Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezła afera wokół amstafa

Anna Białęcka
- Nie oddamy psa, bo się bardzo do niego przywiązaliśmy - mówią nowi opiekunowie Raskiego. A wygląda na to, że powinni oddać, bo taką decyzję w sprawie amstaffa wydał prezydent miasta.

Przed dwoma tygodniami opisywaliśmy historię amstaffa, który został odebrany właścicielowi na wniosek stowarzyszenia Amicus. Głównym powodem miała być zbyt mała klatka, w której był przetrzymywany pies, a także fakt, że była ona ustawiona na wydzielonym furtką korytarzu klatki schodowej wieżowca. O tym fakcie miała powiadomić stowarzyszenie jedna z sąsiadek. Na podstawie opinii Amicusa z 21 kwietnia, prezydent miasta wydał 4 czerwca decyzję o odebraniu psa panu Tomaszowi, ale jedynie na czas prowadzonego postępowania karnego. A takie zostało wszczęte rutynowo przez prokuraturę. Właściciel złożył odwołanie od decyzji prezydenta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Legnicy.

Postępowanie wyjaśniające prowadziła prokuratura a także urząd miasta, a Raski przechodził w tym czasie z rąk do rąk. Najpierw był w azylu Amicusa, a kilka dni później trafił w ręce prywatnych osób w jednej z podgłogowskich wsi. - Hodowca, który sprzedał Raskiego panu Tomaszowi zadecydował, że pies już nie może przebywać u dotychczasowego właściciela - wyjaśniała szefowa stowarzyszenia Maria Zięba. - Hodowca ma prawo odebrać psa i zadecydować o jego losie, jeżeli jest on źle traktowany - przekonywała. - A był źle traktowany.

W czasie, gdy Raski zmieniał opiekunów i był odseparowany od właściciela, SKO rozpatrywało skargę pana Tomasza na decyzję prezydenta. - Nie mogłem pogodzi się z tym, że uznano iż czasowe tylko przebywanie Raskiego w klatce o wymiarach 90 cm x 60 cm x 60 cm zostało uznane przez Amicusa jako znęcanie się nad zwierzęciem - mówił właściciel amstaffa. - Klatkę kupiliśmy przez internet za namową hodowcy. Raski traktował ją jak swój azyl, jak psią budę.

Odpowiedź kolegium była gotowa 24 czerwca. Decyzja brzmiała: uchylić zaskarżoną decyzję w całości i przekazać ją do ponownego rozpatrzenia przez organ I instancji, czyli prezydenta. Uzasadnienie było obszerne, kilkustronicowe i wykazało wiele błędów w postępowaniu Amicusa i prezydenta przed podjęciem decyzji o odebraniu psa panu Tomaszowi.

Po pierwsze pies nie powinien trafić na czas prowadzenia wyjaśnienia w prywatne ręce, powinien znaleźć schronienie w schronisku dla zwierząt. Ponadto SKO zwróciło uwagę, że informacje o złym traktowaniu psa pochodzą od sąsiadów, a nie są to spostrzeżenia Amicusa. W czasie rozprawy administracyjnej prowadzonej przez służby prezydenta oparto się tylko na tych stwierdzeniach, a nie przesłuchano żadnego z tych anonimowych sąsiadów. Jednym z błędów wskazanych przez SKO był fakt, ze postępowanie administracyjne toczyło się bez udziału samego zainteresowane, czy pana Tomasz. Nie miał wiec możliwości złożenia jakichkolwiek wyjaśnień, a decyzja została oparta na podstawie opinii sąsiadki, która dla wszystkich pozostaje tajemnicą.

Jak się okazało, jeszcze przed wydaniem decyzji przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze, głogowska prokuratura podjęła decyzję o odmowie wszczęcia postępowania ze względu na brak danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.
W oparciu do decyzję SKO i prokuratury, prezydentowi nie pozostało nic innego jak wydać decyzję o zwróceniu psa właścicielowi.
Jednak na tym sprawa się nie kończy. Pan Krzysztof, razem z rodziną i w asyście urzędniczki miejskiej, pojechał do podgłogowskiej wsi, do nowych opiekunów Raskiego. Na miejsce przyjechała także szefowa Amicusa i weterynarz.

- Nie oddamy psa, bo się bardzo do niego przywiązaliśmy - powiedzieli nowi opiekunowie Raskiego. - Minęły dwa miesiące, więc jesteśmy z nim związani. A ponadto mamy umowę z hodowcą, podpisaliśmy ją 20 czerwca. Zgodnie z nią jesteśmy teraz właścicielami Raskiego.
Urzędniczka miejska przekonywała, by pies został wydany. - Przyjechaliśmy z decyzją prezydenta o wydanie psa amstaffa jego właścicielowi - powiedziała kierowniczka wydziału komunalnego w ratuszu Monika Urban. - Spotkaliśmy się z odmową. Właściwie to nie do nas należy odebranie tego psa, bo nie urząd go odebrał właścicielowi, tylko stowarzyszenie Amicus.

Weterynarz zapewniał, że nie mógł stwierdzić podczas odbierania amstaffa, że był w złym stanie. - Pan Tomasz przychodził do lecznicy z Raskim, pies został zaszczepiony. Ponadto przyszedł w sprawie liniejącego ogona czworonoga, zapewniał, że chce leczyć psa, gdy tylko dostanie wypłatę - powiedział weterynarz. - Problem stanowiła klatka, w której pies nie mógł się swobodnie poruszać. Jednak nie ma ścisłych przepisów na to jakie klatka powinna mieć wymiary.

Pan Tomasz razem z rodzicami wrócił do Głogowa bez psa. - Nie rozumiem tego wszystkiego co się tu dzieje, nie rozumiem, jakim prawem pozbawiono mnie Raskiego, to jest nasz pies, za którym wszyscy bardzo tęsknią.
Wygląda na to, że to nie koniec walki o amstaffa. Najprawdopodobniej sprawą teraz będzie musiał zająć się sąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska