Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Normalne żużlobranie

Rafał Darżynkiewicz
Archiwum "GL"
Derby dla Zielonej, Hancock mistrzem świata, pierwszy mecz finału i trenersko-menedżerska karuzela. To był mocny tydzień w speedwayu.

Zacząć wypada od normalności. Na pierwszym planie lubuskie derby. Wynik poszedł w świat, więc nie o wyniku będzie. Najważniejsze, że wszyscy w tym meczu wszystkich meczów stanęli na wysokości zadania. W klubach trzymano ciśnienie i - temat znajomości regulaminu, a przede wszystkim jego interpretacji przemilczę - obyło się bez wzajemnych przepychanek. Komplet zielonogórskiej publiczności świetnie się bawił. Zawiedzeni byli kibice z Gorzowa. Mimo to, właśnie oni zachowali się z klasą godną najlepszych. Nagrodzili brawami drużynę lepszą, drużynę, która ich ulubieńców pozbawiła szans na złoty medal. Tym razem już nie tylko Piotr Protasiewicz, ale cały Falubaz usłyszał brawa z północy. Jednak może być normalnie.

Zgodnie z przewidywaniami mistrzem świata już w Gorican został Greg Hancock. I gdzieś tam daleko w Chorwacji, znów zobaczyliśmy normalność żużla. W stronę Amerykanina jak jeden mąż z gratulacjami pośpieszyli wszyscy bez wyjątku. "Herbie" pofrunął w górę na ramionach najgroźniejszych rywali. Nikogo nie zabrakło, choć przecież chwilę wcześniej w rywalizacji nikt nikogo nie oszczędzał. To był obrazek, który musi cieszyć.

Następnego dnia nowo kreowany mistrz świata zawitał do Leszna. Czy ktoś nie wstał? Czy ktoś nie bił braw Amerykaninowi podczas prezentacji? Standing ovation zgotowali Hancockowi wszyscy obecni na "Smoku". Znów świat sportu zobaczył budujący obrazek, który w lidze może zobaczyć tylko na stadionach żużlowych. Zresztą w niedzielę w Lesznie, jak i w środę w Zielonej Górze jakoś tak przyjaźnie było i… normalnie. Owszem na tor narzekano, ale tylko w żartach. Klub "Uśmiech" zdominował parking i prezentacje. W wielkim finale nikomu nie przeszkadzało nawet to, że pierwszego starcia Unia-Falubaz nie zaszczycił delegat Speedway Ekstraligi. Normalnie nikt "toromistrza w marynarce" nie zaprosił.
Normalnie - jak w piłce - z trenerskiej karuzeli wypadli Czesław Czernicki i Sławomir Kryjom. W Gorzowie po derbowym łomocie potrzebny był wstrząs i padło na "obcego". Szansę dostał swój i to normalna kolej rzeczy. Piotr Paluch to właściwa osoba, na właściwym miejscu i w odpowiednim czasie.

Tak po prostu, normalnie. Osobna historia to losy menedżera Unibaksu. Torunianie są już tak zakręceni, że nawet Mikołaj Kopernik nie byłby w stanie ich odkręcić. Na własne życzenie nie awansowali do finału, a i brąz przeszedł im koło nosa. Normalnie to Kryjom z klubu w Toruniu, a przynajmniej na jakiś czas z polskiego żużla powinien wylecieć chwilę po sławetnym meczu w Lesznie. Tak się nie stało. Liga przymknęła oko. Najsłynniejszy żużlowy menedżer ostatnich dni wyleciał z pracy chwilę po meczu w Gorzowie. Z karuzeli podobno zepchnęli go zawodnicy, a zarząd Unibaksu tylko przyklasnął oddolnej inicjatywie. W Toruniu po prostu szukano pretekstu, bo by w żużlu było normalnie tak musiało się stać.

W ostatnim tygodniu żużel zdecydowanie ruszył w kierunku normalności. I tak sobie marzę, że gdyby jeszcze zlikwidować te "łysiny" na trybunach zwane strefami bezpieczeństwa to stadiony też wyglądałyby normalnie. Normalności nie można się bać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska