Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niech ktoś powie, że to nie jest cud...

Agata Wolańska
Choć poród Neli nie był prosty, to kobieta cieszy się, że na świecie jest już jej synek, Fabian
Choć poród Neli nie był prosty, to kobieta cieszy się, że na świecie jest już jej synek, Fabian Agata Wolańska
Poród boli. Ale ból znika, kiedy widzisz swoje dziecko, a niektóre kobiety mówią, że chciałyby to przeżyć jeszcze raz.

Przyjeżdżam do szpitala w środę 21 grudnia. Zanim jednak zdążę tam wejść, widzę helikopter, który przelatuje mi nad głową. Chwilę po tym, jak maszyna ląduje, podbiega grupa ratowników w czerwonych strojach i zabiera kogoś na oddział. Hałas, pośpiech, zamieszanie. Jak to w szpitalu. Ale jest w nim jedno specjalne miejsce - gdzie można się na chwilę zatrzymać, gdzie czas płynie wolniej. I gdzie codziennie dokonuje się cud za cudem, bo na świat przychodzą dzieci. To odział ginekologiczno - położniczy gorzowskiego szpitala. 

Chodzę od sali do sali rozmawiać z mamami i patrzeć na bobasy. Spotykam pielęgniarkę, która podaje dzieciom witaminy. Ale one ich nie lubią, złoszczą się. Dziewczynka, której rodzice jeszcze nie nadali imienia, krzywi się, zaciska piąstkę i zaraz zasypia, bo przed nią ciężka, długa droga - życie. Jest na świecie „nowa”. Boi się wszystkiego i wszystko przed nią... 

Pytam jedną z mam, jak to jest, kiedy trzyma się na rękach własne dziecko. - Uczucie nie do opisania - wzrusza się młoda kobieta. To Nela Klimaszewska ze Słubic. Obok niej leży malutki Fabian, który dołączył do nas dopiero kilka godzin temu. Jest  pierwszym dzieckiem Neli. Kiedy trzyma go w ramionach, ma się wrażenie, że to cały jej świat. I choć poród wcale nie był łatwy, bo zakończył się operacyjnie, to już teraz jest tylko szczęście. - To taki mój prezent na święta - mówi Nela z uśmiechem. Ale widzę, że jest wykończona porodem, więc, żeby nie przeszkadzać, idę dalej, do kolejnej sali. 

Natalia, 28-latka z Gorzowa, nie chce zdradzać nazwiska. - Pierwsze uczucie po porodzie? Ulga, że się skończył - żartuje. Bo poród, jak to poród, najprostszą rzeczą w życiu nie był. Wręcz przeciwnie, Natalia określa go jako „ciężką przeprawę”.  Trwał siedem i pół godziny, a może i nawet więcej. Bo choć kobieta zgłosiła się do szpitala o 15.00, to pierwsze skurcze zaczęły się u niej jeszcze w nocy. Potem musiała brać  leki na ich wzmocnienie. Ale to wszystko  teraz nie ma znaczenia. - Mówią, że o bólu się zapomina... Jak chwilę po porodzie pytali mnie, czy chcę mieć następne dziecko, powiedziałam, że nigdy w życiu, bo tak mnie bolało! Ale teraz, po niecałym tygodniu, mogę powiedzieć, że zdecyduję się na kolejne - mówi.

Przy narodzinach Hani był też jej tata. I trzymał się dzielnie, choć nie każdy tak potrafi. - W sali jest takie specjalne krzesełko, żeby tatusiowie, którym zrobi się słabo, mogli usiąść. Personel kątem oka dogląda, czy przypadkiem nie ,,trzasną” o podłogę. Czasem bywa tak, że oni potrzebują większej opieki z naszej strony niż mamy. To sporadyczne przypadki, ale od czasu do czasu jakiś tatuś robi się blady, bo najzwyczajniej w świecie nie spodziewa się... tylu wrażeń, choćby tych fizjologicznych - żartuje doktor Piotr Gratkowski, ginekolog - położnik. Lekarz podkreśla jednak, że to dobrze, że ojcowie nie zostawiają kobiet samych na porodówce.  - Nasz szpital organizuje porody rodzinne od ponad 20 lat, ale faktem jest, że popularności nabrały w ostatnich latach. Dla nas to też ułatwienie, bo kobiety przy  swoich partnerach bardziej się mobilizują - uśmiecha się doktor.

Wioletta Gębicz, położna, która prowadzi i przyszpitalną, i prywatną szkołę rodzenia:  - Dawniej było tak, że do szkoły przychodziły głównie kobiety. Teraz to raczej pary. Ale pamiętajmy, że to mama czuje ruchy dziecka, to ona nosi je pod sercem - ich więź jest więc oczywista, pojawia się sama. Z tatusiami jest trochę inaczej, czasem trzeba im coś uświadomić, pokazać, że zaangażowanie jest świetne. Ja sama namawiam ich do tego, by czytali bajki ,,brzuszkom”. 

Ale nie wszystkie mamy chcą, żeby ojcowie patrzyli na poród. Dla niektórych - choćby dla Neli ze Słubic - to przeżycie zbyt intymne, żeby dopuszczać do niego kogokolwiek poza niezbędnym personelem. To taki mały cud...
 
Przeczytaj również:Takiej Wigilii się nie zapomina...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska