Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Noga Boga, czyli Akinfiejew znów na bramkarskim szczycie

Dominik Owczarek
EASTNEWS
Nieporadny, niepewny, przeceniany - to tylko kilka epitetów, określających wcześniej bramkarza i kapitana Sbornej. Jedna seria rzutów karnych odwróciła postrzeganie Igora Akinfiejewa o 180 stopni.

Iago Aspas podchodzi do piłki, Igor Akinfiejew bierze głęboki oddech. Wie, że jeśli obroni, wyrzuci Hiszpanów za burtę. Wysiłki Rosjan w grze defensywnej nie idą na marne. Bramkarz rzuca się w prawą stronę, ale nogą odbija piłkę zmierzającą w środek bramki. Jerzy Dudek w podobnym stylu wygrał Liverpoolowi Ligę Mistrzów, ale Rosjan to nie interesuje. Dla nich to Igor jest mistrzem i nowym-starym gierojem.

Awansując do ćwierćfinału, Rosjanie oszaleli. Ulice Moskwy wypełniły się pijanymi ze szczęścia ludźmi. Czasem aż za bardzo - zdjęcia kibiców wchodzących na latarnie lub dowody nadzwyczajnej wyrozumiałości miejscowych policjantów błyskawicznie obiegły sieć. Tego wieczora można było więcej. Z podobnego założenia wyszedł dziennikarz „Sport-Ekspriessu” Dmitrij Si-monow, który pod wpływem euforii zawyrokował, że nikt nie przerwie im świętowania co najmniej do samego finału.

W porównaniu z emocjami towarzyszącymi pomeczowej atmosferze krew Igora Akinfiejewa nie wydawała się zagotować choćby odrobinę. Podkreślił wysiłek kolegów z zespołu, twierdząc, że nie dokonał niczego wielkiego. Na forach nie brakowało żartów, porównujących jego zachowawczą wypowiedź do pewnego rosyjskiego kibica, który na pytanie o planowany sposób świętowania odparł, że pójdzie spać. „Rano trzeba iść do pracy” - wytłumaczył skonsternowanej dziennikarce.

Stawianie kapitana Sbornej w jednym rzędzie z Lwem Jaszynem lub Rinatem Dasa-jewem jest nadużyciem. Dziesięć lat temu oczekiwano jednak, że Akinfiejew z czasem dorówna poziomem do wymienionych legend. Zanim zyskał miano „ręcznika” i winowajcy wszelakich niepowodzeń, obwołano go wielką nadzieją rosyjskiego futbolu.

W wieku 17 lat przebojem wszedł do bramki CSKA Moskwa i do tamtej pory nie oddał miejsca między słupkami. Rok po ligowym debiucie pojechał na Euro 2004 jako rezerwowy, by na następnych mistrzostwach Europy dotrzeć ze Sborną do półfinału. Transfer do wielkiego klubu stał otworem. Mógł pójść drogą Andrieja Arszawina lub Romana Pawliuczenki i przenieść się na Wyspy Brytyjskie, ale transfer do Manchesteru United spalił na panewce. Zamiast podboju Premier League, nadeszła stagnacja w Moskwie.

Młody, perspektywiczny bramkarz stał się niespełnionym talentem. Na domiar złego doszedł kac po okresie sukcesów rosyjskiej piłki zarówno na niwie klubowej, jak i reprezentacyjnej. Niespełnione oczekiwania wymogły poszukiwanie kozła ofiarnego, czego ofiarą padł głównie Akinfiejew.

Na osiedlowym boisku zwykle winny jest bramkarz. Maksyma ta zaczęła być stosowana wobec niego, gdy defensywa Rosjan zaczęła być dziurawa jak szwajcarski ser. W europejskich pucharach nie było lepiej. Słaba gra CSKA w defensywie i każdy mecz ze straconą bramką? Winny golkiper.

Notował więcej dobrych występów niż słabszych, ale miał pecha z timingiem. Bił rekordy w mało medialnej lidze rosyjskiej, by na niwie reprezentacyjnej dać o sobie zapomnieć. Cztery lata po spektakularnym Euro 2008 był już tylko rezerwowym. Dick Advocaat wolał postawić na Wiaczesława Małafie-jewa, ze względu na wcześniejszą poważną kontuzję Akinfie-jewa. Mundial 2014 był dla niego koszmarem. Błędy w meczach z Koreą Południową i Algierią silnie rzutowały na jego psychikę.

Niezbyt pewna postawa na zeszłorocznym Pucharze Konfederacji nie pozwoliła odczepić od niego łatki słabeusza. Na domiar złego doszedł jeszcze konflikt z selekcjonerem, któremu bramkarz ostatecznie ustąpił. Niedawno groził zakończeniem kariery reprezentacyjnej, dzisiaj wyprowadza kolegów z zespołu na boisko w roli kapitana.

Do tej pory na turnieju nie zachwycał swoją postawą. Nic dziwnego, że hiszpańska „Marca” przed meczem 1/8 finału napisała o nim - „w nie najlepszej formie, ale nadal numer jeden”.

Wspaniale spisując się na moskiewskich Łużnikach, wręczył rosyjskim dziennikarzom solidny oręż. „Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby Akinfiejew był w swojej najlepszej formie” - odgryźli się Hiszpanom nie gorzej niż podopieczni Stanisława Czerczesowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Noga Boga, czyli Akinfiejew znów na bramkarskim szczycie - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska