Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepełnosprawny lekkoatleta celuje w igrzyska

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Maciej Lepiato (z prawej, obok trener Zbigniew Lewkowicz) ma 24 lata. Lekkoatleta gorzowskiego Startu. Na paraolimpiadzie w Londynie zdobył złoty medal i ustanowił nowy rekord świata (212 cm). Z takim samym wynikiem dwa tygodnie temu zdobył brązowy medal w halowych mistrzostwach Polski seniorów. Wybrany najlepszym sportowcem niepełnosprawnym 2012 r. w plebiscycie "GL”. Cierpi na końsko-szpotawe zakończenie lewej kończyny dolnej.
Maciej Lepiato (z prawej, obok trener Zbigniew Lewkowicz) ma 24 lata. Lekkoatleta gorzowskiego Startu. Na paraolimpiadzie w Londynie zdobył złoty medal i ustanowił nowy rekord świata (212 cm). Z takim samym wynikiem dwa tygodnie temu zdobył brązowy medal w halowych mistrzostwach Polski seniorów. Wybrany najlepszym sportowcem niepełnosprawnym 2012 r. w plebiscycie "GL”. Cierpi na końsko-szpotawe zakończenie lewej kończyny dolnej. Archiwum Startu Gorzów
- Udowodniłem, że granice między sportowcami niepełnosprawnymi i pełnosprawnymi coraz bardziej się zacierają. Myślę, że takich osób jak ja, w przyszłości będzie coraz więcej - mówi skoczek wzwyż Maciej Lepiato.

- 2,17 czy 2,18? Jaka jest w końcu pana życiówka, bo słyszałem obie wersje.
- Oficjalna 217 cm, ale na treningu skoczyłem już 218. To było na tydzień przed startem na paraolimpiadzie w Londynie. Skoczyłem tę wysokość z wielkim zapasem.

- A jakie jest minimum olimpijskie?
- By pojechać na zeszłoroczne igrzyska, trzeba było skoczyć 231 cm. Także jeszcze trochę pracy przede mną, ale mam nadzieję, że zdrowie mi dopisze i za trzy lata wystąpię na igrzyskach olimpijskich oraz na paraolimpiadzie.

- Pokazał pan w halowych mistrzostwach Polski w Spale, że może na równi konkurować z pełnosprawnymi sportowcami.
- To też pokazuje, jakie błędne jest postrzeganie polskiego sportu osób niepełnosprawnych. Jak jakaś kula u nogi, coś gorszego, co nie jest warte pokazywania. Ale ja udowodniłem, że te granice coraz bardziej się zacierają. U nas jest coraz większa profesjonalizacja, coraz lepsze wyniki. Myślę, że takich osób jak ja, w przyszłości będzie coraz więcej.

- 212 cm w Spale pozwoliło panu zdobyć brązowy medal. Czego zabrakło na mistrzostwach Polski, by skoczyć życiówkę?
- Zdrowia. Tydzień przed zawodami rozchorowałem się, mój organizm był osłabiony. Podczas startu brakowało mi trochę sił, ale to, co sobie założyliśmy, czyli zdobycie medalu, udało się. Teraz pracujemy dalej nad jeszcze lepszymi wynikami.

- I stanie pan przed dylematem, czy wystąpić latem na paramistrzostwach świata czy na mistrzostwach Polski?
- Jak dojdzie do tego, że będę musiał wybierać, to postawię na Lyon. Ale nie ukrywam, że chciałbym wystąpić w obu imprezach. Terminy prawie się nakrywają, więc mam nadzieję, że związek sportu niepełnosprawnych zrobi ukłon w moją stronę i zorganizuje mi indywidualny wylot do Lyonu w późniejszym czasie. Wtedy udałoby mi się wystartować jeszcze na mistrzostwach Polski.

- Co pan sobie pomyślał wchodząc na podium w Spale? Pokazałem im?
- Skoczkowie wzwyż to jedna, fajna rodzina. Wszyscy się lubimy, każdy sobie dobrze życzy. I na pewno w Spale nie myślałem, że komuś coś udowodniłem. Czułem za to ogromną satysfakcję. Porównywalną do tej na najwyższym stopniu podium w Londynie, bo medal na imprezie seniorskiej wśród pełnosprawnych sportowców to wielka sprawa.
- W Londynie na paraolimpiadzie zdobywając złoty medal i ustanawiając rekord świata, skoczył pan z dużym zapasem. Wynik mógłby być lepszy.
- W tym przypadku na sprawę trzeba spojrzeć trochę bardziej materialnie. Za każdy rekord świata są pieniądze. Nie ma sensu na jednej imprezie poprawiać rekordu o 10 cm. O wiele bardziej opłacalna jest metoda Siergieja Bubki, który swe najlepsze wyniki poprawiał wręcz po centymetrze.

- Mówił pan o skoczkach wzwyż, jako o jednej rodzinie. Z kolei ja słyszałem, że skoczkowie to indywidualiści, którzy wolą chodzić własnymi ścieżkami.
- Takie stwierdzenie może wzięło się z tego, że przed skokiem zawodnicy skupiają się, często wykonują dziwne gesty, wyobrażają sobie skok. Ale tak nie jest do końca. Nie różnimy się od innych lekkoatletów.

- Pięć minut po Londynie już minęło. Ale na pewno był to niezwykły czas. Został pan wyróżniony i w regionie, i w Polsce, w najważniejszych plebiscytach.
- Mam za sobą wiele fajnych spotkań. Gablotka w mieszkaniu z miejscem na gratulacje i nagrody jest już szczelnie wypełniona. Pięć minut już minęło, bo od Londynu upłynęło parę ładnych miesięcy, ale o sporcie niepełnosprawnych wciąż się mówi. Są cykliczne programy w telewizji o sporcie paraolimpijskim. Coś się zmieniło i mam nadzieję, że wciąż będzie się zmieniać.

- Na paraolimpiadzie sportowcy pokazali, że nie są zawodnikami grupy B. Wierzy pan, że zmieni to również postrzeganie osób niepełnosprawnych?
- Przykład brytyjski pokazał, że postrzeganie nas jako gorszych sportowców czy ludzi jest wielkim błędem. Na każdej sesji stadion lekkoatletyczny był wypełniony 80-tysięcznym tłumem. Zresztą inne areny także były zapełnione, a stacje telewizyjne, które pokazywały paraolimpiadę, biły rekordy oglądalności.

- Pochodzi pan ze Zwierzyna koło Strzelec Krajeńskich, ale w rodzinnym domu jest chyba pan tylko gościem.
- Mieszkam na stancji w Gorzowie, bo tam studiuję na Akademii Wychowania Fizycznego. W domu w Zwierzynie jestem rzadko. Wyjazdy na zawody, treningi i studia pochłaniają mi mnóstwo czasu.

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska