy się skonsultować, lub musimy dorobić badania.

Rodzina jest ważna

Wyboru specjalizacji dokonała po studiach, trochę się to zmieniało. Pracowała w pogotowiu ratunkowym, w szpitalu na oddziale. - Na początku medycyna rodzinna nie była to specjalizacja moich marzeń. Trochę inaczej sobie wyobrażałam moją pracę będąc na studiach. Z perspektywy czasu uważam, że to był bardzo dobry wybór - stanowczo stwierdza lekarka. Nasza rozmówczyni nie ukrywa, że trochę w tej decyzji było względów rodzinnych. - Ze względu na moje dzieci nie chciałam dyżurować na oddziale, ponieważ chciałam poświęcić im trochę czasu, szczególnie w święta, w nocy. W tym czasie chciałam po prostu być z rodziną - tłumaczy.

Jako lekarz rodzinny, pełni opiekę nad każdym pokoleniem rodziny. Opiekuje się małymi dziećmi, noworodkami i ich rodzicami, a także dziadkami. - Im dłużej pracuję, tym bardziej zaczynam to doceniać. Przekonałam się, że dzięki tej znajomości pokoleń mogę lepiej zająć się profilaktyką niektórych chorób w danej rodzinie. Czasami wcześniej mogę zdiagnozować daną chorobę i mogę wdrożyć szybciej odpowiednie postępowanie.

Taka praca z całą rodziną przekłada się też na stosunki pacjent - lekarz. - Widzę, jak te rodziny mnie traktują. Nawet przy okazji tego konkursu, który gazeta przeprowadziła miałam wczoraj taką bardzo przyjemną sytuację. Otóż przyszła do mnie pacjentka i, oczywiście, pogratulowała mi zwycięstwa w tym konkursie. Powiedziała też, że jej wnuczek Kubuś tak się cieszył, a na placu zabaw wszystkim kolegom się chwalił, że jego pani doktor wygrała. Ta pacjentka z takim zaangażowaniem mi to opowiadała. Zresztą, dużo osób przychodziło do mnie do gabinetu z gratulacjami, to od pacjentów dowiedziałam się, że to ja wygrałam ten konkurs. Dzisiaj była pacjentka, która pracuje za granicą i mówiła „ja z zagranicy na panią głosowałam”. Dziękuję za to zaufanie. Bardzo chciałam podziękować wszystkim osobom, które na mnie głosowały, jest to dowód uznania dla mojej pracy. Każdy głos oddany na mnie świadczy, że pacjenci doceniają mnie, moją pracę i zaangażowanie. Doceniają też pracę mojego zespołu, pielęgniarek ze mną pracujących.

Bliska pacjentom

- Uważam, że mam szczęście do dobrych pacjentów, aczkolwiek to się też wypracowuje. Ja zawsze powtarzam, przede wszystkim też moim dzieciom, że trzeba być dobrym człowiekiem, bo jeżeli ludziom się daje dobro, to się otrzymuje to dobro. Oczywiście, nerwy są zawsze, cierpliwości nie zawsze starcza - przyznaje lekarka.

Nasza rozmówczyni przyznaje, że gdy tylko może ucieka w świat książki. Dużo czasu spędza z przyjaciółmi. Relaksuje ją jazda rowerem. W ostatnim czasie zaczęła biegać - Różnie mi to wychodzi, ale moi pacjenci mogą mnie spotykać na trasach. Niektórzy pewnie dopiero z gazety dowiedzą się, że trenuję - żartuje, że to ją pewnie bardziej zmobilizuje. Przyznaje, że z wolnym czasem ma duży problem. - Godziny przyjęć mam ustalone, ale moi pacjenci mogą powiedzieć, że to są takie fikcyjne godziny, rodzina tak samo powie, bo ciężko mi wyjść o tej godzinie. Bardzo często przedłużam czas pracy, przyjmuję dodatkowych pacjentów, tak jak zresztą pewnie inni lekarze rodzinni robią, zwłaszcza w sezonie infekcyjnym. Na pewno wolny czas staram się poświęcić rodzinie, spędzam go z dziećmi i z mężem. Dodatkowo mam jeszcze kolejną pociechę, 10-miesięcznego psa rasy owczarek niemiecki.

Lekarka przyznaje, że jej pacjenci ją wszędzie rozpoznają. Dzieje się tak, ponieważ chętnie uczestniczy w codziennym życiu. - Chodzimy z mężem i dziećmi na plac zabaw, jesteśmy w szkole, uczestniczymy w festynach, chodzimy do kościoła. Nie izolujemy się od życia. Sądzę, że przez to jestem bliższa swoim pacjentom. Widzą mnie biegającą, bawiącą się z dziećmi, jeżdżącą rowerem. Łatwiej im jest się otworzyć w gabinecie. Dla mnie to jest ważne, że czasami przychodzą pacjenci nawet nie z chorobą, a podzielić się czymś ważnym. Ostatnio przyszła pacjentka tylko po to, żeby powiedzieć, że jej się wnuczek urodził i że będzie do mnie zapisany - dodaje na zakończenie nasza rozmówczyni, do której należy tytuł Nasz Lekarz 2016.

Jolanta Porianda-Olesiak:
Dzień pracy lekarza rodzinnego to przyjęcia w przychodni i wizyty domowe u osób obłożnie chorych, leżących, ale też u małych dzieci, u noworodków wizyty patronażowe. Różny charakter mają te wizyty. - W mojej praktyce prowadzę to tak, że zawsze weryfikuję potrzebę wizyty domowej, indywidualnie rozmawiam z pacjentem, ustalam termin - tłumaczy Jolanta Porianda-Olesiak, lekarz rodzinny, która na co dzień pracuje w przychodni „Postęp” na osiedlu Łużyckim w Świebodzinie. - Zrobiłam specjalizację z medycyny rodzinnej, mogę się opiekować wszystkimi i dlatego całe rodziny się u mnie leczą. Cała idea medycyny rodzinnej jest mi bliska. Miałam dobrych nauczycieli, którzy mi to przekazali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska