Zakład jeszcze nie ruszył z nową akcją, ale już spodziewa się skarg i protestów. Bo windykatorzy będą działać ostro: wysyłać listy z przypomnieniem o długu, nachodzić dłużników w domach...
- Oczywiście wszystko w granicach prawa, ale będzie to dużo bardziej uciążliwe dla gapowiczów niż nasze dotychczasowe sposoby - ostrzega szef MZK Roman Maksymiak. Pierwsze sprawy trafią do specjalistów od odzyskiwania długów na początku lutego.
- Teraz dogrywamy wszystko od strony prawnej - mówi Maksymiak.
Czysty zysk
Dla Miejskiego Zakładu Komunikacji współpraca z windykatorami to czysty zysk. - Bo jeśli ściągną coś z naszego dłużnika, dostajemy pieniądze. A jeśli nie, to i tak biorą wszystkie koszty egzekucji na siebie - tłumaczy Marek Świst z działu zarządzania ruchem.
Firma pomysł zaczerpnęła od innych zakładów, u których odzyskiwacze długów się sprawdzili. - Co prawda i tak ściągamy 40 proc. wszystkich mandatów, co jest najlepszym wynikiem w kraju, ale przecież może być jeszcze lepiej - dodaje Świst.
Ma rację: do wyciśnięcia z ponad 4 tys. gapowiczów jest jeszcze 1,5 mln zł zaległości. Takie pieniądze wystarczyłyby na kilka używanych autobusów w dobrym stanie!
Tylko w ostateczności
Gorzowianie różnie oceniają pomysł MZK. - To przesada. Miejska firma nie powinna odzyskiwać długów w taki sposób. Tylko czekać jak magistrat zacznie tak gnębić ludzi za nieopłacony podatek od psa! - komentuje pan Janusz, który czeka na tramwaj w centrum.
Janina Kotlarska (zaraz pojedzie 111 na cmentarz) popiera nowe rozwiązanie. - Kto jest uczciwy, nie ma się czego bać. Czemu mam płacić za gapowiczów? Ścigać ich na wszelkie możliwe sposoby! - macha laską.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?