Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocą strach zmrużyć oko - mówi mężczyzna, który mieszka w opuszczonym baraku w Gorzowie

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
O tym, że barak jest zamieszkany, świadczy najlepiej świeżo rozwieszone pranie. Marynarka, skarpetki, koszula i majtki wiszą równiutko obok siebie.
O tym, że barak jest zamieszkany, świadczy najlepiej świeżo rozwieszone pranie. Marynarka, skarpetki, koszula i majtki wiszą równiutko obok siebie. fot. Tomasz Rusek
- Boję się o życie, boję. Ale gdzie mam iść? - mówi pan Kazimierz, który mieszka w grożącym zawaleniem baraku przy ul. Dowgielewiczowej. Niedawno ktoś próbował podpalić budynek. W środku były wtedy cztery osoby.

Teoretycznie nikt nie powinien w baraku przebywać, bo w każdej chwili może runąć. To opinia nadzoru budowlanego. Teoretycznie budynek jest więc pusty i razem z całą działką wystawiony przez marszałka na sprzedaż. Teoretycznie straż miejsca regularnie sprawdza, czy nikt się tutaj nie kręci i przegania, jak trzeba.

Koniec teorii

Tyle teorii. W praktyce sprawa baraku wygląda tak: owszem, jest zrujnowany, odłączony od prądu, ogrzewania i wody, ale cały czas, na dziko, mieszka tu czterech mężczyzn. Fetor ze środka czuć aż na zewnątrz. W niektórych pokojach są odchody, muchy latają jedna przy drugiej, po podłodze wala się mnóstwo śmieci, wszędzie są jakieś kałuże, pewnie moczu. Naprawdę nie da się oddychać. Strach dotknąć czegokolwiek.

Okropieństwo. A obok, na sznurku, jak gdyby nigdy nic, wisi sobie mokre pranie: koszula, marynarka, skarpety i majtki. Na rozmowę godzi się jeden z lokatorów - pan Kazimierz.

Pomieszkuje tutaj już czwarty rok. Kiedyś legalnie, bo miał meldunek, teraz na dziko, bo ma wyrok eksmisji. - Ale gdzie mam się podziać? - krzyczy (bo słaby słuch ma). - Może do Alberta by pan poszedł - podrzucam. - A co ja, głupi jestem? Jak pójdę do Alberta, to nie dostanę mieszkania socjalnego. Tu zostanę. Do końca. Póki razem z kolegami tu mieszkamy, nikt nam tego nie zburzy - dodaje.
Problem w tym, że to po prostu niebezpieczne. - Ostatnio ktoś próbował ich podpalić - mówi nam jeden z Czytelników (dane do wiadomości redakcji). Sprawdzamy: faktycznie na drzwiach wejściowych są ślady po ogniu. Objął niemal całe drzwi, zanim udało się go ugasić.

I dlatego pan Kazimierz przyznaje: - Boję się o życie, boję. Nocą czasami strach zmrużyć oko... Ale skoro jest nas czterech, to w razie czego sobie pomożemy - mówi.

Jak mu się tu żyje? Daje radę. Zaglądamy przez okno: ma kuchenkę gazową, na której gotuje, na dachu baraku sterczy antena. Patrzymy po kablu: biegnie po ścianie do telewizora. Ten z kolei jest podłączony do... akumulatora. - No, uciekam do siebie, bo kawę nastawiłem - żegna się lokator.

Ciągle wracają

O mieszkających na dziko wie i szpital (przez lata w barakach prowadził hotel robotniczy) i straż miejska. Komendant Czesław Matuszak tłumaczy, że jego ludzie są w budynku niemal codziennie i przy każdej wizycie wypraszają nielegalnych lokatorów. Więcej zrobić nie mogą. - My ich wyprowadzimy a oni, jak odchodzimy, wracają - mówi.

Kamil Jakubowski, wicedyrektor szpitala, też wie o czterech mieszkańcach. - Są tam nielegalnie. Ale niczego w ten sposób nie załatwią, niczego nie przedłużą. Wiem, że Urząd Marszałkowski już wystawił nieruchomość na sprzedaż (potwierdziliśmy to w sobotę, koło baraków stoi wielka kolorowa tablica - red.), najpewniej pod młotek pójdzie parcela razem z barakami, a te wyburzy już przyszły właściciel. Oczywiście wcześniej wyprowadzeni zostaną nielegalni mieszkańcy - dodaje Jakubowski.

Gorzowianie, którzy mieszkają nieopodal w spółdzielczych blokach przyznają, że jakoś specjalnie lokatorzy baraków im nie zawadzają. Ale... - Czasami człowiek się boi, że podczas jakiejś imprezy z dymem tę budę puszczą i nie daj Boże płomienie przejdą dalej. Poza tym dzieciaki się tam kręcą, jeszcze do jakiegoś nieszczęścia dojdzie? - mówi młoda kobieta przechodząca nieopodal z rozwrzeszczanym maluchem w wózku.

Parcela, jeśli uda się ją sprzedać, na pewno zostanie przeznaczona pod blok. Pewnie chętnych do przetargu będzie wielu deweloperów. Środek osiedla, a jednak trochę na uboczu. Obok park, mnóstwo zieleni, szkoła, przystanki, fontanna, cisza i spokój. A ptaki śpiewają tak, że człowiek czuje się jak w środku lasu. - No, ładna okolica - mówi pan Kazimierz, zanim ostatecznie pójdzie na kawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska